Patryk Małecki to jeden z tych piłkarzy, któremu wywiady nie służą (podobnie jak żadna inna forma komunikacji z drugą osobą). On na szczęście nie zdaje sobie z tego sprawy, więc my mamy ubaw. W rozmowie z „Gazetą Krakowską” najwierniejszy z wiernych piłkarzy Wisły Pogoni, poświęcił kilka słów swojemu transferowi i podkreślił, jak wiele „Biała Gwiazda” mu zawdzięcza. Ci mniej spostrzegawczy fani mogliby przecież pomyśleć, że chłopak zarabiał kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, a w zamian dawał niewiele, lecz należało ich szybko wyprowadzić z błędu.
– Nie ma Pan poczucia, że biorąc pod uwagę skalę swojego talentu, powinien Pan być dzisiaj w innym miejscu swojej kariery, a nie na jej zakręcie? – zapytał dziennikarz.
– Nie mam takiego poczucia, ponieważ nie czuję się, jakbym był na zakręcie. Gdyby nie mój powrót z Turcji, to Wisła byłaby na zakręcie i mogłaby nawet spaść do I ligi. Takie do mnie dochodziły głosy.
„Takie do mnie głosy dochodziły”. Patryczku, jeśli słyszysz głosy, to postaraj się skonsultować ze specjalistą. Jeśli dodatkowo te głosy mówią ci, że wracając z Turcji uratowałeś Wisłę przed spadkiem, to postaraj się o takie konsultacje bezzwłocznie, nie można bagatelizować objawów. Historia zna przypadki ludzi, którzy słyszeli głosy, a dzień później wymordowali rodziny.
Być może zaufasz głosom, które słyszysz, ale być może zaufasz przez moment nam. Było tak: wróciłeś z Turcji po rundzie jesiennej sezonu 2012/2013, gdy Wisła Kraków miała 12 punktów przewagi nad strefą spadkową. Grałeś w tej drużynie na wiosnę i na koniec miała 7 punktów przewagi nad dwiema ostatnimi drużynami. Od razu wytłumaczymy: 7 to mniej niż 12. Jeśli na przykład popatrzysz na swoje obie dłonie i jedną z nich zaciśniesz, to właśnie o pięć palców (różnica między 12 i 7) mniej będziesz widział. To mamy ustalone.
Ale wczytajmy się w tę wypowiedź. Czy Patryk Małecki, biorąc pod uwagę skalę talentu, znalazł się na zakręcie?
– Nie mam takiego poczucia, ponieważ nie czuję się, jakbym był na zakręcie. Gdyby nie mój powrót z Turcji, to Wisła byłaby na zakręcie i mogłaby nawet spaść do I ligi. Takie do mnie dochodziły głosy.
Być może, skoro Patryk nie ma takiego wrażenia, to po prostu mówi nam, że nie ma żadnego talentu? Może po prostu niedostatecznie to zaakcentował? Każdy dobry piłkarz, który przez 3,5 sezonu strzelił tylko 4 gole ligowe i który został wypluty przez tureckiego średniako-słabiaka, takie wrażenie by miał. Być może prawidłowa interpretacja słów Małeckiego brzmi: nie mam poczucia, że znalazłem się na zakręcie, ponieważ znalazłem się dokładnie tam, gdzie być powinienem.
Ale nie, w to nikt nie uwierzy.
Ten chłopak – hmm, w zasadzie już facet, w końcu 25 lat – zwyczajnie jest zbyt próżny, by zauważyć, że kompletnie się stoczył. Jeszcze w sezonie 2010/2011 publika w Krakowie skandowała: „Smuda! Co? Małecki!”. Dzisiaj to brzmi jak żart. Od tamtej pory Patryś jest permanentnie nieprzydatny, stanowi jedynie bolesną pozycję w księgowości. Lat temu kilka wydawało się, że oto mamy skrzydłowego z niezłym potencjałem, bo w końcu jako młody chłopak potrafił zdobyć 22 gole w ciągu trzech sezonów. Teraz zdobywa 4 gole w 3,5 sezonu i ląduje na ławce w najsłabszej personalnie Wiśle od dawna, a następnie jest wypychany do Pogoni Szczecin, której by kiedyś nawet nie zaszczycił swoim cennym spojrzeniem, ale nie widzi problemu.
Człowieku – bywały już w polskiej piłce boleśniejsze upadki (Dawid Janczyk), ale niewątpliwie zaliczasz się do zawodników, którzy zanotowali najbardziej spektakularne zjazdy. A jeśli nie widzisz problemu, to trudno będzie ci wyciągnąć wnioski.
Oczywiście, wszystkiemu są winni kolejni trenerzy, a gwóźdź do trumny Małeckiego wbił Smuda. Jak tłumaczy w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej” Patryk, zbyt się zmęczył podczas letniego obozu. Tak się zmęczył, że do teraz jest zmęczony.
Może odpocznij? Od sportu wyczynowego, co?
Fot. FotoPyK