– Te mecze trzeba było rozegrać, bo były już wcześniej zaplanowane. Znacie moje zdanie na temat ich przydatności. Jeśli już grać poza terminami FIFA, to niech to ma ręce i nogi. Mamy swój pomysł, jak to rozwiązać. Myślę, że rozsądny. W najbliższym czasie go przedstawimy. Musimy najpierw wszystko omówić na zarządzie, przedyskutować i przegłosować – tak o śmieciowych meczach kadry, pokroju ostatnich z Norwegią i Mołdawią, wypowiada się dziś w prasie prezes PZPN. Zmiany na lepsze zapowiada też prezes Ekstraklasy SA Bogusław Biszof. Poza tym: Stilić w Wiśle, Ślusarski zdawkowo tłumaczy się z awantury z drugim trenerem Cyrakiem, Urban nie zgadza się z opiniami Radovicia.
FAKT
W dzisiejszym Fakcie sześć stron sportu, w tym kilka tekstów o piłce. Na pierwszy ogień idzie prezes Ekstraklasy SA, który przekonuje na łamach, że kibic niebawem będzie miał lepiej. Szykują się zmiany. Jeśli interesują was karty kibica, zamykanie stadionów, race i podobne historie, warto przeczytać.
Kibic piłkarski w Polsce jest kimś gorszym w przestrzeni publicznej niż np. kibic siatkówki?
– W podstawowych kwestiach, jak na przykład zakupienie biletu na mecz, ma trudniej. Jeśli zdecyduję się wieczorem, żeby pójść do kina lub na koncert, to mogę to zrobić z marszu. Jednak zapisy związane z obowiązującą ustawą o bezpieczeństwie imprez masowych powodują, że kiedy pierwszy raz chcę iść na mecz ekstraklasy, to już takie proste nie jest. Ubolewam nad tym. Powinno wystarczyć, żebyśmy legitymowali się PESEL-em, numerem dowodu itd., jak w przypadku zakupu biletu lotniczego. Dlatego rozmawiamy i pracujemy z gronem parlamentarzystów, żeby te przepisy zmienić. Ł»eby dostęp do meczu piłkarskiego, szczególnie dla nowych kibiców, nie był utrudniony.
Zmiany w prawie są możliwe?
– Rozmawiamy i przekonujemy. Jest możliwe, żeby dostęp do meczu piłkarskiego był tak samo prosty, jak właśnie kupno biletu lotniczego. Często podnoszony jest argument, że w kwestiach bezpieczeństwa istnieje potrzeba identyfikacji kibica. Dobrze, ale kwestie bezpieczeństwa w relacji do pasażerów lotniczych czymś się różnią? Nam się wydaje, że powinno być tak samo, a wręcz łatwiej powinno się kupować bilet na mecz.
Zamykanie stadionów to tani populizm?
– Z ubolewaniem uważam, że tak jest. To działanie niezasadne. Skoro nabroiło kilka osób, to te sankcje są zdecydowanie nieproporcjonalne. Po prostu tego nie rozumiem. Jeżeli ktoś wyrządzi szkodę w galerii handlowej, to zamyka się całą galerię? W przypadku piłki zamyka się trybuny z niebywałą łatwością i pozwala roznosić ten smród niby zagrożenia na cały kraj. „Teraz zobaczcie, cała Polsko, jak grany jest mecz przy pustych trybunach!” A kibic przed telewizorem często nie ma pojęcia, co tam się właściwie stało i dlaczego stadion jest pusty. Wielu sądzi, że to kara za jakiś „Armagedon”. Jeżdżę tymczasem po całym kraju i na żadnym stadionie nie czułem się niebezpiecznie.
Na stronie obok głos zabiera Jan Urban. Przyznaje między innymi, że w końcowej fazie swojej pracy przy Łazienkowskiej zaczął spodziewać się zwolnienia. Ogólnie nie powala wielkimi przemyśleniami.
