Nie wiemy, czy Adam Nawałka oglądał mecz Kamila Glika przeciwko czwartej drużynie Serie A, ale jeśli nie – jak najszybciej powinien nadrobić braki. Wszyscy ci, którzy mają poważne wątpliwości co do klasy i poziomu reprezentowanego przez piłkarza Torino, powinni obejrzeć jego dzisiejszy występ z Fiorentiną i… zastanowić się, dlaczego w klubie i kadrze mamy do czynienia z tak różnymi zawodnikami, mimo że wyglądają i nazywają się tak samo.
Przeglądamy opinie w sieci i wielu kibiców pisze: „dla mnie to był Man Of The Match”. Jedni cieszą się, że mają takiego kapitana, drudzy – przypominają piosenkę, jaką napisano na jego cześć. Przesada? Być może. Pewne jest natomiast to, że dziś Torino urwało punkty Fiorentinie, nie straciło gola, a Polak miał w tym spory udział. W obronie stanowił zaporę nie do przejścia, co tyczyło się nie tylko przeciwników, ale i… piłki. Przyjąć na ciało soczyste uderzenie? W porządku, nie ma problemu. Odbić głową futbolówkę zmierzającą do siatki z niezłą siłą? Spoko. Goście dochodzili do sytuacji podbramkowych głównie dzięki atakom skrzydłami, środkiem nie mieli większych szans, tam przeważnie pojawiał się Glik.
Łyk statystyk dla potwierdzenia:
97 proc. dokładnych podań (56 na 58)
3 odbiory
7 skutecznych wybić
4 zablokowane strzały
1 przechwyt
Nic dziwnego, że włoskie serwisy piłkarskie nazywają go po dzisiejszym występie „ścianą” lub „skałą”, przyznając najwyższą w Torino notę. – Wydawało się, że coś mu dolegało, ale był najlepszy w swojej formacji. Grał wielozadaniowo. Próbował w ofensywie i oczywiście świetnie bronił. Występ godny prawdziwego kapitana – czytamy.
Torino nie najlepiej rozpoczyna nowy rok, a na pewno znacznie gorzej, niż skończyło poprzedni. Wtedy w ciągu miesiąca Glik i spółka wygrali cztery z pięciu meczów, teraz – w dwóch ugrali tylko punkt (przed tygodniem porażka 3:1 z Parmą). Natomiast Fiorentina wciąż pozostaje czwarta: Hellas nie zdoła ich jeszcze wyprzedzić, a strata do trzeciego Napoli za moment może wzrosnąć. Wolski nie zagrał ani minuty.
