Dla jednych guru świata finansów, dla innych zaledwie „nadworny libertarianin establishmentu”. Jaki Milton Friedman nie był, wypowiedział kiedyś mądre słowa dotyczące ekonomii: To co sprawia, że jest ona najbardziej fascynującą jest to, że jej fundamentalne zasady są tak proste, że każdy jest w stanie je zrozumieć, jednak niewielu je rozumie. Od kilku lat słowa te stara się zrozumieć Benfica Lizbona, chociaż z różnym skutkiem. Klub w dalszym ciągu ma olbrzymie zadłużenie, ale stara się ratować swój budżet sprzedając piłkarzy, a od kilku lat zarobki na tym polu naprawdę robią wrażenie. Ostatnim hitem lizbońskiego eksportu okazał się Nemanja Matić, a cały deal przypominał idealny mechanizm: „tanio kupić, drogo sprzedać”.
Technicznie patrząc na „Orły”, klub nadal ma spore długi i jest mocno pod kreską. Przeprowadzane transfery najczęściej rozłożone są na raty, minie zatem trochę czasu, zanim całkowite zyski ze sprzedaży wpłyną na konto klubu. Patrząc na lata minione, jest jednak co podziwiać. Przyjrzyjmy się dużym transferom z Benfiki do innych klubów oraz kwotom, jakie pierwotnie zapłacono za piłkarzy:
2010/11
David Luiz kupiony z Vitorii za €500k, sprzedany do Chelsea za €30m
Ramires – z Cruzeiro za €7,5 m, do Chelsea za €22m
Angel di Maria – z Rosario za €8m, do Realu za €33m
2011/12
Fabio Coentrao – z Rio Ave za €900k, do Realu za €30 m
2012/13
Axel Witsel – ze Standardu za €9m, do Zenitu za €40m
Javi Garcia – z Realu za €7m, do Manchesteru City za €20,5m
2013/14
Nemanja Matić – z Chelsea za €5m, do… Chelsea za €25m
Majstersztykiem wydaje się zwłaszcza ostatni transfer Maticia do Chelsea. Gigantyczny środkowy pomocnik (194 cm wzrostu) został dwa i pół roku temu zakupiony z Chelsea za 5 milionów euro, by niedawno powrócić na Stamford Bridge za… cenę pięć (!) razy wyższą, czyli 25 milionów euro. Ktoś tu zrobił wcześniej błąd czy może Serb rozwinął się dopiero w Portugalii?
Według powszechnej opinii Matić swoją karierę oraz piłkarską osobowość zbudował na notorycznym odrzuceniu, które dopingowało go, aby stał się jeszcze lepszym piłkarzem. Jako gołowąs próbował dostać się zarówno do Partizana, jak i Crvenej Zvezdy. Oba kluby z Belgradu nie były jednak zainteresowane usługami piłkarza, więc ten obrał inny kierunek, mianowicie… Słowację. MFK Koszyce okazało się bardzo dobrym wyborem, a po dwóch latach spędzonych na Słowacji 21-latek obrał nowy kierunek – Anglię. Początki nie były łatwe, Matić oblał testy w Middlesbrough, ale niespodziewanie przygarnęła go Chelsea.
Nemanja miał wyjątkowego pecha, na Stamford Bridge przychodził bowiem kontuzjowany po tym, jak doznał złamania po starciu z fizycznym „gigantem”, czyli Sebastianem Giovinco. Zawsze przecieramy oczy ze zdumienia, kiedy „duży” doznaje kontuzji po starciu z tym „małym”. Matić był pewien, że pokaże się w Londynie z dobrej strony, ale jego transfer określano raczej jako słabej jakości żart. Serb nie przebił się w Chelsea, a dwa lata później wysłano go do Portugalii jako część zapłaty za Davida Luiza, robiącego wtedy furorę w kraju Luisa Figo. Matić kolejny raz został skreślony, ale jak mawia stare porzekadło: „tylko jeśli stracisz wszystko, może dokonać wszystkiego”. Portugalia była strzałem w dziesiątkę.
Pod okiem trenera Jesusa Matić został wykuty piłkarsko na nowo, zdobywając opinię jednego z najlepszych młodych defensywnych pomocników w Europie. Sam został graczem roku ligi portugalskiej, a do tego pomógł Benice dojść do finału Ligi Europejskiej. Los to jednak okrutny figlarz i skurczybyk, a „Orły” finał ten przegrały przeciwko… Chelsea. Występ Serba był mimo wszystko bardzo dobry, a jego nazwisko znów zawitało w notesach skautów ze Stamford Bridge.
Środkowy pomocnik dojrzał zarówno w sensie fizycznym, jak i samej gry. Nie przypomina już tego wysokiego wieszaka na ubrania, Nemanja zmężniał i ciężko walczy na murawie. Świetnie gra w powietrzu, odbiera dużo piłek, dobrze sprawdza się jako rygiel defensywy, operujący przed dwójką stoperów. Do tego dokłada coś ekstra – potrafi huknąć z dystansu. Jego bramka zdobyta rok temu w „O Classico” przeciwko Porto do dziś zapiera dech w piersiach, a w kategorii gol roku przegrała jedynie z cudowną przewrotką Zlatana w meczu przeciwko Anglii.
Nemanja Matić jest człowiekiem, jaki z pewnością przyda się Chelsea. Jose Mourinho ma nowego gracza w rotacji, a Serb wraca do klubu, którego jak sam określa, nigdy nie przestał kochać. Czy nareszcie dostanie szansę? Pytanie retoryczne – nie płaci się 25 milionów euro za dodatek do drużyny, nawet jak na standardy cara Romana. Matić nareszcie znalazł swój dom. A Benfica? Nadal liczy na to, że Liga Zon Sagres będzie świetnym oknem wystawowym na Europę, a następni możni – najlepiej z Premier League – znów przyjadą na ciężkie negocjacje, by odkupić za kilkanaście milionów euro jakąś perełkę. Najlepiej taką, którą kiedyś kupiono za grosze. W ten sposób klub będzie redukował zadłużenie, które jeszcze pół roku temu szacowano na blisko 450 milionów euro.
Włodarze Benfiki kuszą kolejnymi łakomymi kąskami, a specjalność zakładu oferuje danie złożone z wybornych składników, takich jak Cardozo, Garay, Gaitan, Salvio, Marković… Klub w końcu wyjdzie z kłopotów finansowych, ale problemem nadal pozostaje coś innego – sławetna już klątwa Beli Guttmana, który powiedział w 1962 roku: przez najbliższe 100 lat Benfica nie wygra Pucharu Europy. Rzucony zły urok działa nadal, ale to już całkiem inna historia.