Miroslav Radović po zatrudnieniu Henninga Berga stwierdził, że „po trenerze Bergu spodziewam się większej dyscypliny w naszej grze”. – Mam nadzieję, że Rado mówił to o sobie. Czy boli taka opinia? Boli, ale to jest Rado. Dlatego nie boli tak bardzo. Zostawię to bez komentarza, bo bardzo łatwo byłoby mi odpowiedzieć – powiedział trener. Oberwało się też Marko Ł ulerowi. Słoweniec odchodząc z Legii przyznał, że szkoleniowiec w rozmowie z nim powiedział, że „nie będzie grał, bo nie jest jego piłkarzem”. – Nic podobnego, to nieprawda. Mówiłem mu, że ma duży potencjał, może bez problemu wywalczyć miejsce w składzie. Zawodnicy dobrze mnie znali. Wiedzieli, że ja szybko nie skreślam piłkarza, czy to po błędzie na boisku, czy poza nim. Potrzebowałem każdego, ale ci, którzy się poddają, są po prostu odstawiani – dodał były trener.
Bez konkretów i fajerwerków.
Trochę tak jak Ślusarski, który wreszcie zabrał głos w sprawie wyrzucenia z drużyny Lecha (razem z Murawskim) po konflikcie z drugim trenerem Cyrakiem. Ślusar twierdzi, że wyrażał głos szatni.
Ślusarski i Murawski, w poniedziałek zostali wyrzuceni ze zgrupowania w Jarocinie za – jak to klub ujął w komunikacie – „rażące złamanie regulaminu dyscyplinarnego”. Natychmiast zaczęły się domysły. Nieoficjalnie dochodziły informacje o kłótni z drugim trenerem. Dzisiaj znalazły potwierdzenie. – Od dłuższego czasu nie układała się nasza współpraca z trenerem Cyrakiem. Kilka razy dochodziło już do mniejszych spięć między nami, można więc stwierdzić, że ten konflikt narastał. W niedzielę był już wybuch i może w zbyt ostrych słowach, ale z Rafałem wygarnęliśmy mu wszystko, co w nas dojrzewało od dawna – opowiada „Ślusarz”. Przy tym wyjaśnia, że działali nie tylko w swoim imieniu. – Można wręcz powiedzieć, że to był „głos szatni”. Może nie wszystkich piłkarzy, ale na pewno większości. Zresztą koledzy później mówili nam, że dobrze zrobiliśmy, bo trzeba było w końcu zareagować – mówi Ślusarski i dodaje: – Może nie zabrzmi to zbyt dobrze, ale po tym wszystkim poczułem ulgę, że wyrzuciłem z siebie to, co w nas siedziało tak długo – dodaje, co tylko potwierdza, że zdawał sobie sprawę z konsekwencji.
Na koniec mamy kolejny tekst – ostrzeżenie Lewandowskiego. Zgodnie z wydumaną tezą, że nie brakuje piłkarzy, których kariera załamała się po odejściu z Borussii. Eureka! Tak jak nie brakuje tych, którym załamała się po odejściu z Barcelony, Milanu albo Widzewa.
GAZETA WYBORCZA
Zanim otworzyliśmy Gazetę Wyborczą, zajrzeliśmy do Rzeczpospolitej, ale tam dziś trochę o przygotowaniach do Soczi, całkiem sporo o piłkarzach ręcznych i nic, co moglibyśmy skomentować w piłkarskim przeglądzie prasy. W Wyborczej jest niestety niewiele lepiej. W ogólnopolskim wydaniu znajdujemy tylko krótki kawałek o Manchesterze United, autorstwa Szadkowskiego. Część stołeczna ratuje się artykułem o czasach ITI w Legii.
Nie ma wątpliwości, że w porównaniu do początku 2004 r. sytuacja Legii jest znakomita, ale wiadomo, że mogłaby być dużo lepsza. Firma Mariusza Waltera przyniosła do klubu biznesowe know-how, którego w wielu polskich klubach brakuje do dziś. Drużyną kolejni szefowie klubu z Łazienkowskiej zarządzali natomiast w stylu prezesów innych klubów ekstraklasy. Przypomnijcie sobie wszystkie pomysły na budowę wielkiej Legii. Miała być to drużyna oparta na Brazylijczykach, a później na Hiszpanach. Zanim szefowie warszawskiego klubu postanowili stawiać na wychowanków akademii, próbowali podbijać Europę piłkarzami bez kontraktów ściąganymi na testy przez dyrektora sportowego Marka Jóźwiaka i sprowadzonymi za grube pieniądze „chłopcami z plakatu”. Nawiasem mówiąc, latem 2010 r. – tuż przed otwarciem nowego stadionu – ITI zmarnowało bodaj największą szansę na sportowy sukces. Klub przeznaczył wtedy na transfery ponad 2,5 mln euro. Nigdy wcześniej ani nigdy później klub ekstraklasy nie wydał jednego lata tak dużo. Z sześciu kupionych wówczas zawodników, klęską nie okazał się tylko Ivica Vrdoljak. Inna sprawa, czy za przeciętnego – na skalę europejską – defensywnego pomocnika trzeba było płacić aż 1 mln euro. Legia mogłaby ograniczyć ryzyko transferowych wpadek, gdyby zbudowała profesjonalny skauting. Nie zbudowała, więc dobrych piłkarzy (Moussa Ouattara, Roger, Edson, Jan Mucha, Inaki Astiz, Danijel Ljuboja) znajdowała przypadkiem i bardzo często się myliła (Marijan Antolović, Alejandro Cabral, Srdja Kneżević, Bruno Mezenga czy Inaki Descarga i Tito). Symbolem pomyłek, które zwyciężają nad trafieniami, było podpisanie kontraktu z Mikelem Arruabarreną i zła ocena możliwości Roberta Lewandowskiego, który odszedł z Legii za darmo.
SPORT
Ciekawa okładka Sportu.
I w efekcie teksty piłkarskie dopiero od siódmej strony. Na początek dowiadujemy się, że od początku okresu przygotowawczego z Podbeskidziem trenuje 19-letni Konrad Kareta z drużyny rezerw i zbiera bardzo dobre recenzje. Nominalnie jest stoperem. Dziennikarz Sportu nie ma przekonania, że jest to zawodnik gotowy na Ekstraklasę, choć na obóz bielszczan pojechało tylko dwóch środkowych obrońców – Pietrasiak i Konieczny.
Dalej typowy Sport. Cała seria informacji, o których już wiemy, czyli:
– Komisja Licencyjna złagodziła karę Widzewa
– Górnik i Ruch ciągle słabo w oczach komisji
– Dawid Nowak nie jedzie na obóz Cracovii
– Kocian dziwi się, że Starzyński nie grał w ZEA
Na kolejnej stronie o reprezentacji rozprawia Marek Chojnacki.
– Ze szkoleniowego punktu widzenia taki wyjazd do Zjednoczonych Emiratów Arabskich i rozgrywanie spotkań ze słabymi rywalami rzeczywiście nie ma większego sensu. Wolałbym zabrać tych samych zawodników gdzieś na krajowe zgrupowanie i niech zagrają między sobą. W takim wariancie wartość selekcyjna byłaby zdecydowanie wyższa (…) Skoro już trzeba wozić ligowców do Azji, to zabrałbym tam wyłącznie tych, którzy nie skończyli 21. roku życia, żeby ocenić i potencjał i poszukać odpowiedzi, czy są w stanie zrobić oczekiwane postępy. A tymczasem do samolotu wsiadają zawodnicy, po których trudno się spodziewać progresu na miarę wyzwań reprezentacyjnych. Ł»aden z uczestników spotkań z Norwegią i Mołdawią nie zaskoczył mnie pozytywnie. Może wymieniłbym ze trzy nazwiska, ale pod warunkeim, że ci zawodnicy szybko zrobią co najmniej dwa kolejne kroki do przodu. To Paweł Olkowski, Mateusz Zachara i Maciej Wilusz.
Trodno się z Chojnackim nie zgodzić, ale cały numer dziś nędzny. Do przewertowania w WC.
SUPER EXPRESS
W Super Expressie, no cóż, też dosyć skromnie. Tematy piłkarskie wciśnięte gdzieś między większe materiały z innych dyscyplin. Wypowiada się między innymi Zbigniew Boniek. Po zgrupowaniu w ZEA.
Za nami dwa mecze, 3:0 z Norwegią i 1:0 z Mołdawią. Tyle że więcej jest szyderstw niż pochwał po tym wyjeździe. Ł»e niepotrzebny, że grają piłkarze, którzy nigdy nie powinni założyć biało-czerwonej koszulki. Mają sens te wyprawy?
– Moja opinia w tej sprawie jest od dawna znana. Poważne reprezentacje nie grają zimą, poza terminami FIFA, i my też wprowadzimy tu zmiany.
Na czym będą polegały?
– Do końca miesiąca ogłoszę koncepcję, ale najpierw podzielę się z nią z członkami zarządu. PZPN to nie jest prywatna firma Bońka, muszę pewne decyzje konsultować. Tragedii nie było, do tej wyprawy nie dołożyliśmy ani złotówki, a wręcz przeciwnie – zarobiliśmy na niej. Ale nie o to chodzi, dla PZPN najważniejsze są walory sportowe. Pewnych ustaleń już nie zmienialiśmy, jednak w przyszłości będzie to wyglądało inaczej. Moje zdanie jest takie, że zimą piłkarze nie powinni być wyrywani ze swoich klubów. Niech trenują z drużynami, żeby na wiosnę byli w formie. Ewentualnie krótkie konsultacje kadrowe, ale w Polsce.
Spróbujmy znaleźć jakieś pozytywy tej wyprawy. Wpadł panu w oko jakiś piłkarz?
– Duże wrażenie zrobił na mnie Maciej Wilusz. Jak on się uchował w tej pierwszej lidze? Bardzo mądrze grał, potrafił się zastawić, zagrać głową, przestawić sobie obrońcę. Duże brawa. Warto się będzie temu chłopakowi przyglądać. Pozytywem są też same wyniki. Oba mecze wygraliśmy do zera. Nie chodzi o to, żeby się tym podniecać, ale już sobie wyobrażam, co by było, gdybyśmy nie wygrali. Pewnie niektórzy odtrąbiliby koniec świata. Na szczęście do tego nie doszło.
Nieco niżej typowo tabloidowy tekst z cyklu „nie grają a i tak zarabiają miliony”.
Kilku polskich piłkarzy w 2013 roku zarobiło wielką kasę, chociaż się nawet porządnie nie spociło. Krezusem wśród nich jest rezerwowy bramkarz Arsenalu Londyn Łukasz Fabiański. Były legionista za rok (nie)gry dostał od „Kanonierów” 7,3 mln zł. Przez wiele miesięcy mecze obserwował z wygodnej ławki, na boisko w meczach ligowych wychodził zaledwie cztery razy. Eldorado jednak mu się niedługo skończy, bo w czerwcu wygasa jego umowa. Ogromne pieniądze za siedzenie na ławce rezerwowych dostawał też Bartosz Salamon (23 l.), który w ubiegłym roku aż dwa razy zmieniał klub. W meczach ligowych nie powąchał murawy ani w Milanie, ani w Sampdorii. Jedyny mecz w 2013 roku zagrał w styczniu w drugoligowej Brescii. Jedyną szansą na grę były przyjazdy na zgrupowania reprezentacji Polski. Bogatymi rezerwowymi są także Rafał Wolski (22 l.) z Fiorentiny (1,25 mln zł za 131 minut) oraz Piotr Zieliński (20 l.) z Udinese (1,05 mln zł za 391 minut).
No i to w zasadzie wszystko.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Piłka ręczna to temat numer jeden w Przeglądzie.
W tematyce piłkarskiej numerem jeden jest rozmowa z Bogusławem Biszofem, który przekonuje, że zamykanie stadionów to tani populizm, a bukmacherzy powinni wrócić do sponsorowania polskiego sportu.
A race na stadionach?
– Rozmawiamy o przepisach prawa i ich nowelizacji. Za chwilę ważne będą tam niuanse. Rozmawiamy o pięciu głównych postulatach. Nie jest tak, że chcemy pełnej legalizacji pirotechniki, bez żadnych ograniczeń. To powinno być warunkowe. Jest przychylność sejmowej Komisji Sportu i ministra sportu co do większości zmian, o których wcześniej rozmawialiśmy, czyli większej dostępności stadionów dla kibiców i przede wszystkim łatwiejszego zakupu biletów. Rozmowy na temat innych postulatów, jak miejsca stojące lub kontrolowana pirotechnika, są bardziej skomplikowane.
Czyli kibic będzie miał lepiej?
– Normalniej. Nie prosimy o coś ekstra, podanego na złotej tacy dla kibica piłkarskiego, ale żeby było tak, jak wszędzie. Mówiliśmy o żużlu. Przejeżdżałem kiedyś przez Toruń. Stanąłem, kupiłem bilet, nikt mnie nie legitymował i wszedłem na pierwszy mecz ekstraligi w sezonie. W przypadku meczu piłkarskiego to niemożliwe. Dodatkowo potrzebna jest wcześniejsza, osobna wyprawa na stadion, wykonanie zdjęcia, wyrobienie karty itd.
Zakaz reklamowania bukmacherów to pieniądze wrzucone do niszczarki?
– Nie widzę w tym zakazie żadnego sensu. Trzeba spojrzeć na ten problem szerzej. Państwo angażuje spółki Skarbu Państwa w projekty sponsorskie, w tym sportowe, na dużą skalę, zamiast korzystać z pieniędzy, które wykładałyby właśnie firmy bukmacherskie. To są dziesiątki milionów złotych. Pieniądze z tej branży z nawiązką wypełniałyby obecne budżety, a środki przeznaczane przez państwo mogłyby iść na inne cele. Gdzie tu matematyka i ekonomia? Czas zapomnieć o rozmowach na cmentarzu i trzeźwo pomyśleć o przyszłości finansowania sportu, bo nie powinien być w takiej skali jak teraz wspierany budżetami spółek Skarbu Państwa. W innych krajach przepisy dotyczące kwestii reklamowania firm bukmacherskich są bardziej przychylne dla sportu.
Dalej: Semir Stilić wraca do Polski.
Jest grupa piłkarzy, może niezbyt wielka, która mnie kocha. Do niej należy Ł tilić. Mogę nawet stwierdzić, że nikt nie kocha mnie tak jak on – żartował Smuda. – Wielu piłkarzy w Wiśle, o których mówiło się, że są już skończeni odbudowało się, gdy zaczęli ze mną pracować. Liczę, że podobnie będzie z Semirem. Ten chłopak nie boi się ciężkiej pracy. Jestem przekonany, że to będzie świetny ruch transferowy Wisły – dodał Smuda. Dla Wisły pozyskanie Ł tilić może mieć duże znaczenie marketingowe. Ostatnio na krakowski klub sypały się gromy, po tym jak nie była w stanie zatrzymać swojego najzdolniejszego wychowanka – Pawła Stolarskiego, który wybrał Lechię Gdańsk oraz, gdy na testy zaproszono Brazylijczyka, grającego na co dzień w siódmej lidze niemieckiej. Bośniak swoim stylem gry powinien idealnie wpasować do stylu gry Wisły. To świetnie wyszkolony technicznie zawodnik, który powinien szybko znaleźć wspólny język z Pawłem Brożkiem, Łukaszem Gargułą i Michałem Chrapkiem. – Każdy dobry zawodnik przyda się Wiśle, która ma bardzo wąską kadrę – uważa były piłkarz krakowskiego klubu Kamil Kosowski. – Ł tilić, jak na warunki naszej ekstraklasy, to duże nazwisko i jego powrót nie przejdzie bez echa.
Zbigniew Boniek potwierdza na koniec, że nie chce więcej meczów kadry ze słabiakami.
– Te mecze trzeba było rozegrać, bo były już wcześniej zaplanowane. Znacie moje zdanie na temat ich przydatności. Jeśli już grać poza terminami FIFA, to niech to ma ręce i nogi. Mamy swój pomysł, jak to rozwiązać. Myślę, że rozsądny. W najbliższym czasie go przedstawimy. Musimy najpierw wszystko omówić na zarządzie, przedyskutować i przegłosować – powiedział nam „Zibi”. Prezes unikał tematu i nie chciał przedstawiać szczegółów planu, ale według naszych informacji kadra nie będzie rozgrywała już meczów „na siłę” – w miejscach i terminach, gdzie trudno dobrać sobie solidnego rywala. Jeśli PZPN już zdecyduje się grać poza oficjalnymi datami, to w podobnym schemacie jak 13 maja z Niemcami. Czyli z gospodarzem kraju, w którym taki mecz miałby być rozgrywany, aby spotkaniu nadać jakąkolwiek atmosferę, i kraju, który ma silną drużynę narodową, aby miało to jakikolwiek sens szkoleniowy i rzeczywiście przyczyniło się do selekcji.
ANGLIA: Nawet Mata nie zatrzyma Rooneya
Sporo dziś informacji i plotek transferowych, więc trzeba to jakoś poukładać. Po pierwsze, Rooney i van Persie są już do dyspozycji Davida Moyesa, czyli dwóch wielkich piłkarzy idzie na ratunek. Po drugie, Rooney nadal utrzymuje, że nie podpisze wygasającego w czerwcu przyszłego roku kontraktu – nawet, jeśli do MU trafi Juan Mata. Po trzecie, po napastnika latem ma zgłosić się do Manchesteru Real, natomiast oni sami próbują już teraz ściągnąć Hiszpana z Chelsea (londyńczycy chcą przynajmniej… 40 mln funtów). Mamy też tekst o wczorajszym meczu Capital One Cup, gdzie West Ham został rozsmarowany przez City (0:3).
HISZPANIA: Jubileusz Leo
Niepokonani – pisze Marca po wtorkowym zwycięstwie Realu w Pucharze Króla. Królewscy faktycznie ostatnio spisują się znakomicie: wygrali osiem kolejnych meczów z rzędu, w sześciu nie stracili gola. A to oznacza, że Iker Casillas nie puścił bramki od rekordowych 592 minut. I licznik będzie bił dalej. To wyjaśnia tytuł „Iker, Iker, Iker!”. W Barcelonie natomiast kolejny jubileszu – niedawno Xavi rozgrywał swój mecz numer 700., teraz Messi rozegra 400. Zwróćcie uwagę na statystyki, ile w tym czasie osiągnął: 331 goli, 21 trofeów.
WŁOCHY: Seedorf przypomina Mourinho
Wszyscy żyją wczorajszym meczem w Pucharze Włoch, a konkretniej – wygraną Romy z Juventusem. – Zabrali nam prawidłowo strzelonego gola – denerwuje się Antonio Conte. I jeszcze zaznacza, że gospodarze powinni stracić Benatię. Przed Milanem starcie z Udinese, a Mario Balotelli przekonuje, że nowy trener Seedorf przypomina mu Jose Mourinho. Hm, ciekawe porównanie… I jeszcze sprawa wymiany Guarina za Vucinicia. Wszystko było już dogadane, podpisy złożone, ale do akcji wkroczyli kibice Interu i z całego dealu nici. Chociaż fanom pewnie bardziej odpowiadałoby hasło: kryzys zażegnany.
PORTUGALIA: Nowy kontrakt Jacksona
Record przedstawia ciekawy tekst o szkole elity, czyli akademii Sportingu Lizbona, która została w Europie uznana za numer 4. Kto z niej wypłynął, wystarczy spojrzeć na okładkę, że wspominimy tylko o Cristiano Ronaldo, Nanim i Joao Moutinho. Nową umowę z Porto podpisze Jackson Martinez, a wszystko w tym temacie zostało już ustalone. Nie wiadomo natomiast, jaka przyszłość czeka Stevena Defoura, którego planuje sprowadzić Fulham. Aha, jeszcze w kwestii Smoków, prasa chwali ich za imponujący bilans bramkowy w pięciu ostatnich meczach. 19:0.
























