Seweryn Michalski: – W Bełchatowie kombinowali, by nie dać szansy młodemu. W Belgii po prostu ją dali

redakcja

Autor:redakcja

04 stycznia 2014, 11:33 • 5 min czytania

– Czytam sporo głosów na temat swojej przeprowadzki, w większości „hejtów”, że była to błędna decyzja. Ale patrzę na to z innej strony – gdybym został w Polsce, grałbym w pierwszoligowym Bełchatowie, co wcale takie piękne by dla mnie nie było. Mimo że przesiedziałem pół roku na ławce, czuję, że ciągle się rozwijam – mówi Seweryn Michalski, piłkarz KV Mechelen, do niedawna GKS Bełchatów. W piątek, gdy do niego dzwoniliśmy, rozmawiać mógł dopiero wieczorem, wcześniej pół dnia spędził w klubie.
Dziewięć godzin, od 8 do 17, to belgijski standard?
Tak się teraz złożyło, że mieliśmy dwa treningi i pomiędzy jednym a drugim czekało nas spotkanie z trenerem. Odbyła się krótka analiza tego, co miało miejsce jesienią, a potem podziękowaliśmy sobie za współpracę. Dotychczasowy trener żegna się z klubem, wciąż nie wiadomo, kto przyjdzie w jego miejsce. Wymienia się nazwiska dwóch kandydatów, żaden jednak nie jest jeszcze dograny, my niedługo lecimy na obóz, więc jest spore zamieszanie.

Seweryn Michalski: – W Bełchatowie kombinowali, by nie dać szansy młodemu. W Belgii po prostu ją dali
Reklama

Pewnie nie było nawet kiedy to wszystko uporządkować, bo mieliście krótkie wakacje.
Bardzo krótkie, sześć dni. Był mecz w drugi dzień świąt, po nim przyleciałem do Polski, ale szybko trzeba było wracać. Mnie taki wariant, że przerwa zimowa jest krótsza, a letnia dłuższa, odpowiada. Nie siedzę bezczynnie miesiąc w domu, tylko ciągle jestem w ruchu. Zabieramy się od razu do pracy, żeby wcześniej zacząć letnie wakacje.

To dość nietypowe, że zmienia się trenera, a w międzyczasie finalizuje transfer. Milos Kosanović ma trafić do Mechelen, tylko nie wiadomo, czy już teraz, czy dopiero od czerwca.
Słyszałem coś o tym, ale nie znam szczegółów. To tylko potwierdza, że tutaj nikt nie robi nieprzemyślanych ruchów. Klub musiał go oglądać od pewnego czasu, a roszada na stanowisku trenera nie zmienia zdania na jego temat. Musieli uznać go za wartościowego zawodnika.

Reklama

Bierzesz przez to pod uwagę jakieś wypożyczenie? Podejrzewam, że minione pół roku to dla ciebie, mimo wszystko, rozczarowanie.
Rozczarowanie? Czytam sporo głosów na temat swojej przeprowadzki, w większości „hejtów”, że była to błędna decyzja. Ale patrzę na to z innej strony – gdybym został w Polsce, grałbym w pierwszoligowym Bełchatowie, co wcale takie piękne by dla mnie nie było. Mimo że przesiedziałem pół roku na ławce, czuję, że ciągle się rozwijam. Nie powiem, że jest świetnie, w końcu nie gram w pierwszym zespole, ale jestem tutaj od niedawna. Właśnie zmienia się trener, każdy zacznie z czystą kartą i może on na mnie postawi? Był jednak moment, kiedy rozmawiałem z menedżerami na temat wypożyczenia, ale klub odrzucił taką ewentualność. Wolą strategię stopniowego wprowadzania mnie do zespołu.

Tylko, że wciąż pojawia się kontrargument – nie grasz regularnie, przyspawali cię na pół roku do ławki rezerwowych.
No tak, przyspawali, dobrze powiedziane. Ale tydzień w tydzień występuję w drugiej drużynie, gdzie gramy mecze z rezerwami Anderlechtu, Standardu czy innych zespołów. I oni nie wystawiają samych juniorów, ale tez piłkarzy, którzy ocierają się o pierwszy skład. Fajnie to nawet wygląda, trochę osób przychodzi, ciekawe są te mecze, choć poziom ekstraklasy to na pewno nie jest. Jeśli ktoś więc sądzi, że pół roku przesiedziałem, nic nie robiłem i nie miałem żadnej styczności ani z piłką, ani presją, to jest w błędzie. Chociaż tej presji to na rezerwach faktycznie nie ma, ale… w Bełchatowie ona też nie była zbyt duża.

Dość szybko otrzymałeś szansę debiutu, podniosłeś się z ławki już w trzeciej kolejce i zapowiadało się nieźle. Co potem poszło nie tak, skoro już nie zagrałeś ani minut?
Wtedy kontuzję złapał środkowy obrońca, ja go zmieniłem, ale zaraz się wyleczył. Na jedno zwróciłem natomiast uwagę – w Bełchatowie, jak wypadał środkowy obrońca, robiono wszystko, aby nie postawić na młodego chłopaka. Przesuwano piłkarzy z pozycji na pozycję, defensywnego pomocnika cofano do obrony i kombinowano. Tutaj nikt się nie zastanawiał, po prostu dali szansę młodemu. Myślę, że w debiucie nie wypadłem źle, choć przyznaję, w minionej rundzie mogłem swoim konkurentom nie dorównywać. Nie czułem się słabszy, ale czułem pewną różnicę fizyczną między mną a nimi. Powoli się to wyrównuje, zaraz ich dogonię.

Fizycznie trochę odstawałeś, a piłkarsko? Twoi rywale do gry to w Polsce raczej anonimy.
To znaczy, czułem się mocny, ale muszę jeszcze trochę popracować nad siłą fizyczną. Myślę, że wszyscy środkowi obrońcy są na podobnym poziomie, wyżej jest tylko Sheldon Bateau. Rocznik 91, gość jest bardzo dobry i czytałem w belgijskiej prasie… To znaczy, bardziej pomógł mi translator, bo jeszcze nie wszystko rozumiem, że jest nim spore zainteresowanie, również z Anglii. Bardzo możliwe, że dojdzie wkrótce do jego transferu. Może też stąd te rozmowy z Kosanoviciem?

Mimo że właściwie w ogóle nie grasz, to nie narzekasz, chyba nawet jesteś w miarę zadowolony. Dochodzą tutaj pewnie aspekty, o których jeszcze nie wspomniałeś. Jest taka różnica w porównaniu ze skromnym Bełchatowem?
Ty mówisz, że Bełchatów jest skromny – jako miasto i klub może tak, ale nie wiem, czy ktoś w Polsce ma równie rozbudowane zaplecze. Mimo to, w Mechelen jest wyższy level. Jakość boisk jest niesamowita, one są tutaj idealne. Na treningach przykłada się sporą wagę do szczegółów: odpowiedniego przyjęcia, długiego i silnego podania, szybkiej gry. Początkowo ciężko było mi się przyzwyczaić, nie mogłem się odkręcić. Wiele jest jednak detali, na które w Polsce nie zwraca się uwagi, no i wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Niestety, w kraju o takim poziomie organizacji możemy na razie pomarzyć.

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama