– Myślę, że młodemu trenerowi nie jest ciężko zbudować autorytet w szatni ekstraklasy. Uważam, że większość piłkarzy lubi dyscyplinę, uczciwość i jasno wytyczony przez trenera cel. Lubią też kiedy się ich uświadamia, co kiedy, ile i po co się to robi. Oczywiście, facetowi z nazwiskiem łatwiej wejść do szatni. Ale to jest na chwilę, na dwa tygodnie. Potem piłkarze oceniają cię przez pryzmat pracy – mówi 32-letni Artur Skowronek, najmłodszy trener w lidze. Nowy szkoleniowiec Widzewa opowiada nam o transferach, komforcie pracy przez całą zimę w Polsce, popełnionych błędach, samozadowoleniu, uwagach Wdowczyka i obietnicach w Bytomiu.
Mówiło się, że Widzew może wziąć tylko albo desperat, albo wannabe. Którym z nich ty jesteś?
Myślę, że tym drugim. Jestem osobą, która lubi trudne wyzwania i wierzy, że sobie z nimi poradzi. A Widzew takim wyzwaniem jest.
Nie wiesz, co będzie z transferami, bo na Widzewie wciąż ciąży zakaz. Nie wiesz, jaka będzie przyszłość Eduardsa Visnakovsa, który może odejść w każdej chwili. Nie wiesz też, z kim będziesz współpracował, bo wraz z końcem stycznia odchodzi dyrektor sportowy. Dużo tych niewiadomych.
Nie tyle niewiadomych, co pytań. My, analizując sytuację klubu, już je sobie zadaliśmy, udzieliliśmy odpowiedzi i wskazaliśmy alternatywy. Wiem, jakie sytuacje mogą mnie dotknąć i wiem, że jeśli ktoś zapłaci zapisaną w kontrakcie „Wiśni” klauzulę [milion euro – przyp.PT], to on odejdzie. Mogą te sprawy przerodzić się w negatywy, wiele pozamiatać, dlatego też przygotowaliśmy plan B. Jednak przede wszystkim liczę, że już na dzień dobry nie będziemy na straconej pozycji.
A trochę nie jesteście? Rozpoczniecie wiosnę z ostatniego miejsca.
Jesteśmy w blokach, a do odjeżdżającego nam peletonu tracimy pewien dystans. Wiem, ile wynosi ta odległość. Wiem też, że wszyscy, którzy są ponad nami, się zbroją. U nas ze wzmocnieniami jest gorzej, ale to się zmieni. Czas działa na naszą korzyść. Może nie jesteśmy głośni na forum z naszymi działaniami, ale pracujemy i wierzę, że wyjdziemy z cienia.
Prezes Paweł Młynarczyk, przedstawiając cię na konferencji prasowej, mówił, że przekonałeś klub swoim planem i wizją. Niektórzy żartowali, że zwyciężyła ładna prezentacja w PowerPointcie. A tak poważnie?
Wszystko potoczyło się dynamicznie, dostałem sygnał o ostatecznej decyzji z dnia na dzień i nawet nie byłem przygotowany na przeprowadzkę. Przeanalizowałem grę Widzewa i przedstawiłem własną wizję treningów, taktyki, mentalności czy dalszej budowy zespołu. Zarządowi się to spodobało. Mam też plan, jak odbić się od dna. Wiemy, że 40 straconych bramek to wskazówka, na czym najmocniej się skupić. Potrzebujemy przede wszystkim punktów, więc musimy atakować. Jestem trenerem ofensywnym, lubię grać odważnie i wierzę, że ten styl wypracujemy
Powiedz szczerze – masz w głowie to, że punkty za chwilę będą dzielone przez dwa i ta dzisiejsza strata w tabeli tak właściwie jest mniejsza?
Reorganizacja rozgrywek – jeśli weźmiemy pod uwagę obecną tabelę – to na pewno jakiś plus w naszej sytuacji. Ale nie możemy patrzeć na to, co będzie za dziewięć kolejek. My musimy zacząć bardzo mocno gonić peleton już teraz. Celem przed rundą finałową jest znacznie lepsza pozycja startowa niż ta dzisiejsza. To będzie pierwszy krok do utrzymania.
Jak dużym dyskomfortem dla ciebie jest brak jakiegokolwiek zagranicznego zgrupowania?
Nie jest to żaden dyskomfort. Mamy w tym roku klimat, który sprzyja pracy na własnych obiektach, a czeka nas jeszcze wyjazd do Uniejowa, gdzie są podgrzewane murawy. Myślę, że w niektórych wypadkach jest to nawet lepsze rozwiązanie niż zagranica. Jesteśmy sami na zgrupowaniu, mamy lepsze boiska, nie ma pięciu zespołów ściśniętych w jednym ośrodku i można lepiej rozplanować pracę. I przede wszystkim cały czas będziemy mieć kontakt z temperaturą, w której potem będziemy grali.
Kiedyś powiedziałeś: „Złe doświadczenia w życiu trenera uczą i procentują”. Dużo miałeś tych złych doświadczeń?
W pracy trenera jest wiele pułapek i kiedy one się do mnie zbliżały, to kilka razy przysnąłem. No i wpadłem do środka… Plusem takich doświadczeń jest możliwość wyciągania wniosków. Dziś mogę mieć pewność, że błędów, które wcześniej popełniłem, nie powielę. Myślę, że dzięki takim historiom jestem lepszym trenerem, a po szansie, jaką dał mi Widzew, będę jeszcze lepszy.
Mówisz dookoła tematu. Przejdźmy do konkretów.
To teraz walimy, tak? (śmiech)
Opowiedz najpierw o Bytomiu, gdzie pracowałeś półtora miesiąca.
Przed podjęciem współpracy określiliśmy jej warunki, zaufaliśmy sobie wzajemnie i daliśmy czas na bliższe poznanie. Rzeczy, które na początku mi obiecano, nie do końca zostały spełnione. Byłem świadomy ciężkiej sytuacji organizacyjno-finansowej, ale nie powiedziano mi o pewnych starych rzeczach, które tak silnie dotykają Polonię. Nie powiedziano mi też o tak długiej liście wierzycieli, przez którą nie było szans na zdjęcie zakazu transferowego. No i jeszcze punkty, które zostały klubowi zabrane – właśnie czytam, że część im zwrócono – co nie ułatwia sytuacji. Wiedząc o reorganizacji drugiej ligi, każdy się wzmacnia, by nie spaść na czwarty poziom rozgrywek. A Polonia wzmacniać się nie może, w dodatku sypie się personalnie. Nie chciałem przykładać ręki do spadku, widząc, że nie mam wpływu na sytuację organizacyjno-finansową, która odbija się na jakości zespołu. Z samego zaangażowania zawodników i organizacji pracy nic dobrego nie powstanie.
Ale chyba spodziewałeś się, na co się piszesz. Zapewnienia zapewnieniami, ale sytuacja Polonii jest trudna nie od dziś.
O tym, że klubowi zabiorą punkty, nie wiedziałem. O tym, że nie ma możliwości wewnętrznej wymiany piłkarzy, również. Nie mogłem przesunąć do pierwszego zespołu wyróżniających się chłopaków, bo z jednej strony jest spółka, z drugiej – towarzystwo sportowe. Pierwsza drużyna a grupy młodzieżowe to tematy, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Nie dość, że zewnętrzny zakaz transfery, to jeszcze wewnątrz miałem związane ręce. Nie powiedziano mi wszystkiego w cztery oczy, stąd decyzja.
Ty złożyłeś rezygnację?
Tak.
Co ci powiedzieli?
Byli przygotowani. Sami zauważyli, że to, o czym rozmawialiśmy wcześniej, zaczęło się rozchodzić w przeciwnych kierunkach.
Dobre masz wspomnienie z pracą w Pogoni? Można to rozpatrywać dwojako.
Można, masz rację. Ale z perspektywy czasu widzę więcej dobrych wspomnień. Mam duży sentyment do tego miasta i do ludzi, którzy mi zaufali. Popełniłem jednak błędy, których jestem świadomy. Przysnąłem w pracy, ale przysnął też cały klub. Sytuacja Bełchatowa i Podbeskidzia po naszej niezłej jesieni sprawiła, że nie poszliśmy za ciosem, nie wzmocniliśmy się. Zapanowało samozadowolenie – i u piłkarzy, i u trenera, który dostał ofertę trzyletniej umowy. Uciekło nam jakieś 10 proc. koncentracji. Zresztą, ta propozycja kontraktu pchnęła mnie do zmiany ustawienia – pomyślałem, że mam fajnych stoperów, silną drugą linię i spróbuję 3-6-1 albo 3-5-2. Pomyślałem tak, nie mając jeszcze pełnego automatyzmu w pierwszym ustawieniu. I to był błąd.
