Anglia Kopie: Chować dzieci przed Wengerem? Nie, przed Mourinho!

redakcja

Autor:redakcja

07 stycznia 2014, 10:28 • 5 min czytania

Wielu z nas nie lubi czekać. Czekanie jest nudne, bywa mało twórcze, no i pech chce, że z reguły nie trwa zbyt krótko. Ludzie wolą mieć niż mieć możliwość posiadania. W Anglii dobrze o tym wiedzą. Gdyby nie wiedzieli, uświadomiłby ich Jose Mourinho, a raczej – pokazał na przykładzie. Oficjalnie Portugalczyk powtarza jeszcze kłamstewka, że lubi stawiać na młodych zawodników, doglądać ich rozwoju, ale prędzej czy później ktoś go spyta: dlaczego w takim razie sobie tej przyjemności regularnie odmawiasz? Albo inaczej – czy można mieć do siebie aż takie zaufanie, żeby lubić coś, czego się nawet nie spróbowało?
Mourinho, choć ostatnio przestał kojarzyć się wyłącznie z sukcesami, a kilka bolesnych porażek musiało zachwiać jego samouwielbieniem, ciągle przyciąga piłkarzy. Starszych, w średnim wieku, lub młodych, ale nie na tyle, by trzeba było z nich wyciągać talent. Gorzej z tymi stawiającymi w piłce pierwsze kroki. Wychowankowie, członkowie akademii Chelsea – oni mają problem. Jak tu przekonać szkoleniowca, że nie trzeba chodzić na zakupy, bo wszystko jest na miejscu, w pokoju obok? Fakty są dla nich okrutne – „The Special One” (stadionowe listy przebojów zaczyna podbijać utwór: „You are not special anymore”) przez prawie cztery lata pobytu na Stamford Bridge tak naprawdę nie wychował ani jednego piłkarza, z którego klub miałby pożytek na boisku. W niedzielę miał kolejną dobrą okazję, żeby wynagrodzić jakiegoś żółtodzioba dłuższym pobytem na murawie. Nie skorzystał.

Anglia Kopie: Chować dzieci przed Wengerem? Nie, przed Mourinho!
Reklama

W meczu Pucharu Anglii z Derby County nie dał ryzyku nawet na moment dojść do słowa. Z czwartym zespołem Championship zagrał więc Michael Essien, pomocnik niezgłoszony w tym sezonie do gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów, który pewnie odejdzie z Chelsea w styczniu, czy przeżywający najgorszy od lat okres w karierze, zbliżający się do emerytury Ashley Cole. W sumie jedenastu piłkarzy, którzy zapewnili Mourinho alibi w razie ewentualnego niepowodzenia. Wiadomo, że łatwiej przegrać z Davidem Luizem i Samuelem Eto’o niż Tomas Kalasem albo Lewisem Bakerem. Na pewno bezpieczniej.

Mourinho lubi dodawać sobie odwagi groźnymi minami albo wycieczkami słownymi, ale jako osoba odpowiedzialna za selekcję – jest zwykłym tchórzem. Wybór między postawieniem na, wybaczcie słownictwo, starych pryków a daniem szansy młodym-zdolnym, jest w jego przypadku wyborem pozornym. Policzyliśmy, że przez blisko cztery lata w Chelsea poprowadził ten zespół w 33 meczach krajowych pucharów, na co złożyły się cztery spotkania przeciwko zespołom z League One oraz cztery z zespołami grającymi w ostatniej zawodowej lidze w Anglii – League Two. Wynik tej mało skomplikowanej matematyki jest dla Mourinho druzgocący: mimo tak wielu okazji, raptem dwóm wychowankom dał do tej pory szansę występu w podstawowym składzie! Obrazu rozpaczy dopełnia fakt, że jednym z nich jest… John Terry, który jednak jeszcze przed przyjściem Portugalczyka na Stamford Bridge miał silną pozycję w klubie i reprezentacji. Drugi z panów, Carlton Cole, zagrał od pierwszej minuty raz – na własnym stadionie przeciwko drużynie, której gwiazdą był wówczas Paweł Abbott…

Reklama

Patrząc na wyjściowe składy Chelsea w potyczkach z niektórymi słabeuszami, trudno utrzymać ręce z dala od głowy. Poniżej kilka przykładów.

Mecz z Macclesfield Town, zespołem z League Two: Hilario – Geremi, Ferreira, Carvalho, Cole – Wright-Phillips, Lampard, Mikel, Bridge – Kalou, Szewczenko

Mecz z Wycombe (League Two): Hilario – Geremi, Bridge, Ferreira, Cole – Essien, Makelele, Mikel, Ballack, Wright-Phillips – Kalou

Mecz z Colchester (League One): Cudicini – Johnson, Huth, Carvalho, Ferreira – Wright-Phillips, Diarra, Essien, Maniche, Duff – Drogba

Mecz z Nottingham Forest (League One): Cech – Geremi, Essien, Carvalho, Bridge – Wright-Phillips, Diarra, Mikel, Lampard – Drogba, Szewczenko

Mecz ze Swindon Town (League One): Schwarzer – Azpilicueta, Cahill, Luiz, Bertrand – Mata, Willian, Essien, De Bryune, van Ginkel – Torres

Jak widać, każda okazja jest dobra, by nie dać szansy młokosom. Niedawno były szkoleniowiec Realu Madryt tłumaczył kiepską postawę zespołu tym, że jego poprzednik, Rafa Benitez, był zaprogramowany na doraźny wynik, a nie rozwój klubu, mając świadomość rychłego rozstania się z klubem. Trudno dociekać, o jakim rozwoju mówił Mourinho i skąd w ogóle zna to słowo. Facet, który nie ma żadnych pedagogicznych sukcesów w futbolu, za którego kadencji Chelsea odnotowała największe straty finansowe w historii, powinien unikać takich terminów jak „rozwój”, „postęp”, „cierpliwość”, bo nie daj Boże ktoś go pewnego dnia poprosi, aby jedno z nich zdefiniował.

Niezorientowany do końca w realiach kibic zagrzmi: z pustego to i Mourinho nie naleje! Sęk w tym że takie tłumaczenie w zderzeniu z rzeczywistością jest zupełnie bezbronne. Mourinho wrócił do Chelsea w momencie absolutnego rozkwitu klubowej akademii. Młody zespół „Niebieskich” brał udział w trzech z czterech ostatnich finałów młodzieżowego Pucharu Anglii, dwa z nich wygrał. Szansa, że któryś ze zwycięzców tego prestiżowego trofeum zrobi karierę w Chelsea, jest w tym momencie minimalna, a będzie jeszcze mniejsza, jeśli ziści się sen „Mou” o pracy na Stamford Bridge przez kolejne dwanaście lat. Warto też przypomnieć, że to za kadencji aktualnego opiekuna do klubu za horrendalne 5 milionów funtów trafili z Leeds United niemający nawet statusu profesjonalistów Tom Taiwo i Michael Woods. Dziś obaj mają 23 lata – jeden kopie się po nogach w Szkocji, drugi po czole gdzieś półamatorsko. W Premier League w sumie zagrali tyle samo minut. Mała podpowiedź – chodzi o liczbę, której nie da się pomnożyć.

Owszem, zdarzali się młodzi piłkarze, którym Mourinho dawał szansę, ale tylko pod warunkiem, że przyszli do Chelsea z jakimś bagażem doświadczeń, jak Lassana Diarra, Glen Johnson czy obecnie Marco van Ginkel. Ci przed profesjonalną sportową inicjacją skazani są na niepowodzenie. Parę dni temu Chelsea zakontraktowała niezwykle utalentowanego Bertranda Traore. Pierwsze co Mourinho zrobił, to oddał go na wypożyczenie do holenderskiego Vitesse. Ruch bez wątpienia dobry, bo nie dość że chłopak trochę sobie pogra, to jeszcze być może spotka kolegów z podobnych roczników, z którymi brał udział w przedsezonowym tournee Chelsea. W Londynie mógłby tej okazji nie mieć. W szerokiej kadrze klubu znajdziemy może trzech niedoświadczonych zawodników, na wypożyczeniach – prawie dwudziestu.

W Anglii śmieją się od lat, że należy chować dzieci przed Arsene’m Wengerem, ale nie do śmiechu jest tym, którzy nie zdążyli ukryć pociech przed Jose Mourinho. Niektórym szczęście jednak sprzyjało. Trzykrotny reprezentant Argentyny, Franco Di Santo, miał podwójnego farta – przyszedł do klubu po odejściu Mourinho i odszedł przed powrotem Portugalczyka. W sumie dla Chelsea zagrał osiemnaście razy. Gdyby trafił do Londynu za wcześnie lub za późno (innymi słowy: przyszłoby mu pracować z obecnym menedżerem), miałby spory problem, by zagrać chociaż osiemnaście minut.

MARCIN PIECHOTA
https://www.facebook.com/Angliakopie

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama