Na trwające właśnie zgrupowanie Wisły w Grodzisku Wielkopolskim wybrał się też Cleber. Brazylijczyk pojawił się tam, by sprawdzić, jak sobie radzi jego syn i – chyba nie czyta Weszło – podpatrywać warsztat Franciszka Smudy. Przy okazji poprosiliśmy więc Clebera o wywiad, a w rozmowie poruszyliśmy kilka interesujących tematów. M.in. „przejechanie“ się na polskim rynku, kryzys w Portugalii, ściąganie piłkarzy przy pomocy funduszy inwestycyjnych i… mocno zaskakujące plany na najbliższe lata. Optymizm u Clebera nie zanika.
Trzy lata temu przewidziałeś trend ściągania piłkarzy z ligi portugalskiej do Polski, ale wtedy nikt nie korzystał z takiej możliwości.
Tak, miałem plan ściągnąć kilku zawodników z przeciętnych drużyn tamtej ligi, bo wiedziałem, że wielu – jak ja – mogłoby w Polsce osiągnąć sukces. Niestety nikt nie otworzył przede mną drzwi. Kluby wolały postawić na zawodników uznanych, gotowych do gry, ale też droższych, którzy raz odpalali, raz nie. Koszt był jednak wysoki, a ja przede wszystkim nie chciałem, by kluby na współpracy ze mną traciły finansowo. 4-7 tysięcy euro dla zawodnika z ligi portugalskiej to niewiele w porównaniu z tym, ile oferowano w Ekstraklasie. A za takie kwoty można w Portugalii znaleźć naprawdę dobrych piłkarzy. Teraz jest jeszcze łatwiej, bo kryzys coraz bardziej uderza w ich ligę. Trzeba tylko poszukać. Byle kogo nie chciałem ściągać. Pytałem wstępnie o przyjazd do Polski zawodników, którzy wcześniej ocierali się o kadrę Portugalii. Byli zainteresowani. Ale niestety się nie udało. Dziś ten trend się zmienił i dobrze.
Nie zaskakuje cię to.
Absolutnie. Zawsze powtarzałem, że każdy, naprawdę każdy zawodnik, który gra w lidze portugalskiej, ma warunki, by się przebić w Polsce. Poziom jest tam dużo, dużo wyższy. Samo stawianie na młodych Polaków tutaj go nie poprawi. Trzeba ściągać jakość. Bez tego ciężko nawet o awans do Ligi Europy. Popatrz na Paixao, tę dwójkę z Zawiszy i wyobraź sobie, ilu takich wypuszcza Porto, Benfica, Braga czy nawet Vitoria Guimaraes. Tutaj by eksplodowali, tam grają w rezerwach.
Wśród kibiców Legii dominowało rozczarowanie, gdy do Warszawy trafił Guilherme, dziesiątka, która nie przebiła się w Bradze.
To na co liczą? Ł»e Legia ściągnie dziesiątkę z pierwszej drużyny Bragi?
Też postawiłbyś na kogoś w stylu Guilherme? Nie mówię koniecznie o nim, ale zawodniku tego typu, z takiej ligi i o takim statusie.
Powiem tak – jeśli klub nie ryzykuje, zawsze warto na kogoś takiego postawić. Jeśli Guilherme będzie kosztował 50, nawet 120 tysięcy euro rocznie i podpisał ze mną trzyletni kontrakt…
… on akurat jest na wypożyczeniu, ale kontynuuj.
OK, niech ten Guilherme zostanie przykładem. Jeśli na jego pensję przeznaczam 80 tysięcy euro, a po roku oddam go komuś za 100, czyli bardzo, bardzo niewiele, to i tak zarobiłem. Tak czy nie? To niby banalne, ale czy wszyscy tak postępują? Jeśli płacę Guilherme 30 tysięcy euro miesięcznie, czyli jak na Polskę bardzo godnie, wtedy ryzykuję. Bo nie wiem, czy sprzedam go za 500. Ale 4 tysiące euro miesięcznie? Proponowałem nawet takich, co zagraliby za 3. Wielkie kluby podejmują ryzyko, które można zaakceptować. Ważne natomiast, żeby nie przegiąć. Zawodnicy, których polecam Wiśle, nie mają wygórowanych wymagań. Jeśli im się nie uda, Wisła może ich odesłać bez wielkiej straty. Ponowne ściąganie 31-latków za 30 tysięcy euro miesięcznie nie ma już sensu. A tak się przecież działo.
Oficjalnie jesteś jeszcze skautem Wisły?
Tak, pracuję dla Wisły.
I czym dokładnie się zajmujesz?
