Piątek, około 22:30. Pilot policyjnego helikoptera traci kontrolę nad maszyną i ma twarde lądowanie w jednym z bardziej uczęszczanych barów w centrum Glasgow. Osiem osób, w tym cała załoga, nie żyje. Kilkadziesiąt kolejnych, w tym 14 w ciężkim stanie, trafia do pobliskich szpitali. Na miejscu błyskawicznie pojawiły się zastępy służb ratowniczych. Strażacy, żeby pomóc poszkodowanym, sami niejednokrotnie musieli igrać ze śmiercią. Wśród nich był Frank McKeown. Kapitan trzecioligowego Stranraer FC, który z marszu po dramatycznej akcji zagrał mecz w Pucharze Szkocji.
Był jednym z ponad stu strażaków, którzy przez całą noc zajmowali się skutkami katastrofy. Nie trudno domyślić się, że był kompletnie wyczerpany. Spał przez godzinę, a potem wstał, kombinezon zamienił na piłkarski trykot i wyszedł w podstawowej jedenastce na Clyde FC. Przyznał, że po tym ekstremalnym okresie przygotowawczym, trudno było mu wejść w mecz, ale z minuty na minutę czuł się coraz lepiej. Rozkręcił się na tyle, że rozegrał pełne 90 minut, a jego drużynie udało się zremisować. Zgodnie z regulaminem, o awansie do kolejnej rundy przesądzi kolejny mecz.
Pytany, czy przeszło mu przez myśl, żeby odpuścić, odpowiedział, że nawet przez chwilę. – Chciałem pomóc chłopakom awansować do 1/16 i nie było żadnego zagrożenia, że nie zagram. Do tej pory idzie nam naprawdę nieźle, chociaż uważam, że w tym konkretnym meczu przeciwnicy spisali się akurat nieco lepiej. Przyznam, że po tym, co zobaczyłem, miałem chwile zadumy i refleksji. Ta noc była traumatycznym przeżyciem – szczerze podsumował.
Uporządkujmy fakty, bo to nieprawdopodobne. W noc poprzedzającą mecz swojej trzecioligowej drużyny facet uczestniczył w akcji ratowniczej. Wyobrażamy sobie, że raczej nie przyglądał się z boku, tylko wykonywał tytaniczną pracę. Wyczerpującą fizycznie, ale przede wszystkim obciążającą psychikę. Wrócił styrany do domu, położył się spać na godzinę, a potem – jak gdyby nigdy nic – wyszedł na boisko. Szkoci to rzeczywiście twardzi ludzie, z których nasze gwiazdki powinny brać przykład. Niech przeczytają ten tekst, kiedy następnym razem przyjdzie im do głowy narzekanie na kilkugodzinne siedzenie w luksusowym autokarze, czy zbyt mocno świecące słońce.
I niech przeczytają ten tekst zawodnicy z niższych lig: tak wygląda prawdziwe życie, a nie zabawa w piłkarzy. Tak wygląda praca, za którą otrzymuje się zapłatę.