Azjaci wszystko muszą robić po swojemu. Jak jeść, to pałeczkami. Jak uprawiać sport, to najlepiej ping-pong. Jak przyznawać nagrodę dla najlepszego piłkarza Azji, to od razu dwie. Jedną dla gracza występującego na kontynencie, drugą dla najbardziej wyróżniającego się spośród tych, którzy wyjechali podbijać świat. W 2012 triumfem podzielili się Shinji Kagawa i Lee Keun-Ho, który poprowadził swój Ulsan Hyundai do zwycięstwa w azjatyckiej Lidze Mistrzów, zostając po drodze MVP imprezy.
Piłkarz w sile wieku, kreatywny, będący jednym z liderów niezłej reprezentacji, a do wyciągnięcia za umiarkowane pieniądze. Powinna się ustawić za nim kolejka europejskich klubów, prawda? I tak w istocie było. Ale zamiast do Bundesligi czy Premier League trafił do drugoligowego Sangmu Sangju. To wojskowa drużyna, a Keun-Ho został przymuszony by tam grać z powodu obowiązkowego poboru. Gdy opuści koszary będzie miał trzydziestkę. Najlepsze lata swojej kariery spędzi na wygnaniu, może zapomnieć też o kontrakcie życia, który czekałby go w Europie.
Inny przykład. Park Chu-Young, kapitan koreańskiej jedenastki, niedawno próbowany w Arsenalu. W marcu 2012 śledztwo dziennikarskie wykryło, że ma on podpisany układ z federacją koreańską, wedle którego odsłuży swój czas pod bronią w wieku 35 lat, a więc po zakończeniu kariery. Sensowne rozwiązanie? I wilk syty i owca cała? Nie dla Koreańczyków. Ta informacja wywołała bowiem w kraju skandal, a samego Younga odsądzano od czci i wiary. Piłkarz musiał przeprosić cały naród w oficjalnym oświadczeniu, ale jego image, niegdyś uwielbianego złotego chłopca, został zniszczony na zawsze. Cha Bum Kun, legenda koreańskiej piłki, który w latach 1978-1989 strzelił 98 goli w Bundeslidze, wziął w obronę kapitana kadry. Ale nawet on, tak wielka figura, tylko się naraził i sam również musiał wystosować później stosowne przeprosiny za swoje wypowiedzi. Los powyższych piłkarzy, a szczególnie Keun-Ho, może podzielić kilku kolejnych młodych Koreańczyków. Ze szczególnym uwzględnieniem Son Heung-Mina z Bayeru. Nad jego karierą cały czas wisi widmo pójścia do woja.
Sabotaż tamtejszego futbolu wynika naturalnie z zimnej wojny z Koreą Północną. Ponad dwieście kilometrów wspólnej granicy to obecnie najbardziej zmilitaryzowany region na świecie . Pamiętajmy też, że stanowiska wojskowe armii Kim Jong-Una a Seul dzieli zaledwie kilkadziesiąt kilometrów. Rakiety w przypadku konfliktu mogłyby pogrzebać stolicę pod gruzami w kilka minut. Co najważniejsze, konflikt trwający już ponad sześćdziesiąt lat ani na chwilę nie łagodnieje. Gdy w 2002 roku Korea awansowała do finałowej czwórki mistrzostw świata, cała reprezentacja została jednogłośnie w nagrodę uhonorowana zwolnieniem ze służby wojskowej. Skorzystali na tym najbardziej Park Ji-Sung i Lee Young-Pyo, którzy bez przeszkód mogli robić karierę na kontynencie. Gdy na mundialu w 2010 Korea wyszła z grupy, stając się tym samym pierwszą azjatycką drużyną, która tego dokonała poza Azją (dopiero kilka dni później sukces powtórzyła Japonia), ponownie odezwały się głosy, czy czasem piłkarze nie zasługują na docenienie. – Więcej zawodników z doświadczeniami gry w Europie wzmocni naszą kadrę – przekonywał Park Ji-Sung, a wtórował mu trener reprezentacji, Huh Jung-Moo: – Wielu piłkarzy chce i mogłoby grać w dużych ligach europejskich, ale nie może z powodu służby wojskowej – stwierdzał. Ostatecznie prezydent tamtejszej federacji futbolu, Chung Moon-Joon, zostawił wszystko pod oceną opinii publicznej: – Niech wypowiedzą się ludzie. Potrzebujemy opinii zwykłych Koreańczyków.