Oglądam młodych, 20-letnich Brazylijczyków, którym kończą się kontrakty i którzy mogą zainteresować trenera Smudę. On mi podaje pozycje, ja szukam. Ale nie można też liczyć, że ściągnę tu gotowe gwiazdy, bo nikt mi nie da 5 milionów euro. Takim skautem mogłaby być moja matka. Ale po tym poznajemy wartość łowcy talentów – jeśli ściąga tanich, dobrych zawodników, na których będzie jeszcze można zarobić.
Tak jak na tym chłopaku, który poszedł z Figueirense do Realu Madryt Castilla?
Kapka i Kuźba oglądali go w meczach Serie B ligi brazylijskiej, spodobał im się, ale do transferu nie doszło. Nie wiem dlaczego. Pewnie ze względu na kwoty. Wylądował w Realu Madryt Castilla. Takich przykładów jest jednak więcej. Polecałem zawodników, którzy trafili później do czołowych klubów portugalskich, ale nie chcę wymieniać nazwisk. Niepotrzebna mi żadna polemika. To po prostu moja praca. Bardzo, bardzo dobrych piłkarzy polecał też Marcin Kuźba. Grają dziś w Porto, Sportingu czy Estoril. Dlaczego Wisła ich nie wzięła? To już nie nasza sprawa. My tylko szukamy.
Można się jednak zniechęcić.
My szukamy, oni decydują o transferach. Na tym poprzestańmy.
Nie zarobiłbyś więcej pracując jako agent?
Oczywiście, że bym zarobił. Ale póki co nie chcę już wchodzić w ten światek. Wielu agentów myśli tylko o kasie, wciskając klubom słabych piłkarzy bez jakiejkolwiek wizji. Mnie to nie interesuje.
Nikt ci nie każe takich wciskać.
Powiem tak – mam zawodników, którym byłbym gotów płacić przez rok z własnej kieszeni za grę w ekstraklasie. Jeśli klub po tym czasie by go sprzedał, podzielilibyśmy się zyskiem. Mógłbym zaryzykować, ponieść koszt takiej inwestycji i albo zarobić, albo stracić. Wierzę jednak w siebie i wiem, że jestem dobry.
Rozmawiałeś o tym z Wisłą?
Nie.
Dlaczego?
Na razie nie miałem takiego zamiaru. Ale nie wykluczam takiej rozmowy.
Praca w Wiśle zamyka ci drogę do innych polskich klubów? Masz jakąś lojalkę?
Nie. Jestem otwarty na wszystkich, ale tutaj kluby, trenerzy i działacze są zamknięci. Na tym rynku jest tak dużo manipulacji i machlojek, że sam nie chcę się ubrudzić. Wolę współpracować z zaufanymi ludźmi.
To jaki masz plan na najbliższy czas?
Szukam zawodników do Wisły, pilotuję karierę mojego syna, zrobiłem w Brazylii kurs trenerski trzeciego stopnia… W przyszłym roku robię czwarty, a w przyszłości chciałbym pracować jako asystent trenera. Kto wie, czy nie zajmę się tym już za dwa lata. Pierwszym trenerem będzie mój kolega Portugalczyk, który pracuje w jednym z holenderskich klubów.
To konkretny plan czy wybieganie w przyszłość bez konkretów?
Plan, plan. Jestem też w kontakcie z innymi Brazylijczykami, którzy robią właśnie kursy trenerskie, jak Jean Paulista czy Hermes.
Prędzej zobaczymy cię na ławce w Holandii niż w Polsce?
Nie, Claudio przyjedzie do Polski. Planujemy małą rewolucję.
Rewolucję?
Rozmawiałem już z brazylijskimi inwestorami, którzy chcieliby zainwestować w polski klub z II ligi. Ściągniemy tam swoich trenerów, osoby od przygotowania fizycznego… Wszystkich. I będziemy to budować od postaw.
Kto z Brazylii chciałby zainwestować w – strzelam – Raków Częstochowa?
Inwestorzy, z którymi już rozmawiałem.
Jaki mają w tym cel?
Zarabianie na transferach w dalszej perspektywie. Połowa dla klubu, połowa dla nich.
W jakim mieście?
Nie ma żadnych konkretów, ale dobrym ośrodkiem wydają się np. Katowice. O tym trzeba jednak porozmawiać z Polakami i ludźmi, którzy lepiej się orientują na tym terenie.
W teorii brzmi to pięknie, w praktyce niekoniecznie.
To prosty biznes. Oni nie chcą wjechać do Polski i od razu zarabiać. To inwestorzy. Jeśli zainwestują 400 tysięcy euro w czterech Brazylijczyków – bo skład ogólnie ma być oparty na Polakach – to przy sprzedaży jednego za milion już są do przodu. Drugiej brazylijskiej Pogoni nikt tu nie planuje.
