Jeśli ktoś myślał, że cotygodniowe raporty o absurdach okresu przygotowawczego w Polsce, to jakikolwiek problem – był w sporym błędzie. Nasi ukochani prezesi, trenerzy i piłkarze z drobną (a może wcale nie taką drobną?) pomocą mediów regularnie dostarczają ciekawego materiału. Cóż, ta pogoda nikomu najwyraźniej nie sprzyja… Zapraszamy na drugi odcinek zimowego cyklu.
Negocjacje: Paweł Zieliński.
Waluta, jaka niekiedy obowiązuje przy transferach piłkarskich, może robić wrażenie. Ile to już razy czytaliśmy historie o oddaniu piłkarza za trzydzieści piłek albo siedem kompletów dresów? Wiele, to z pewnością. Śląsk sprawdza obecnie Pawła Zielińskiego, brata Piotra, ale ma jeden problem – chciałby wziąć go za darmo, a on wolnym piłkarzem nie jest. Ślęza, w której Zieliński występuje, nie ma natomiast, gdzie rozgrywać spotkań. Wymyślono więc rozwiązanie idealne: my wam oddamy zawodnika, wy pozwolicie nam grać przy Oporowskiej. Gratulujemy pomysłowości, naprawdę. W Ślęzy na razie cieszą się, że po Zielińskiego nie zgłosiła się Pogoń Szczecin.
Testy: Wisła Kraków.
Najgłośniej dziś z Wisły śmieje się Łódź – w końcu Widzew ma okazję zobaczyć, jak kabaretowe testowanie wygląda z innego położenia. Ale do rzeczy. Franciszek Smuda sprawdza w ostatnim czasie dwóch prawdziwków: z piątej drużyny drugiej ligi albańskiej oraz siódmej ligi niemieckiej (rezerwy czwartoligowca). Nie wiemy, czy Franz poczuł to „coś”, kiedy zobaczył jak obaj wchodzą po schodach we wspólnym hotelu na wakacjach, ale właściwie nas to niezbyt interesuje. Wisła szuka dziś piłkarzy po śmietnikach (mimo że znaleźć, już nie szukać, potrafi – patrz: Stilić), co tylko pokazuje, ile z tego słynnego blasku straciła w ostatnich latach Biała Gwiazda. Ł»eby jednak nie było tylko o Wiśle… Jagiellonia sprawdzała Argentyńczyka, który trzeciego dnia stwierdza, że nie wytrzymuje tempa i wyjeżdża. Ślask – Fina, któremu dopiero co w Niemczech powiedziano, że jest za gruby i odpalono bez żalu. Natomiast Widzew się tłumaczy z ostatnich pomyłek, że zawodników na testy polecił były widzewiak… i zgodzono się z grzeczności.
Wypowiedź: Marcin Pietrowski.
„Z Lechem, co wyjątkowe o tej porze roku w Polsce, zagraliśmy na naturalnej trawie. Tymczasem dotychczas zajęcia mieliśmy na sztucznej nawierzchni. Ciężko było nam się przestawić, przez co było w naszej grze sporo niedokładności” (za: lechia.pl). No cóż, to już znacznie wyższy poziom absurdu. Jak grają na sztucznym boisku, to narzekają, że nie naturalne. Jak grają na naturalnym, to dziwią się, że jednak nie sztuczne. Jeszcze chwila, a w tej lidze zaczną tłumaczyć, że nie spodziewali się, iż trzeba było w ogóle grać. Komedia, panie Pietrowski.
Powrót: Collins John.
Oj, mieliśmy spory dylemat, zastanawiając się, kto zaliczył najbardziej imponujący comeback. Czy był to może Dawid Janczyk, który nie ma żadnego problemu z alkoholem, a tylko zresetuje się dwa-trzy razy w tygodniu (lub częściej), a w Legii zameldował się z (nad)wagą – przy wzroście 181 centymetrów – 92 kilogramów? Czy był to może Alex Bruno, który spóźnił się dziesięć dni, a teraz Widzew zastanawia się nad rozwiązaniem z nim umowy? Ostatecznie wybraliśmy Collinsa Johna z Piasta, który wyjechał z Polski w połowie grudnia i, mimo ważnego kontaktu, wciąż nie wrócił. Gliwiczanie wznowili przygotowania, wylecieli do Hiszpanii na obóz, a 28-latka jak nie było, tak nie ma.
Najgłupsze pytanie od dziennikarza?
Umieszczając tę kategorię przed tygodniem, spodziewaliśmy się, że to jednorazowy przypadek. No nie, niestety… Krótka scenka z konferencji prasowej z Henningiem Bergiem, trenerem Legii.
– How about team settings? – pyta dziennikarz.
– Yyy, you mean formation?
Sparing: Ruch Chorzów.
Duch słowackiej Ł»yliny wciąż unosi się nad Chorzowem. Tym, którzy nie pamiętają, przypominamy: Niebiescy przegrali wówczas 2:9. Trener Jan Kocian, żeby uniknąć powtórki z rozgrywki, powtarzał w mediach, że dla niego liczy się w sparingach nie tylko gra, ale też i wynik. No to Ruch zagrał z pierwszoligowym GKS-em Tychy i… przegrał 0:5. Wszystkim, którzy chcieli coś powiedzieć, że to przez zbyt ciężkie treningi, dedykujemy słowa Kociana: „Trudy obozu przygotowawczego może miały jakiś wpływ, ale to niczego nie tłumaczy. Nie wiem, jak piłkarzom, ale mnie po takim meczu jest wstyd. To była masakra”.
Spójna wizja: Śląsk i Ruch.
Najpierw w Chorzowie zaczęło się wyrzucanie obcokrajowców i opowieści o polskim Ruchu, no ale skoro kilka miesięcy później jest trener zagraniczny, to czemu zagraniczni nie mają być też piłkarze? Dlatego Ruch nadal będzie polski, ale może już tak nie do końca. We Wrocławiu bajki były podobne – stawiamy na wychowanków i piłkarzy z regionu, bo historia pokazuje, że talenty tutaj są, tylko trzeba umieć je znaleźć. No i w ramach realizacji nowej strategii Śląsk wziął m.in. Flavio Paixao i sprowadził na testy: Forssella (nie tego znanego, tylko grubasa, o którym pisaliśmy wyżej), Sato oraz Hateleya. Ktoś coś z tego rozumie?