Maciej Skorża postanowił przestać być Maćkiem, zhardział i stał się prawdziwym Panem Trenerem. Niestety, ma pewien problem, ponieważ świat się na niego uwziął. Facet jest spoza układów (haha), nie bawi się w żadne koterie (hahaha) i z tego powodu ma w życiu pod górkę. Na przykład – z tego powodu nie został selekcjonerem.
W rozmowie ze stroną internetową Polsatu Sport znajdujemy taki fragment…
Co z reprezentacją Polski? Od kilku lat mówi się o Panu w kontekście pracy z kadrą, ale nigdy nie otrzymał Pan poważnej oferty. Tym razem także nie.
Tak, skończyło się na pogłoskach. Przez trzy lata byłem asystentem trenera Janasa, widziałem z bliska mistrzostwa świata i mam chęć, aby te doświadczenia wykorzystać. Wiem, czym ta drużyna pachnie. Ale na taką pracę trzeba zasłużyć i mieć sprzyjające okoliczności. Widząc dwa ostatnie wybory można odnieść takie wrażenie, że niekoniecznie CV ma decydujące znaczenie.
Same sukcesy nie wystarczą?
Nie mam tego czegoś, co jest najważniejsze. Nie ma się co oszukiwać, że wybór selekcjonera to sprawa sportowa, ale i polityczna. Jeśli nie jest się w pewnych układach, w pewnym towarzystwie, to nie ma się szans.
Trzeba mieć protektora?
Tak, takiego anioła stróża. To nic nowego. Czytałem książkę Raymonda Domenecha i tam jest dokładnie opisane, jak różne stronnictwa się spierały, a on musiał prowadzić swoją grę. Ja nie czuję się w tym dobrze. Moją silną stroną nie są koterie.
Nie irytuje to Pana?
Nie ukrywam, że w pewnej chwili byłem tym mocno poirytowany. Ale kiedy człowiek wie, jak to się odbywa, to z góry zakłada, że nie ma żadnych szans. Wie Pan, kiedy wiedziałem, że Adam Nawałka będzie selekcjonerem? Jak wróciłem z Arabii Saudyjskiej, a więc w czerwcu. Tak samo z Waldkiem Fornalikiem. Wygraliśmy z Ruchem 3:0 w finale Pucharu Polski i już wtedy były pewne przesłanki…
Czyli układy, układziki?
Powiedziałem sobie, że to, co chcę, osiągnę swoją pracą. Chociażby dla satysfakcji. Nie potrzebuje układów. Robię swoje i na tym się skupiam.
Nie potrzebuje układów, jego silną stroną nie są koterie, nie ma go w pewnym towarzystwie, więc nie ma szans, potrzeba anioła stróża… Wyjaśnijmy fakty – człowiekiem, który w pierwszej kolejności pojawił się w polskiej piłce dzięki koterii, układom i który po prostu zakręcił się w odpowiednim towarzystwie jest Maciej Skorża. W praktyce do piłkarskiego światka na barana wniósł go Paweł Janas i później holował przez kolejne lata. Gdyby nie ten „anioł stróż” i gdyby właśnie nie koterie (Janas, Dmoszyński i cała grupa wsparcia), Skorża ani nie pracowałby w Amice Wronki, ani w Wiśle Płock, ani tym bardziej nie byłby asystentem w reprezentacji Polski. Oczywiście, sam Skorża pięknie się odwdzięczył, bo w rewanżu pociągnął za sobą syna Pawła Janasa, Rafała. I tak to się kręci.
Wygląda na to, że Skorża ma po prostu pretensje, że jego towarzystwo aktualnie nie rozdaje kart. Ale takie atakowanie czy to Fornalika, czy Nawałki i deprecjonowanie ich osiągnięć jest po prostu słabe. Bo ten biedny Fornalik prowadząc Ruch Chorzów jakoś zakończył sezon na drugim miejscu, a Skorża dopiero na trzecim. Nie będziemy pisać, jakimi zawodnikami dysponował ten pierwszy, a jakimi ten drugi, bo byłoby to dla pana Macieja druzgocące.
– Gdybym zdobył w lidze trzy punkty więcej, to mielibyśmy mistrzostwo – powiedział Skorża. To trzeba było te trzy punkty więcej zdobyć. A najlepiej – dwadzieścia trzy punkty więcej. Dziwnym jednak trafem z ostatnich dziewięciu meczów w sezonie, Legia wygrała tylko dwa. Z dziewięciu – dwa! Tak nie zdobywa się mistrzostwa kraju. Nie remisując z Widzewem, Bełchatowem, Polonią, Jagiellonią i Wisłą, a przegrywając z Lechem i Lechią.
Teraz Skorża mówi: ale my graliśmy w pucharach, a z tej grupy, którą w tym roku miała Legia, dało się wyjść! Jan Urban może śmiało odpowiedzieć: twoją ligę, drogi Maćku, też dało się wygrać.
Fot. FotoPyK