Szybcy i wściekli, ale już od lata – wolni

redakcja

Autor:redakcja

05 stycznia 2014, 17:45 • 6 min czytania

Wszechobecny kryzys finansowy cofnął nie tylko polską piłkę do czasów handlu wymiennego. Wtedy jeszcze monetami nikt nie zaprzątał sobie głowy, więc i o zrobienie świetnego interesu było łatwiej. Zresztą przyjęło się już nawet mówić, że pożądany piłkarz musi mieć umiejętności – ale te dopiero w drugiej kolejności. Bo po pierwsze, primo – niezbędna mu będzie „karta na ręku”, popularny transferowy bon-mot, klucz otwierający wiele bram wjazdowych na polskich stadionach. Za nami początek stycznia, czyli najlepszy moment, by zwrócić uwagę: o czyje wdzięki powalczą wiosną ekstraklasowi działacze?
Jako że słyniemy z uprzejmości i szerokich kontaktów, przygotowaliśmy dwie precyzyjnie wyselekcjonowane jedenastki.

Szybcy i wściekli, ale już od lata – wolni
Reklama

Skład numer jeden zrobiłby mistrzostwo do 30. kolejki, by później decydującą fazę play-off śledzić z perspektywy łódki Piotra Świerczewskiego. Co najwyżej, o ile w ogóle. Przy harującym w środku pola Radosławie Sobolewskim, Rafał Murawski mógłby swobodnie wziąć się za kreowanie akcji, raz na jakiś czas zgrywając z klepki w kierunku Przemysława Kaźmierczaka. Ten, wiadomo – cross lub uderzenie, czyli jedno z dwóch zastrzeżonych firmowych zagrań. I mimo że wspomniane trio w zeszłym roku obchodziłoby wspólnie setne urodziny, w Ekstraklasie wciąż rozdawałoby karty.

W obronie przy przechodzącym trzecią (?) młodość Arkadiuszu Głowackim mniej okazji do wzruszeń miałby Maniek Arboleda. No, chyba że zajrzałby do nowego kontraktu, ponieważ tylu magicznych liczb co w tym, który z Lechem wygaśnie mu w czerwcu, nie poczuje raczej nigdy. „Więcej ludzi umiera na zazdrość niż na raka” – wyżalił się Kolumbijczyk w rozmowie z Weszło. To my wolimy jednak na zazdrość, jeżeli możemy wybierać… Z lewej strony bloku obronnego Jakub Wawrzyniak. Czasem się potknie, bywa cienki, ale w porównaniu z resztą ligowców biegających na jego pozycji, od wielu i tak jest „grubszy”. Defensywę uzupełniliśmy najmłodszym w zestawieniu, lecz już 23-letnim Pawłem Olkowskim. Dowód posiada, więc z kiedy już rzeczona łódka Świerczewskiego zawinie do portu, najszybciej pobiegnie do sklepu, by pomóc doświadczonym kolegom w uzupełnieniu płynów.

Reklama

Przód, dla urozmaicenia, trochę bardziej dziki. Na dziewiątce Paweł Brożek, któremu wytłumaczylibyśmy, że dalej gra w Wiśle, a zieloną tabliczkę z białym napisem „Kraków” mijałby zawsze wchodząc do szatni. W końcu czego się nie robi dla najlepszego strzelca, nie? Gwarancją ruchliwego przodu są skrzydłowi – Prejuce Nakoulma i Saidi Ntibazonkiza. Prezes, przeżywający melancholijne rozważania na temat swojej przyszłości, wciąż nie rozumie, że wcale nie decyduje między Francją a Rosją. Dyskretna różnica polega na tym, że nad Loarę to chciałby tylko on, za to jego życzą sobie wyłącznie w bombowym Kisłowodzku. Choć w tym miejscu na moment się zatrzymajmy. Otóż dowiedzieliśmy się o wstępnym zainteresowaniu Nakuolmą ze strony jednego z klubów angielskiej Premier League. Jeźdzmy dalej. Z drugiej strony ustawiliśmy Saidiego Ntibazonkizę, również wyjątkowo szybkiego, tyle że z bałaganem w głowie na miarę zawartości torebki rasowej blondynki. Trudno stwierdzić, czy ze względu na zbliżony styl zabierałby sobie z Prezesem chlebek, my jednak chcemy ich obu.

Przy takim składzie personalno-charakterologicznym niebędący w żadnym stopniu duszą towarzystwa bramkarz Dariusz Trela mówiłby „dzień dobry” na wejściu i „do widzenia”, wracając do domu. Roboty w bramce zresztą też za wiele by nie miał. Jest to jest, po co drążyć temat?