A jeśli żaden nie wypali?
Inwestor ma świadomość, że ryzykuje, dlatego nazywa się „inwestorem“. I druga sprawa… Jeśli ktoś ma piłkarzy w Chelsea lub Szachtarze, to myślisz, że boi się zaryzykować 400 tysięcy euro? Jesli ich klienci zarabiają w tych klubach po 6 milionów euro, to zgadnij, jakie prowizje wchodziły w grę.
Fundusz inwestycyjny.
Dokładnie. Kto wykłada pieniądze na transfery Benfiki?
Wiele takich funduszy.
W Porto tak samo. Bank BMG, który sponsoruje wiele klubów w Brazylii, w całości sfinansował budowę muzeum FC Porto. Dlaczego? Za darmo? Bo podoba im się miasto Porto? Kojarzysz napastnika, Klebera? Jego właścicielami są Porto i bank BMG.
Bartosz Bereszyński z Legii też miał być kupiony częściowo przez takie fundusze.
Oczywiście. Futbol to biznes, tam to rozumieją. Jeśli ja – jako fundusz – kupuję ciebie za milion, to od razu staram się nawiązać kontakt z innymi klubami, które w przyszłości wyłożą 4 miliony. Za piłkarzami stoją dziś wielkie firmy. Nikt sam nie dokona cudu. Trzeba iść z duchem czasu.
Prezes Legii, Bogusław Leśnodorski coraz częściej mówi o takiej polityce transferowej.
Dzięki Bogu, że to rozumie. Piłka jest dla ludzi, którzy mają pieniądze. A ci, którzy ich nie mają, muszą stracić.
Zaskakująca jest ta twoja pewność siebie po tym, jak sam się przejechałeś na polskim rynku.
Bo trenerzy, z którymi rozmawiałem to – za przeproszeniem – mało inteligentni ignoranci, którzy nie myśleli o przyszłości swoich klubów. Prawdziwa piłka to Porto, które kupuje za 5, a sprzedaje za 20. Kupujesz tanio, korzystając z zewnętrznej pomocy, sprzedajesz drogo. W przeciwnym razie – nie wytrzymasz kryzysu i wypadniesz z gry. Dlaczego wszyscy przyjeżdżają do Polski? Bo to środek Europy. Z jednej strony Niemcy, z drugiej Ukraina i Rosja, na meczach pojawiają się Francuzi, Hiszpanie i Włosi, a jakości i tak brakuje. Inteligentny inwestor po trzech latach może osiągnąć tu sukces. Ale trzeba stworzyć normalną, zdrową strukturę, w której centralną postacią jest piłkarz. Chodzi o tworzenie produktu i zapewnienie mu wszystkiego, czego potrzebuje do rozwoju.
Cleber, naprawdę w teorii to wszystko brzmi ładnie, ale gdyby faktycznie było takie łatwe, to już ktoś by to zrobił.
Bo wiesz, na czym polega problem? Nikt nie chce wydać pieniędzy ani zainwestować w odpowiednie warunki, a wszyscy szukają nowego Lewandowskiego za tysiąc złotych. Statystyki nie kłamią. Kto dziś jest najlepszym klubem w Anglii? Arsenal, United czy Chelsea mogą dziś lub jutro wygrywać, ale najlepszy jest Manchester City. Dlaczego? Bo ma pieniądze. Wykupili najlepszych piłkarzy, zainwestowali w fenomenalną bazę, ściągnęli specjalistów z Barcelony, jak Begiristain. Pieniądze nie dają jakości tym, którzy są głupi, chcą kraść lub zarabiać zbyt szybko. A jakość daje przyszłość. To jak z Ferrari… Możesz kupić drogiego piłkarza, a nie wiedzieć, jak z niego korzystać. Możesz kupić Ferrari, a nie mieć pojęcia, jak nim kierować. Więc widzisz… Taki mam projekt. Brazylijscy inwestorzy byli już w Polsce, widzieli, jakie są realia i zdają sobie sprawę, że ten rynek ma duży potencjał, ale ludzie, którzy nim zarządzają, nie otworzyli się jeszcze na coś nowego. Widzą, że Wisła sprzedała Błaszczykowskiego, Brożków, Głowę czy Dudkę. Patrzą na statystyki i widzą, że Lewandowski wyjeżdża stąd za niską kwotę. Rozmawialiśmy przed wywiadem o Furmanie. Trzy miliony euro to dużo? Nie, mało. A potem pytają… Ten Lewandowski czy Błaszczykowski odeszli za takie pieniądze? Ci ludzie po prostu widzą tu biznes.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAŁA
Fot. FotoPyK