W ostatnich tygodniach Cardiff City stało się sztandarowym przykładem na to, jak pieniądze mogą dać sportowy awans, ale równocześnie zabić ducha futbolu. Nieobliczalny właściciel klubu Vincent Tan zamienił blisko 115 lat tradycji w korporacyjny jarmark, a trenera Malky’ego Mackaya wyrzucił na bruk. Walijski klub ogłosił dzisiaj, że nowym menedżerem drużyny został były gracz Manchesteru United oraz legenda Premier League, Ole Gunnar Solskjaer. Czy Norweg wie, na co się pisze?
O malezyjskim biznesmenie Tanie napisano już wszystko, ale sytuacja się nie zmienia – jest on synonimem pewnego rodzaju upadku, gdy w klub pompowane są pieniądze, ale – użyję pewnej przenośni – suma strat i zysków i tak wychodzi mniej więcej na zero. Napływ pieniędzy równoważony jest odzieraniem z tradycji, medialną hucpą i zachowaniami rodem z bollywoodzkich produkcji. Niełatwą współpracę Mackaya i Tana media określały jako „wyprowadzanie tygrysa na spacer”, sugerując zmienność humorów właściciela Cardiff i jego skłonność do – delikatnie mówiąc – dziwacznych zachowań.
Vincent Tan „wsławił” się wieloma kultowymi już zagraniami, a do najsławniejszych z nich należy m.in. sugerowanie Mackayowi, że Cardiff będzie strzelało więcej goli, jeśli piłkarze uderzać będą piłkę z własnej połowy tak, jak zrobił to Mark Hudson w meczu przeciwko Derby w 2012 roku (gracz Cardiff wykorzystał błąd bramkarza i zdobył gola z 62 metrów). Malezyjczyk nie zrozumiał, że takie gole to kuriozum, i całkiem poważnie zalecił tę taktykę na stałe. Świat futbolu – nie tylko angielskiego – przecierał oczy, gdy Tan nie mógł pojąć, dlaczego jego Cardiff nie może grać w każdym w meczu w swoich czerwonych barwach. Malezyjczyk całkiem serio uważa, że odwiedzając takie świątynie piłki nożnej jak Old Trafford czy Anfield Road, ma prawo wymagać, aby to akurat gospodarze grali w strojach wyjazdowych, zostawiając graczom Cardiff ukochaną przez Tana czerwień. Innym razem miał rzekomo prosić Mackaya, aby ten w dzień rozgrywania meczu przyszedł rano na stadion i patrzył, jak tancerki przebrane za smoki rozrzucają wokół murawy ryż na szczęście. Kwestię zmiany barw klubowych przemilczymy, no bo czymże dla pana Tana jest tradycja?
Malezyjczyk znany jest z wiary w zabobony i mówi się, że ma obsesję na punkcie władzy. Za przyczyną zwolnienia Malky’ego Mackaya stała cała litania skarg, ale tą najpoważniejszą było przekroczenie budżetu transferowego w lecie. Zaskakujące, jeśli spojrzymy na fakt, iż przecież oczywiste jest, że to nie były menedżer Cardiff podpisywał czeki na zakup piłkarzy, ale sam Tan. To tak, jakby dać komuś z własnej woli więcej pieniędzy, a później mieć do niego o to tonę pretensji. No chyba że portfelem Tana zarządzał Mackay, ale w to już akurat trudno uwierzyć. Malezyjczykowi nie spodobał się także fakt, że Malky wypowiedział się publicznie, iż w styczniu liczy na zakup trzech nowych graczy. Nieoficjalnie mówi się jednak, że za zwolnieniem trenera stały nie tylko względy czysto sportowo-finansowe, ale… towarzyskie.
Vincent Tan przyzwyczajony jest do niemalże boskiej czci i zwyczajnie był zazdrosny o sympatię, jaką kibice darzyli Mackaya. Nie podobało mu się to, że wpompował niemałe pieniądze w sam klub, a całą śmietankę i uznanie za awans do Premier League spijał z dziobków pochlebców właśnie Malky. Malezyjczyk kocha komplementy, a furorę w sieci robiło wideo z 60. urodzin Tana, podczas których jego pracownicy z uwielbieniem śpiewali o miłości do swojego szefa. Wersy mówiły o tym, że „kochają go w dzień i w nocy…”, całkiem jak w Korei Północnej. W cały ten cyrk wkracza właśnie „Baby-face killer”, czyli Ole Gunnar Solskjaer. Jak poradzi on sobie z królem stylu Tanem, który na koszulę zakłada trykot Cardiff, a całość wsuwa głęboko w spodnie? Dodajmy do tego, że resztę komicznego wizerunku dopełniają ciemne okulary, skórzane rękawice w stylu „Terminatora” i wąsy rodem z azjatyckiego kina gangsterskiego klasy B.
Trzeba przyznać Tanowi jednak, że jeśli już w wieśniacki sposób pożegnał się z Mackayem, to akurat następcę wybrał dobrego. Solskjaer zna tę ligę jak własną kieszeń i długo wyczekiwaliśmy dnia, aż Norweg zawita z powrotem do Premier League. Nieoficjalnie mówi się, że mentor Solskjaera – czyli oczywiście sir Alex Ferguson – w rozmowie ostrzegł go przed objęciem Cardiff, pamiętając, w jaki sposób Tan potraktował poprzedniego bossa „The Bluebirds”. Solskjaer oczywiście dyplomatycznie stwierdził, że to „nonsens”, ale wierzymy, że mogło tak być – wszyscy widzieliśmy przecież, jaką solidarnością wykazali się inni menedżerowie Premier League, wspierając Malky’ego Mackaya w nierównej walce z malezyjskim właścicielem klubu.
Ole Gunnar Solskjaer ma już za sobą pierwsze spotkanie z zespołem i to do niego ma należeć decyzja, czy Cardiff sprowadzi kogoś w styczniowym okienku transferowym. Jak to przy tego typu okazjach bywa, lukier leje się hektolitrami, wszyscy są zachwyceni wszystkimi, ale poczekajmy do końca miesiąca miodowego. Wtedy przekonamy się, czy współpraca z Tanem nie odbije się czkawką Norwegowi. Póki co były napastnik „Czerwonych Diabłów” twierdzi, że nie ma żadnych oporów przed podjęciem współpracy z kontrowersyjnym Malezyjczykiem, a cała sytuacja w Cardiff wygląda troszkę inaczej, niż przedstawia się to w mediach. Czyżby Norweg uległ urokowi Vincenta Tana, jeśli ten jakikolwiek posiada? Czy były szkoleniowiec Molde poradzi sobie w Premier League?
My akurat wierzymy w OGS, wtórując Wengerowi, który w samych pochlebstwach wypowiadał się o byłym snajperze United. Rzeczywiście – „Baby-face killer” był piłkarzem wybitnie inteligentnym, świetnie czytającym grę. Nauka pod okiem Fergusona i okres pracy – z sukcesami – w Molde dały mu doskonałą podkładkę pod kolejne wyzwanie – czytaj: utrzymanie Cardiff w Premier League. Jeśli tylko Vincent Tan nie będzie ponownie zazdrosny i nie odstawi nowej szopki, złoty chłopiec Solskjaer sięgnie po swoje. W końcu zwyciężać uczył go Szkot w czarnym płaszczu o wiecznie czerwonym nosie, który wszelkiego rodzaju naturszczyków z koszulkami włożonymi w spodnie zjadał na śniadanie.
KUBA MACHOWINA