Nie dostarczymy towaru, to przynajmniej nam go nie ukradną. Kulawa logika wojewody Kozłowskiego

redakcja

Autor:redakcja

02 grudnia 2013, 22:43 • 4 min czytania

Walka z pirotechniką na stadionach, jeśli przyjmiemy założenie, że jest słuszna, to trochę jak walka z piratami drogowymi. Ci też na drogach przecież są w mniejszości. Bo oprócz nich mamy jakąś większość – dość zdecydowaną, która respektuje znaki „stop”, jak ma jechać 70 km/h to jedzie… góra 80, na pasach zawsze przepuszcza staruszki i zatrzymuje się na czerwonym świetle. Pijani kierowcy, gówniarze bez prawa jazdy i inni piraci różnej maści, czyli mniejszość, siłą rzeczy zagrażają większości. Z mniejszością trzeba walczyć. Po to są radary, po to są kontrole, po to dyskusje o zaostrzaniu prawa i tak dalej.
Zdaje nam się jednak, że kiedy pijany kierowca na drodze krajowej pod Włocławkiem powoduje wypadek, w którym ginie – dajmy na to – dwójka ludzi, a co gorsza sprawca ucieka z miejsca zdarzenia, to nikt drogi krajowej pod Włocławkiem nie zamyka, tylko szuka sprawcy w celu jego ukarania. Szosą dalej można się poruszać, mimo że przestępca pozostaje na wolności i teoretycznie nadal stanowi zagrożenie. Ale przecież każde inne rozwiązanie byłoby wbrew zdrowemu rozsądkowi. Wbrew interesom Bogu ducha winnej większości. Ona tą trasą nadal chce dojeżdżać do domu, pracy czy na imieniny cioci. Nie interesuje jej, że jakiś pijany jegomość w zielonym cincuecento dwa dni wcześniej spowodował tu karambol.

Nie dostarczymy towaru, to przynajmniej nam go nie ukradną. Kulawa logika wojewody Kozłowskiego
Reklama

Ale w sporcie oczywiście wszystko jest możliwe.

Wojewoda Kozłowski, który właśnie w całości zamknął stadion Legii, oświadcza w rozmowie z legia.net: – Przebieg meczu ze Steauą Bukareszt w ocenie policji pokazał, że zamykanie części obiektu nie jest skuteczne. Zresztą mam podobne zdanie. Podobnie było w poprzedni weekend w Bydgoszczy, gdzie zamknięcie części obiektu okazało się nieskuteczne i nie zapobiegło zdarzeniom niebezpiecznym.

Reklama

Zamknęliśmy część stadionu, nie pomogło. Teraz zamkniemy cały – to jedyna droga. Głupota bijąca od dzisiejszej decyzji wojewody jest równie wielka jak… głupota odpalających race, mimo świadomości, że nie są na stadionach dozwolone. Kozłowski za moment pewnie będzie dalej przekonywał, że robi to w imię bezpieczeństwa, choć szczerze – chyba nie spotkaliśmy człowieka, który nie przyszedłby na stadion z obawy o utratę zdrowia w związku z odpalaną tam pirotechniką. Ale to marginesie, bo w tej chwili coś innego brzmi interesująco. Otóż fakt, że wojewoda w zgodzie z mundurowymi wysyła właśnie jasny, idiotyczny sygnał: „Nie chcemy pirotechniki w czasie meczu? W takim razie nie może być na nim ludzi. Tylko tak będziemy mieli pewność”. Coś jak: nie dostarczymy towaru do sklepu, to przynajmniej nam go nie ukradną.

Naprawdę, idąc za tokiem myślenia wojewody, zdarzenia niebezpieczne (jak sam ujął to Kozłowski) na drogach czy w lotnictwie można by eliminować w tylko jeden sposób: zakazując jazdy samochodami i zamykając lotniska. A jednak – po 11 września zaostrzono kontrole pasażerów, nakazano ściągać buty przy odprawach, zaczęto uważniej przeszukiwać bagaże podróżnych, ale – a to zaskoczenie – nikt nie zdecydował się wstrzymać ruchu powietrznego, nie zwolnił pilotów, nie zaplombował wież kontroli lotów… Na Legii to co innego. Da się zamknąć każdy, każdusieńki sektor, nie wpuścić na trybuny absolutnie nikogo. Ani łysego dresa, ani dziadka z wnuczkiem, ani młodego małżeństwa, ani biznesmena ze złotą kartą.

Swoją drogąâ€¦

Tak się składa, że w ostatni weekend w Gliwicach odbyły się piłkarskie derby Śląska. Mecz podwyższonego ryzyka, uważany za potencjalnie zagrażający publicznemu porządkowi. Można było zamknąć sektor gości? Można było. Policja przecież chciała. Można było nie wpuścić na obiekt nikogo poza piłkarzami, sztabami obu drużyn oraz telewizją? Dla świętego spokoju. I w imię „zapobiegania zdarzeniom niebezpiecznym”.

A jednak wyszło na to, że kontrolować sytuację da się także w inny sposób. Dziewięć tysięcy ludzi mecz na żywo obejrzało, wszyscy wrócili żywi i nikomu włos z głowy nie spadł. Okazało się, że policja jak chce to jednak może nie uciec od problemu, ale wziąć go na swoje barki i nie zatruwać życia tym, którzy po prostu, bez zbędnej filozofii chcą na własne oczy zobaczyć jak Kamil Wilczek strzela gola (w końcu to nieczęsty widok). Z wojewodą jest tak samo jak z policją, której ktoś jednak w porę związał ręce (czytaj: Boniek). Kozłowskiemu też wydaje się, że walczy ze zdziczałymi kibolami, czyli stadionową mniejszością o bezpieczeństwo znacznej większości, ale póki co swoimi decyzjami tej większości głównie szkodzi.

PMUZ

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
2
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama