Kolejny maratonik ligowy: 18. kolejka zaczęła się we czwartek, poniedziałek zaczął się w sobotę, Legia po raz kolejny dala plamę w pucharach, Bartłomiej Pawłowski pokazał, że polski piłkarz potrafi równocześnie myśleć, prowadzić samochód i mówić w obcym języku(sześciu ligowców próbujących powtórzyć ten wyczyn odwieziono do szpitala z podejrzeniem zapalania opon), a przebojem internetu stał się filmik z fetowaniem Marcina Wasilewskiego przez kibiców Anderlechtu. Ciekawe, czy któryś z piłkarzy grających w 18.kolejce Ekstraklasy, doczeka się kiedykolwiek i gdziekolwiek podobnego hołdu? Słucham?… Nie, to było pytanie retoryczne.
Jagiellonia Białystok -Lechia Gdańsk 0:1
Wyszli na boisko i zagrali. Jedni przegrali, drudzy przegrali, sędzia zagwizdał, wszyscy zeszli z murawy, a publiczność wyszła za stadionu. Było ciemno, zimno, trener Probierz znowu opowiadał, że to wszystko przez deszcz, a Ugochukwu Ukah i Sebastian Madera wystąpili w konkursie na najlepszego Pazdana meczu, przy czym Ukah próbował trafić Bąka, a Madera próbował trafić Ukaha.
Legia Warszawa -SS Lazio 0:2
–Dziś widziałem zespół zmęczony i mniej dynamiczny od przeciwnika -powiedział trener Urban.
–Dopiero dziś? -zdziwiła się Opinia Publiczna.
Na „Ł»ylecie” wisiał wielki transparent „Mistrz Polski”, kibice śpiewali o „niepokonanym klubie”, Włosi grali „na Wawrzyniaka”, a legioniści, w myśl zasady „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, wszyscy byli Wawrzyniakami.
Pogoń Szczecin -Zawisza Bydgoszcz 1:1
„Ach, jak przyjemnie, kołysać się wśród fal…?
No, nie bardzo: błędnik szalał, boisko się chwiało, trzech Lewczuków podawało do dwóch Gevorgyanów, piłka odbijała się od kropel deszcze zapłakane były nie tylko autobusy, ale i kibice, a każdorazowe przeniesienie wzroku z ekranu na kartkę i z powrotem kończyło się zgrzytem ogniskowej, jękiem i zakrywaniem jednego oka dłonią. I to wszystko bez kropli alkoholu, za to pośród miliona kropel na ekranie! Tylko fizycy byli szczęśliwi – wpatrywali się w rozdwojonych, roztrojonych (rozstrojonych także) zawodników Zawiszy i twierdzili, że to podręcznikowy przykład czegoś tam optycznego, bo proszę uprzejmie: granatowi szczecinianie się nie rozdwajają. Mecz czterdziestu duszków Casperów z jedenastoma kleksami zakończył się sprawiedliwym remisem, w normalnych warunkach byłby bardzo przyzwoitym widowiskiem, a swoją drogą, żeby realizatora transmisji nie było stać na jednego pana Zenka z parasolem…
Wisła Kraków -Śląsk Wrocław 3:0
Festung Krakau: osiem meczów z rzędu na własnym stadionie bez straty punktu, i bez straty bramki, cztery w stosunku 3:0, bilans goli 17-0… Oczywiście, można rozważać, co by było, gdyby gacie Paixao były gorzej uszyte, pękły i piłkarz Śląska wyszedłby sam na sam z Miśkiewiczem, można się zastanawiać, czy Guerrier nie powinien wcześniej wylecieć do szatni, ale to tylko czysto akademickie smęty, bo Wisła w piątek była lepsza o trzy długości, kontrolowała mecz od początku do końca, wyłączyła Śląskowi linię pomocy (obrona wyłączyła się sama), i co najważniejsze: zasuwała, cisnęła, odbierała i atakowała do samego końca, co już dawno się jej nie zdarzyło, bo ostatnio zaczynała umierać po godzinie. Śląsk ma problem, trener Levy ma problem, a największy problem mają mieszkańcy Wrocławia, którzy pewnie znowu dostaną informację o podwyżkach opłat miejskich, bo zbliża się okno transferowe.
Korona Kielce -Widzew Łódź 2:1
Widzew na wyjeździe: wygrać z nim -nie sztuka, a przegrać… Jakie przegrać? Niby Widzew prowadził, ale było widać, że kwestią czasu jest, aż prowadzić przestanie (choć widać było trochę niewyraźnie, bo w Kielcach też oszczędzają na rachunkach i oświetlenie było raczej nienachalne). Pilipczuk wrzucał, Kiełb i Korzym marnowali, ale w końcu kielczanie uznali, że każda siara ma swoje granice i skoro mogą podrzucić Widzewowi swój dawny rekord, to lepiej skorzystać, po czym Kiełb wykończył gości na zimno. Na trybunie głównej trener Levy tęsknił za Albanią…
Piast Gliwice -Górnik Zabrze 2:0
–Mamy krótką przerwę związku z kontuzją Krzysztofa Króla -obwieścił głos.
Obraz robił mu na złość i pokazywał uciekających spod bramki Piasta piłkarzy z zasłoniętymi ustami i nosami, jakieś dziwne dymy oraz trybuny domagające się, by kurwa zostawiła kibica. W związku z kontuzją Krzysztofa Króla zdarzyło się jeszcze parę rzeczy: Piast rozklepał Górnika nader swobodnie, Ołeksandr Szewełuchin grał jak gąska Balbinka, ale za to Paweł Olkowski jak ćwierć Lahma i pół Rzeźniczaka, pan sędzia Pskit nie sypał niepotrzebnymi kartkami, a Prejuce Nakoulma zobaczył napis „Ubojnia drobiu” i tak się przestraszył, iż te wszystkie zjedzone koguty od pana Staszka będą go straszyć po nocach, że z nerwów nie potrafił trafić w bramkę. Najśmieszniejszy był sektor gości, który postanowił być groźny, zrezygnował ze strojów w tradycyjną kratkę i wyglądał jak Zjednoczone Przedsiębiorstwa Pogrzebowe. Zwłaszcza po meczu, gdy pogrzebowe miał również miny.
Lech Poznań -Zagłębie Lubin 1:1
–Panowie, zapraszam -powiedział pan sędzia Wajda.
-UUU! AAAAAA!!! AAAARGH! -odpowiedział Manuel Arboleda, co w wolnym przekładzie na język polski znaczyło: „Przepraszam, Davidzie, za wszelkie krzywdy, które wyrządzę ci, broniąc honoru i wyniku mojego zespołu, ale sam rozumiesz, że wobec tak silnego imperatywu, wynikającego z poczucia przynależności do kolektywu, wszelkie sentymenty muszą ustąpić”.
W czasie meczu Arboleda znęcał się nad Davidem Abwo bardzo, a arbiter nie reagował, co jest o tyle zrozumiałe, że Arboleda to kawał chłopa i gdy się rozkręci może być mu wszystko jedno, czy łokciem wali przeciwnika, a płacze do arbitra, czy odwrotnie, ale o tyle dziwne, że przecież sędziów na meczu jest aż czterech, więc chyba daliby radę? Arboleda długo leczył kontuzję, więc dość szybko opadł z sił i wtedy trener Rumak wpuścił na boisko Luisa Henriqueza.
–Muszę powiedzieć, że jestem zdziwiony – powiedział komentator –Nie wiem, jakie zadania taktyczne miałby wykonywać.
Henriquez szybko pokazał, jakie: kolejni piłkarze Zagłębia padali, trzymając się za różne części ciała, a pan sędzia Wajda opędzał się od coraz bezczelniejszej i chyba coraz bardziej głodnej Murawy.
Ruch Chorzów -Cracovia 3:2
Po takich meczach człowiekowi przechodzi ochota do narzekania na Ekstraklasę. Bo cóż z tego, że przaśna, że stadion jak za Gomułki, że co trzecie podanie w poprzek, a co piąte w pustkę? Co z tego, że „z taką grą Europy nie podbijemy” i że zdecydowana większość zawodników grających w tym meczu nie zrobi(-ła) nigdy żadnej kariery? „Nie zawsze musi być kawior”, ale gdyby choćby w połowie ligowych meczów działo się tyle, ile wczoraj w Chorzowie… /w tym momencie następuje festiwal kibicowskiego wzdychania oraz wspominania ile/ Mecz zdominował, oczywiście, MiloŁ¡ Kosanović ze swoim pechowym hat-trickiem, ale o tytuł meczowego „Jonasza” dzielnie walczył także Michał Helik: błąd przy bramce Kosanovicia, karny na Nowaku, czerwona kartka… Jeżeli prawdą jest powiedzenie „Co nas nie zabija, to nas wzmocni” z Helika może wyrosnąć prawdziwy ligowy Pudzian.
Podbeskidzie Bielsko-Biała -Legia Warszawa 1:0
-Wyszliśmy na boisko jakbyśmy grali z Podbeskidziem -narzekał w czwartek Miroslav Radović. A podobno nikt nie jest prorokiem we własnym kraju…
– No, we własnym nie jest -wtrąciła Opinia Publiczna
– Jeszcze nie dostał obywatelstwa.
Legia czekała, aż Podbeskidzie padnie ze zmęczenia, ale „górale” byli złośliwi i biegali do ostatnich minut. Nie mogli inaczej, bo gdy tylko zwalniali tempo, zza linii odzywał się trener Ojrzyński i łydki gospodarzy same podejmowały przerwany wysiłek. Trener Urban też krzyczał, momentami nawet głośniej, ale łydki legionistów miały to w nosie i biegały w trybie jednostajnie jednostajnym. Dwaliszwili jak zwykle nie trafiał, Kuciak jak zwykle ratował, a Vrdoljak jak zwykle rozczarowywał i przepraszam, ale czy to nie jest jakiś „odwrotny Samson”? Prawdziwy słabł wprost proporcjonalnie do ubytku włosów, a Chorwat gra coraz gorzej i gorzej odkąd dorobił się grzywki.
Bramka kolejki
Do ścisłego finału dotarły bramki: Boguskiego (jako przykład pracy zespołowej), Możdżenia (jako przykład pracy indywidualnej i czy Daniel Łukasik to widział?) oraz bramka Daniela Dziwniela (jako przykład w ogóle). Wygrywa Daniel Dziwniel za to, że perfekcyjnie zrobił to, co chciał zrobić.
Kiks kolejki
Spora konkurencja: Jovanović zaglądający Paixao do gaci, pan sędzia Wajda w roli Blinky`ego Wattsa, (który nie był ślepy, widział tylko 25,62 razy więcej niż inni i trochę mu się dane mieszały), Ołeksandr Szewłuchin jako Pik Komunizma… Wszystkich przebił jednak MiloŁ¡ Kosanović, który strzelił co prawda dwa gole, ale wywalczył przeciwnikowi rzut karny, a potem strzelił samobója i wygrał przeciwnikowi mecz. Do pełni pecha brakowało tylko, żeby przylutował sędziemu z dyńki i sam sobie pokazał czerwoną kartkę.
Ranking sędziowsko-okulistyczny
Pan sędzia Marciniak (JB-LG) „próg bólu” ustawił tak wysoko, że częściej było słychać jęki trafionych zawodników niż gwizdek arbitra. „Pozwalał grać” -mówi się w takich przypadkach…
Cóż, parę razy brakowało centymetrów, żeby nie było komu grać. Minus cztery dioptrie za igranie zdrowiem piłkarzy.
Pan sędzia Musiał (PSz-ZB) widział wszystko o wiele wyraźniej niż telewidzowie, więc wypadałoby mu zaufać, ale rzut karny w 59 minucie jednak należało odgwizdać. Minus pięć
dioptrii.
Pan sędzia Stefański (WK-ŚW) pozwalał zawodnikom na wiele, czasem na zbyt wiele, pozwalał jednak bardzo niekonsekwentnie i z lekkim przechyłem w stronę gospodarzy. Lekkim, więc tylko minus trzy dioptrie.
