Schemat jest zawsze ten sam – ściągać do niższej ligi całą ciężarówkę tanich jak barszcz obcokrajowców i spróbować któregoś z nich wypromować. Wszystko na znany i lubiany w Polsce sposób „na udo” – albo się udo, albo się nie udo. Czasami odbywa się to przy pomocy specjalnych grup kapitałowych – nazywanych przez nas nieco pieszczotliwiej „biurami turystycznymi” – a innym razem dzięki kontaktom prywatnego inwestora, który poznał przed laty na studiach jakiegoś sympatycznego Nigeryjczyka mogącego pomóc w sprowadzeniu potencjalnych piłkarzy z Czarnego Lądu. Niestety rzeczywistość niemal zawsze brutalnie te plany weryfikuje i efekt tych wszystkich dealów jest taki, że piłkarsko bezwartościowi obcokrajowcy zabierają miejsce w składzie młodym Polakom. I, co przecież najważniejsze, pożytku nie ma z nich żadnego.
W ostatnich dniach na tapecie znalazła się Concordia Elbląg, która II ligę postanowiła ratować zaciągiem z Hiszpanii, z anonimowym trenerem na czele. Po części rozumiemy nawet wiarę w znalezienie nowego Quintany, ale coś nam się wydaje, że wśród hiszpańskich studentów ciężko będzie taki diament wyłapać. Raczej widzimy tu działanie w myśl starej i zgranej śpiewki: „lepsze, bo zagraniczne”. Dokładnie tak, absolutnie nie odwrotnie. Byle jaki, byle z zagranicy. Przecież wiadomo, że będzie lepszy od naszego. Co ciekawe, przeczytaliśmy na Twitterze, że mają oni zarabiać miesięcznie lekko ponad 700 euro plus dodatki (via Paweł Mogielnicki, 90minut.pl). Czyli, nie przymierzając, jakieś 3 tysiące – całkiem nieźle jak na II ligę. A że w planach jest jeszcze przyjazd kilku wycieczek z Kamerunu i Nigerii, to powinno być zabawnie. Zapewne znów bez sukcesu, ale „światowo”.
Sztandarowym przykładem tego typu działalności jest oczywiście LZS Piotrówka, która na potęgę ściąga anonimów z Afryki i Brazylii. A że po sezonie czy dwóch okazuje się, że co najwyżej jeden z ostatniego autobusu potrafi prosto kopnąć piłkę? Nieważne, i tak mają zachętę do dalszego sprowadzania tego szrotu. Ale Piotrówka to tylko wierzchołek góry lodowej. Swego czasu sporą grupę Litwinów przywozili włodarze Wigier Suwałki, a całe tabuny Ukraińców sprowadzał do III ligi Spartakus Szarowola, który w pewnym momencie miał tylko jednego Polaka w kadrze! Poszły za tym zaciągiem wyniki? Gdzie tam. Dziś Spartakus buja się po A-klasowych arenach.
Nie poruszalibyśmy nawet tematu, gdyby grający w tych małych klubikach kosztem Polaków obcokrajowcy byli po prostu lepsi. Gdyby za tym całym egzotycznym zaciągiem szła jakakolwiek jakość. Piłkarz X jest lepszy od zawodnika Y, więc gra, bez względu na narodowość. Wtedy OK. Tymczasem prawda jest taka, że 95 procent sympatycznych Afrykańczyków czy Brazylijczyków po prostu nie potrafi grać w piłkę. Mimo to przyjeżdżają i rozpoczynają wesołe tournee po polskich niższych ligach, bo naiwni prezesi ciągle żyją w przekonaniu, że skoro Brazylijczyk, to przecież musi być lepszy od Polaka, a jeśli jakiś Nigeryjczyk zadebiutował kiedyś w kadrze U-20 (a przynajmniej ktoś w ten sposób pokolorował jego piłkarskie CV), to w końcu bankowo odpali. Raz za razem kolejne kluby przejeżdżają się na takim myśleniu, ale jakoś niespieszno prezesom do wyciągnięcia odpowiednich wniosków. Kilka lat temu na punkcie Afrykańczyków powariowało Głowno. Śmiano się nawet, że trzeba będzie wybudować przynajmniej dwa żłobki dla mulatów, bo panowie piłkarze szybko poczuli się gwiazdeczkami i bardzo sprawnie rozprowadzali towarzystwo na mieście. Historia skończyła się jednak kłótnią klubu o pieniądze z ich menadżerem, podsumowaną żalami w prasie samych zainteresowanych, że nie mają za co zjeść.
Absurdalne przykłady można mnożyć. Swego czasu poszaleć z dwudziestoma (!) Afrykańczykami w składzie próbowała ekipa PKS Radość, ale efekt – poza awansem do śmiesznej przecież ligi okręgowej – był opłakany. Wszyscy rozjechali się po Polsce kopać po niższych ligach, niektórych szukała policja podejrzewająca ich o jakieś szemrane interesy, a jeszcze innych deportowano w związku z brakiem legalnych dokumentów. Nadzieję w Brazylijczykach pokładali również włodarze Zawiszy Rzgów, o której szerzej pisaliśmy TUTAJ, ale standardowo skończyło się brakiem jakichkolwiek pozytywów.
Zwolennicy organizacji tego typu przeprowadzek słabych kopaczy bez perspektyw będą bronić się oczywiście wyjątkami pokroju Idrissy Cisse czy Franka Adu Kwame, ale umówmy się – są to tylko wyjątki potwierdzające regułę. Na stu szkolonych juniorów z Polski pewnie też znajdzie się dwóch, którzy dobiją do bram Ekstraklasy. Ł»aden wyczyn. Naprawdę warto poświęcać swoich dla przeciętniaków z zagranicy? W imię czego, skoro zysków i sukcesów nie ma dzięki temu za grosz? Jak widać wiele klubów próbowało już plądrować afrykańskie czy brazylijskie rynki i fakty są niestety takie, że jeszcze żaden zbyt dobrze na tym nie wyszedł. I coś nam się wydaje, że Concordia będzie następna.