I ci przemówili, mówiąc stanowczo: nie. Było to tego samego roku, kiedy Korea Północna storpedowała statek Cheonan, wskutek czego zginęło 46 marynarzy z południa. Nastroje bynajmniej nie sprzyjały więc jakimkolwiek wojskowym zwolnieniom. Poza tym to drażliwy temat: dlaczego zwykli obywatele muszą nagle przerywać tok swojego życia, rzucać wszystko i służyć dla ojczyzny, a piłkarze nie? Futbol to tylko sport, a tu chodzi o bezpieczeństwo milionów, suwerenność kraju. Priorytety są więc oczywiste? Ale czy aby na pewno? Wielu przekonuje, że jest też druga strona medalu.
– Park Chu-Young nie zrobi różnicy, jeśli jutro rzuci futbol i założy wojskowy mundur. Ale może wiele zrobić dla swojego kraju na boisku – przekonywał Lee Young-Pyo, przypominając ile radości potrafiła całemu narodowi dać nie raz i nie dwa dobrze grająca reprezentacja. Aby ironii stało się zadość, to właśnie Park strzelił kluczową bramkę na olimpiadzie w 2012, dzięki czemu Korea zdobyła brązowy medal. Aby było śmieszniej, wszystko po meczu z odwiecznym piłkarskim rywalem, Japonią. Jeff Cassouf z NBC Sports skomentował to wówczas tak: – Dla piłkarzy Korei medal nie jest główną nagrodą. Najważniejsze bowiem, że dzięki temu sukcesowi będą mieli większe szanse na kontrolowanie swojej piłkarskiej przyszłości – zauważał, bo olimpijski medal to także dobra karta przetargowa w przynajmniej odroczeniu służby. Dlatego dziś mówi się, że w przypadku Son Heung-Mina z Bayeru, Ki Sung-Yuenga czy też Ryu So-Yeona ich kariery nie zależą wyłącznie od ich ciężkiej pracy, ale też od tego czy uda im się zdobyć odpowiednie trofea na dużych imprezach. Najbliższa szansa podczas mundialu w Brazylii, gdzie Korea zakwalifikowała się, ale w sposób mało przekonujący. Wciąż częścią kadry jest grający na zesłaniu Keun-Ho, ale to już inny piłkarz.
W Izraelu, innym kraju żyjącym pod nieustannym zagrożeniem, sprawa wygląda nieco bardziej ugodowo. Piłkarze tak samo muszą swoje odsłużyć, ale w zdecydowanej większości nie zakłóca to ich karier. Latem, gdy nie ma sezonu, jeżdżą na specjalne kursy wojskowe, a dłuższy czas muszą odsłużyć po zakończeniu gry w piłkę. W Korei jednak nawet proponowanie zmian jest tematem tabu. Od razu za samo sugerowanie nowych rozwiązań można narazić się opinii publicznej, zostać posądzonym o brak patriotyzmu. Kim Bo-Kyung, piłkarz Cardiff, zablokował w kwietniu zeszłego roku wywiad, w którym dziennikarz zadawał pytania krążące wokół jego opinii na temat poboru. Koreańczyk natychmiast odszedł od rozmowy, przestał udzielać odpowiedzi.
Tymczasem Japonia, największy rywal na kontynencie, cały czas idzie do przodu. Liga staje się silniejsza, a coraz więcej piłkarzy odnosi sukcesy w Europie. A przecież dekadę temu to Koreańczycy byli nieporównywalnie bardziej chodliwym piłkarskim towarem. Dziś natomiast stosunek grających w niezłych klubach europejskich wynosi 2:1 na korzyść kraju kwitnącej wiśni. Nagrody za 2012 rok, dla Kagawy z United, a także Keun-Ho zmierzającego do armii, mają tutaj bardzo symboliczny wymiar.