Mówiąc wprost: zacząłeś unosić się metr nad ziemią?
Tak. Chyba tak.
I nie zdążyłeś zejść na ziemię…
Widzisz, też nie do końca. Nie powiedziałbym, że nagle Skowronkowi odbiło i zaczął latać w chmurach. Inaczej – zaufanie od zarządu wydawało mi się tak wielkie, że sądziłem, iż mogę zrobić krok do przodu. To było niepotrzebne. Trzeba było trzymać się jednego ustawienia, automatyzmów, powtarzalności. Nie mieliśmy aż takiej jakości, żeby móc nad tą ziemią ulatywać.
Piłkarze też cię zawiedli? Poczuli się za mocni?
Nie wydaje mi się. Nie chcę, żebyś to źle odbierał – to nie było tak, że codziennie poklepywaliśmy się po plecach, że luzowaliśmy, że nie byliśmy przygotowani do roboty, że do Turcji pojechaliśmy na wczasy. No właśnie, wczasy w Turcji – strasznie irytujący i nieprawdziwy był ten zarzut pod naszym adresem. Myślę, że byliśmy pewni utrzymania, wiedzieliśmy że nie gramy o mistrzostwo, chcieliśmy wprowadzać młodzież ze świadomością, że nic nam nie grozi.
Zaczęło się robić za wygodnie…
Dokładnie tak. Początek wiosny pokazał, jak cienka jest ta granica i zaczęło się robić ciśnienie. My go nie wytrzymaliśmy.
ٻal?
Trochę na pewno. Uważałem i nadal uważam, że powinienem dostać chociaż przerwę reprezentacyjną na naprawę błędów.
Ile czasu minęło od propozycji nowego trzyletniego kontraktu do rozwiązania ówczesnego?
Trzy miesiące…
Pogoń Dariusza Wdowczyka z podobnym materiałem ludzkim gra lepiej. Zgadzasz się z tym?
Podobała mi się ich gra jesienią, koncepcja jest bardzo zbliżona do mojej. Trener Wdowczyk gra jednak trochę odważniej. Pozostałe sprawy, jak reakcja po stracie czy odzyskaniu piłki, są bardzo podobne. Nie zmieniło się więc w Pogoni wiele, ale poprawiła się jakość. Myślę, że brakującym u mnie elementem był Marcin Robak. Nie miałem napastnika, który wykorzystałby dobrą grę skrzydłami. Słabsze było też utrzymanie piłki z przodu, bo akcje urywały się na „dziewiątce”. My robiliśmy punkty z Djousse albo Chałasem, a dziś ich nie ma w klubie. To samo z Budką, Kolendowiczem, Hricką i Nollem.
Wiosną twoja Pogoń nie wyglądała dobrze. Zawaliłeś trochę okres przygotowawczy? Albo wy, jako sztab szkoleniowy, zawaliliście?
Zawaliłem, zgadza się. Zmieniłem trochę koncepcję, która okazała się zła w skutkach. Nie uważam jednak, żeby to była główna przyczyna niepowodzeń.
Zakładam, że czytałeś powtarzające się co tydzień wypowiedzi trenera Dariusza Wdowczyka o tym, jak piłkarze Pogoni fizycznie leżą i nie dają rady.
Wyniki badań nie były złe, co potwierdził następny trener Pogoni. Ale nie chcę cię teraz wykorzystywać, żeby się w tym temacie przed Wdowczykiem bronić. Nie obroniły mnie wyniki. Temat zamknięty. Uważam, że w środowisku trenerskim powinniśmy się trochę inaczej zachować. Dobrze, że w Widzewie jestem od początku okresu przygotowawczego, bo wierzę, że łatka, która została mi przypięta, zostanie szybko zdjęta.
Zwróciłeś uwagę, że Widzew jesienią fizycznie odstawał?
To nie wynika ze złej opieki trenerów nad zespołem. Wielu piłkarzy trafiło do Widzewa na ostatni moment, niektórzy bez okresu przygotowawczego. Część z nich podnosiła swoją wartość motoryczną dopiero w lidze, dochodziła do formy meczami.
Jakiś czas temu byłeś na stażu u Roberto Martineza w Wigan. Coś cię zaskoczyło, czego nie wiedziałeś, a momentalnie stwierdziłeś, że dobrze byłoby to wprowadzić u siebie?
Merytorycznie wiele mnie nie zaskoczyło, na pewno polscy trenerzy nie mają się czego wstydzić. Myślę, że często szukamy kwadratowych jaj. To znaczy, ja ich szukałem. Wniosek? Stawiać na automatyzmy, prostsze rozwiązania, jakość i mentalność. Poza tym, piłkarz musi mieć świadomość, że każdy tydzień treningów to walka o swoją przyszłość, a u nas budzą się dopiero wtedy, gdy wygasa kontakt. I do momentu, kiedy podpiszą kolejny – wtedy znów zimują. A sam sposób pracy trenera Martineza mi się podoba, między innymi przy nim podpatrywałem ustawienie z trójka w obronie.
Trzech piłkarzy z tyłu to wciąż twój cel?
Zależy od tego, kogo mam w szatni. W Szczecinie spróbowałem, bo sadziłem, że mam odpowiedni materiał. Nie jest tak, że będę wprowadzał swoją koncepcję na siłę, robiąc krzywdę zespołowi. Nie o to w tym chodzi.
Ma to w Widzewie sens? Jesienią było kilka meczów w ustawieniu 3-5-2.
Myślę, że nie ma. Najgorsze, co byłoby teraz dla nas, to wprowadzenie nowości. Skupiam się na wariantach asekuracji i prowadzenia gry do przodu, szukać w tym powtarzalności. Nie ma tutaj miejsca na eksperymenty.
Odpowiada ci koncepcja młodych piłkarzy w Widzewie? Mówiło się, że w Pogoni niechętnie na nich stawiałeś, 18- czy 19-latków chciałeś dopiero stopniowo wprowadzać.
Obok tych młodych musi być jakość i doświadczenie, wtedy można ich wprowadzać do ekstraklasy. Nie chcę doprowadzić do sytuacji, że chłopakowi daje się coś za darmo. W ten sposób można mu zrobić krzywdę. Dlatego musi on mieć u swoim boku wsparcie w postaci doświadczenia. Chcę zbudować szkielet ludzi ogranych otoczonych młodymi, którzy robią progres i idą do góry.
W Widzewie brakuje ci więc jedynie… szkieletu.
Mamy braki w jakości i doświadczeniu. Nie chcę sprowadzać piłkarzy średnich, potrzeba tych, którzy naprawdę pomogą. Chcę zaznaczyć – interesują mnie tylko tacy, którzy pokażą, że są gotowi dać się „pokroić” za Widzew.
Kontrakt na dwa i pół roku to dość śmiała decyzja.
Czas pracy w kontrakcie trenera to nie jest żadne zabezpieczenie. Wierzę, że Widzew się odbije. Niestety, w pracy trenera czas nie jest jego sprzymierzeńcem. Sprzymierzeńcem może być przede wszystkim dobry wynik. Ja też zostanę rozliczony z wynik oraz stylu gry, i to już w czerwcu. Będę na to przygotowany. Cel jest jasny – utrzymanie.
Dziś jesteś w stanie odpowiedzieć na to pytanie: ciężko tak młodemu trenerowi buduje się w szatni ekstraklasy autorytet, wiedząc że często piłkarze są jacy są?
Myślę, że nie. Uważam, że większość piłkarzy lubi dyscyplinę, uczciwość i jasno wytyczony przez trenera cel. Lubią też kiedy się ich uświadamia, co kiedy, ile i po co się to robi. Oczywiście, facetowi z nazwiskiem łatwiej wejść do szatni. Ale to jest na chwilę, na dwa tygodnie. Potem piłkarze oceniają cię przez pryzmat pracy. I myślę, że dlatego tak dobrze jesienią współpracowało mi się z piłkarzami w Pogoni. Wierzę, że w Widzewie będzie podobnie.
Rozmawiał PIOTR TOMASIK