Pan sędzia Jarzębak (KK-WŁ) -o innym powiedziałoby się, że „to nie był jego najlepszy mecz”, ale jak na pana sędziego Jarzębaka to było bardzo przyzwoite spotkanie, w którym nie wypaczył wyniku. Minus pięć dioptrii.
Pan sędzia Pskit (PG-GZ) pokazał, że kiedy chce, to naprawdę potrafi, błędów popełnił niewiele -tu brak kartki dla Madeja, tam jakaś żółta na wyrost, jakieś dwa dziwne wolne… Minus dwie dioptrie.
Pan sędzia Wajda (LP-ZL) tak bardzo chce zerwać z wizerunkiem „kolorowego” sędziego, że nie reagował na faule za które rok temu wyrzucałby bez litości. Nie „traktował łagodniej” czy „dał za mało” -nie reagował wcale. Nie gwizdał wolnych, nie pokazał paru ewidentnych żółtych i co najmniej jednej czerwonej kartki, nie zagwizdał rzutu karnego (Arboleda taranujący Abwo)… Minus dziesięć dioptrii i naprawdę, panie MarianieSławku…
Pan sędzia Raczkowski (RCh-C) gwizdał rzeczy na pierwszy rzut oka wzbudzające odruch: „Kichnięcia też będą na kartkę?”, a przy bliższym badaniu wykazujące jednak cechy faulu zasługującego na „jedenastkę”. Jeśli jednak na rzuty karne zasłużyły zagrania Kosanovicia i Helika, to wywracający rywala Stawarczyk (80`) także, a i Janoszka mógłby mieć całkiem
uzasadnione pretensje. Minus sześć dioptrii.
Pan sędzia Frankowski (PBB-LW) w pierwszej połowie bardzo chciał być widoczny i niestety był, ale drugą poprowadził naprawdę dobrze, a kluczowym momencie zachował zimną krew i sokole oko. Minus trzy dioptrie.
Cytat kolejki
Krzysztof Przytuła: „Patrzymy na rozegranie… Oj, znowu źle”
To najstarsze polskie zdanie o piłce nożnej. Zaraz potem Boguchwał powiedział: „Day ać ya pobruszę, a ty trzymay linię y pilnuy, żeby spalonego nie było”
Tomasz Hajto: Tę ligę niemiecką z jedną z telewizji zakładałem”. A fiordy mi z ręki jadły.
Jacek Kiełb: „Kibice dają znać, że tu nie ma odpustu”. No, ba! Adwent przecież.
Bartłomiej Kasprzak: „Miły dla oka może być to mecz”
Yoda: „Zaiste cudowny umysł dziecka jest”
Robert Skrzyński: „Trzeba wystrzegać się zagrań nieczystych”. Jeżeli Pietrasiak zakłada ci „siatkę”, to wiedz, że coś się szykuje…
KS Orzeł
Richard Zajac (Podbeskidzie Bielsko-Biała) -Daniel Dziwniel(Ruch Chorzów), Arkadiusz Głowacki (Wisła Kraków), Paweł Golański (Korona Kielce), Adam Marciniak (Cracovia) – Ostoja Stjepanović (Wisła Kraków), Kamil Wilczek (Piast Gliwice), Łukasz Garguła Wisła Kraków), Jacek Kiełb (Korona Kielce) – Paweł Brożek (Wisła Kraków), Ruben Jurado (Piast Gliwice)
LZS Łoś
Marian Kelemen (Śląsk Wrocław) -Michał Helik (Ruch Chorzów), Ołeksandr Szewełuchin (Górnik Zabrze), Rafał Grodzicki (Śląsk Wrocław), Jakub Bartkowski (Widzew Łódź) -Tadeusz Socha (Śląsk Wrocław), Mariusz Rybicki (Widzew Łodź), Ivica Vrdoljak (Legia Warszawa), Prejuce Nakoulma (Górnik Zabrze) – Bekim Balaj (Jagiellonia Białystok), Mateusz Zachara (Górnik Zabrze).
Andrzej Kałwa
Fot. FotoPyK