Gdyby mimo wszystko zejść na ziemię, to ta nasza jedenastka rzeczywiście robi wrażenie, tyle że głównie na papierze. Bo, tak na chłopski rozum – wyobrażacie sobie Brożka w innym polskim klubie? A Murawskiego? Olkowskiemu z Nakoulmą natomiast raczej nie w smak w dalszym ciągu tkwić w Ekstraklasie. Upraszczając dalszy wywód: nie dla was, ligowi panowie działacze, ananas. Ot, uznani ligowcy, którzy albo zostaną tam, gdzie zapuścili korzenie, albo ewentualnie wyjadą na Wschód, po kontrakt życia i wdzięczną starość.

Jeżeli któryś z dyrektorów sportowych już trzymał telefon w ręku, radzimy: nie chowaj! Teraz druga jedenastka, wciąż jak na nasze warunki droga i ekskluzywna, lecz całkowicie w zasięgu Legii, Lecha czy jakiegoś innego zespołu, z którego pieniądze nie tylko wychodzą, ale również do niego przychodzą. Zabawa dla ciut bogatszych, ale gra naprawdę wydaje się warta świeczki. W zasadzie na każdą pozycję można znaleźć piłkarza w optymalnym wieku (Dawid Plizga) lub będącego na dorobku (Paweł Stolarski). Młodszego (Mateusz Matras) i trochę starszego (Adam Kokoszka). Polaka bądź przyjezdnego (Deleu). Do wyboru, do koloru.

W bramce, mimo że mogliśmy postawić na Michała Miśkiewicza, zdecydowaliśmy się umieścić Rafała Leszczyńskiego. Jedyny pierwszoligowiec w zestawieniu i jednocześnie jedyny z tego grona, który zaliczył wszystkie zgrupowania reprezentacji Adama Nawałki. Czasami odbija mu szajba i zrobi w czasie meczu coś niezrozumiałego, ale nadrabia świetną grą nogami oraz aktywnością na przedpolu. Do naszej ofensywnej drużyny po prostu bardziej przydatny od golkipera Wisły.

W obronie Deleu, którym taki Lech mógłby śmiało załatać lukę po Mateuszu Możdżeniu (jemu też kończy się kontrakt). Brazylijczyk prochu już nie wymyśli, natomiast biega do przodu jak poparzony, problemy z aklimatyzacją mu nie grożą i prawie zawsze się uśmiecha. W tej smutnej lidze to zauważalna różnica. Nie potrafisz? To chociaż pokaż klawiaturę… Centrum defensywy pod dowództwem Adamów dwóch – ciągle leczącego się Dancha oraz bardzo przyzwoitego po przyjściu do Śląska Kokoszki. Z lewej strony, tradycyjnie, wybór najmniejszy. Przy czym jednak Jonatanem Strausem nie pogardziłby w Ekstraklasie chyba nikt. Wysoki, sprawny, piłka mu nie przeszkadza. Jeżeli po kontuzji nagle nie obniży lotów, ma szansę zaistnieć.

Na pozycji numer sześć Matras. Typowy Ślązak, do tego wielki chłop. Nawet gdyby wzięła go Legia i by mu nie poszło, mógłby śmiało robić za przęsło od mostu Poniatowskiego. Kiedy spotkaliśmy się z nim w Gliwicach, nie ukrywał, że zanim spróbuje swoich sił na Zachodzie (o ile), chciałby zaistnieć w polskiej czołówce. Obok niego znaleźliśmy miejsce dla Krzysztofa Danielewicza, jednego z największych i najcichszych – co akurat dziwi, biorąc pod uwagę skłonność polskich mediów do nieustannego kreowania nowych piłkarskich nadziei. Drugą linię uzupełnia 17-letni jeszcze Stolarski, który w dniu uzyskania pełnoletności sam zadecyduje o swoim losie.

Atak nazwijmy umownym, patrząc na nazwiska. فukasz Garguła bliżej lewej strony biegał jeszcze w Bełchatowie, za czasów Oresta Lenczyka. Od tamtej pory równie dobrą rundę zagrał właśnie jesienią, kilka lat później. Mimo 32 lat na karku i wrocławskich demonów przeszłości, na pewno zgłoszą się chętni. Drugim „fałszywym” skrzydłowym jest Plizga. Najlepszy moment na przeprowadzkę, by w wieku 28 lat w końcu móc poklepać w szerszym gronie niż z samym Danim Quintaną… Jako wysuniętego napastnika, tę klasyczną dziewiątkę, nominowaliśmy Mateusza Zacharę. Skoro może sobie gadać jakiś Botew, to naszym nie wypada?

Fot.Fotopyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama