Niezależnie od szerokości geograficznej, dwóch zwaśnionych rywali współpracujących i wspierających się we wspólnej walce to sytuacja nadzwyczajna, rzadka i zazwyczaj dotycząca najważniejszych spraw. Na Bałkanach – gdzie tamtejszy temperament podwaja siłę każdego uczucia – tym bardziej. Jak źle musi więc wyglądać chorwacka piłka, skoro współpracę nawiązali ze sobą kibice Dinama Zagrzeb i Hajduka Split?
Bad Blue Boys i Torcida. Dwie marki, które rozdają karty w chorwackiej piłce, ale przede wszystkim dwie marki, których kibicowska sława wykracza daleko poza granice należących do nich miast. Chorwacki odpowiednik odwiecznych i wiecznych, zaciekłych rywali z Partizana i Crvenej Zvezdy Belgrad. Derbowe mecze oświetlane blaskiem setek rac, nienawiść zionąca z trybun, miasta przyozdobione malunkami, które na zagranicznych forach udostępnia się częściej, niż najpiękniejsze fotografie chorwackich zabytków. Nie jest może poziom Belgradu, który dla wielu kojarzy się wyłącznie z wojną, biedą i dwoma skonfliktowanymi grupami kibiców, ale i tak dla wielu obserwatorów z zagranicy Split równa się Hajduk, a Zagrzeb – Dinamo.
Kibice Hajduka zdominowali zresztą całą Dalmację, podczas gdy Bad Blue Boys to nie tylko stołeczna aglomeracja, ale i cała północna część państwa. Nie ma w tym nic dziwnego – poza renomą wyniesioną jeszcze ze wspólnej, jugosłowiańskiej ligi (spotkania chorwackiego duetu z rywalami z Belgradu stanowiły zawsze wydarzenia elektryzujące cały kraj), kluby rokrocznie dominują ligę chorwacką. Od 1992 roku, na przestrzeni dwudziestu jeden sezonów ligi chorwackiej, tylko raz mistrzem był ktoś spoza tandemu Dinamo-Hajduk – w 2002 roku obie potęgi zdetronizowało stołeczne NK Zagrzeb. Poza tym – dominacja Dinama występującego przez pewien czas pod nazwą “Croatia Zagrzeb”, z nielicznymi mistrzostwami Hajduka. Nienawiść rosła wprost proporcjonalnie do potęgi obu klubów. Każdy sezon spędzony wyłącznie na walce dwóch gigantów pogłębiał antagonizmy i czynił spór jeszcze gorętszym, jeszcze bardziej fanatycznym.
Tym bardziej dziwić musi ten obrazek sprzed kilkunastu dni.
Bad Blue Boys i Torcida, dwie wielkie firmy, dwaj wielcy rywale, tym razem na jednej trybunie, przy opustoszałym stadionie, podczas derbowego meczu, który tak często był jednocześnie okazją do wyjaśnienia wzajemnych pretensji i ustalenia kibicowskiego prymatu na nadchodzące półrocze. Tym razem nie było mowy o walkach, nie było mowy o wzajemnych pretensjach i przytykach. Liczyło się zjednoczenie wobec wspólnego wroga, piłkarskiej mafii, która według kibiców z Chorwacji ma jedną twarz. Twarz Zdravko Mamicia.
O tym delikwencie można by napisać całą książkę (jego wyczyny opisywaliśmy TUTAJ), którą szczelnie wypełniłyby korupcyjne skandale, aroganckie zachowanie wobec kibiców, dziennikarzy i całego środowiska piłkarskiego, pijackie szamotaniny, wyzywanie wszystkich, którzy ośmielili się w jakikolwiek sposób skrytykować wszechmocnego bossa. Właśnie. “Wszechmocny”. To słowo przewija się najczęściej w artykułach uzasadniających fatalną kondycję tamtejszego futbolu. Mizerne frekwencje, fatalna reputacja, niejasne reguły finansowania i rozliczania wielomilionowych transferów – wszystko rozbija się o pozycję Mamicia. A – przynajmniej według chorwackich kibiców – ta jest niepodważalna.
Przykład? Choćby ostatnie dwa mecze, na których kibice obu klubów usiedli w jednym sektorze przez pełne dziewięćdziesiąt minut obrażając “futbolową mafię”. Co ma z tym wspólnego Mamić i w jaki sposób zjednoczenie ma świadczyć o jego wszechmocy? Cóż, wszystko zaczęło się jak zwykle niewinnie i pod hasłem walki o “zwiększenie bezpieczeństwa na stadionach” oraz “poprawę jakości” futbolu w całym kraju. Uznano, że najlepszym sposobem na zachęcenie ludzi do tłumnego zapełniania trybun będzie wprowadzenie kart kibica, a raczej specjalnych voucherów przypominających rodzimą “listę wyjazdową”. Od momentu wprowadzenia kontrowersyjnej reformy, kibice jadąc na mecz swojego klubu musieli podawać pełen zestaw swoich danych i zgłaszać specjalne “zapotrzebowanie” na bilet. O tym, czy kibicowi warto sprzedać wejściówkę miał zaśâ€¦ decydować klub. Naturalnie fanatykom tak osobliwe narzędzia kontroli i zapobiegania ewentualnym awanturom raczej nie przypadły do gustu – stąd też pierwsza fala protestów.
Te największe i – z racji zjednoczenia dwóch śmiertelnych rywali – najgłośniejsze manifestacje odbyły się jednak dopiero, gdy pomysł voucherów… zniesiono. A konkretnie: zniesiono je na mecz Dinama z Hajdukiem. Jeszcze konkretniej? Zniósł je jednoosobowo, samodzielnie, bez konsultacji ze związkiem, policją czy kimkolwiek innym – Zdravko Mamić. Hajduk zamiast skorzystać z oferty wyłączonego spod kontroli wyjazdu na teren największego wroga, uznał propozycję za jeszcze jeden dowód wspomnianej “wszechmocy” Mamicia. Kibice ze Splitu postanowili faktycznie przyjechać, ale zamiast korzystać z gościnności znienawidzonego prezesa, spotkali się z fanami Dinama.
Policja utrudniała na wszelkie możliwe sposoby dojazd kibiców Hajduka do stolicy, ale i tak udało się zorganizować wspólną manifestację, a następnie trwający podczas meczu, wspólny festiwal pieśni obraźliwej – kto i w jaki sposób wymyślniej sponiewiera Mamicia, chorwacki związek piłki nożnej i rząd. Co więcej – ustalono, że kolejne derbowe spotkania, tym razem pucharowe, rozgrywane ledwie kilka dni później, odbędzie się w podobnej atmosferze.
Po meczu zjednoczenia na mieście doszło bowiem do przepychanek, w których uczestniczyli przede wszystkim miejscowi, Bad Blue Boys, kibice Dinama Zagrzeb. Fanatycy stołecznego klubu, biorąc pod uwagę wysokie ryzyko dalszych prowokacji, zadecydowali, że w kolejnym spotkaniu w ogóle nie pojawią się na trybunach. Tym razem jednak sektory nie pozostały puste. Miejsca zajmowane zawsze przez najwierniejszych kiboli Dinama zajęli ludzie z… Torcidy, która ponownie przyjechała do Zagrzebia manifestować swój sprzeciw wobec aktualnej sytuacji w chorwackiej piłce. O ile wspólne śpiewy w pierwszym z derbowych starć były czymś unikalnym, o tyle sytuacja z drugiego, gdy na sektorach gospodarzy siedzieli wyłącznie kibice gości, w dodatku głośno manifestujący wsparcie dla swoich rywali jest już prawdziwym ewenementem, właściwie bez precedensu.
Hajduk przez dwadzieścia minut wykrzyczał wszystko, co leży na sercu nie tylko fanom Torcidy, ale również ich wrogom z Bad Blue Boys, po czym opuścił stadion. Zwycięstwo 5:0 obejrzała garstka miejscowych sympatyków piłki nożnej – ci, którzy odpowiadają za doping znów wspólnie manifestowali na ulicach miasta.
Zdravko Mamicia można więc nienawidzić, można go krytykować, oskarżać o korupcję, o haniebne wypowiedzi, o współpracę z szemranymi biznesmenami, o powiązania mafijne, o zarządzanie z tylnego siedzenia całym chorwackim futbolem. Trzeba jednak również docenić. Jest pierwszym człowiekiem od ponad dwóch dekad, pierwszym człowiekiem od straszliwych lat bałkańskich wojen, który potrafił zjednoczyć śmiertelnych rywali ze Splitu i Zagrzebia. Ostatnim wydarzeniem, w którym obie grupy stanęły po jednej stronie barykady, była walka o niepodległość Chorwacji, krwawa i brutalna, zakończona śmiercią wielu, spośród fanatyków z obu miast. Torcida i Bad Blue Boys stawali ramię w ramię tylko wobec największych i najważniejszych wrogów.
Mamić musi być naprawdę potężnym człowiekiem…
JAKUB OLKIEWICZ