Na radarze: W pogoni za regularnością. Czy Quintana utrzyma formę, a Paixao odzyska skuteczność?

redakcja

Autor:redakcja

02 grudnia 2013, 10:56 • 4 min czytania

Ekstraklasa po raz kolejny wskoczyła na wyższe obroty. Ściślej mówiąc, na wyższe obrony wskoczył na razie tylko jej terminarz, ale i tak jest się z czego cieszyć, bo można przynajmniej to polskie piłkarskie uzależnienie w ciągu kilkunastu dni potraktować naprawdę nieludzką dawką meczów. Dokładnie 24 w ciągu zaledwie dwunastu dni. Mocna „działka” dla prawdziwych zapaleńców i ludzi o wyjątkowo mocnych nerwach. A zarazem idealna okazja, żeby w krótkim czasie dokładniej przyjrzeć się kilku zawodnikom, przy których ciągle stawiamy sobie jakieś znaki zapytania. Ł»egnając jeszcze ciepłą, 18 kolejkę, startujemy z następną, a na „dzień dobry” serwujemy wam krótki przewodnik po dzisiejszych meczach. Czyli w skrócie – na kim nieco dłużej warto zawiesić oko.

Na radarze: W pogoni za regularnością. Czy Quintana utrzyma formę, a Paixao odzyska skuteczność?
Reklama

Mało który napastnik potrafił zaliczyć tak efektowne wejście do Ekstraklasy jak Marco Paixao. Gdyby nie miał na karku 29 lat i kilka niechlubnych epizodów w zaściankowych klubikach pokroju Logrones czy Naft Teheran, to pewnie już dziś pakowałby walizki i szykował się na podbój którejś z silniejszych lig zachodnich. 18 występów, 10 goli. Wpadł na pół roku i zdążył wykręcić wynik, do którego większość polskich napastników nie potrafi się nawet zbliżyć. Kiwnąć potrafi? Potrafi. Celnie podać? Również. A i strzały całkiem nieźle mu wychodzą. Generalnie z piłką nie jest pokłócony, więc obchodzi się z nią lekko i przyjemnie, aż miło popatrzeć.

Tak jak w pierwszej połowie piątkowego meczu z Wisłą, gdy raz po raz siał popłoch pod bramką Miśkiewicza. Kilka piłek odzyskał, każde podanie przyjął i niemal ze wszystkiego próbował zrobić użytek. Wprawdzie tym razem skończyło się na strzałach przypominających bardziej podania Malinowskiego, ale i tak pozostawił po sobie dobre wrażenie, a strach z pewnością nie raz zajrzał w oczy defensorom Białej Gwiazdy. I nie miało dla niego żadnego znaczenia, że mierzył się w pojedynkę z najlepszą defensywą w lidze, a naprzeciwko nie biegał Ł»ytko, tylko Głowacki (przy którym zresztą po przerwie nie miał już zbyt wiele do powiedzenia). I tak wypadł przyzwoicie. Pozostaje więc tylko jedno proste pytanie: co z tym gościem jest nie tak?

Reklama

Po dzisiejszym starciu z Pogonią być może w rubryce minusów, zaraz obok wybujałego ego, wpiszemy sobie „regularność”, bo Paixao będzie miał szansę zanotować swój największy strzelecki przestój, odkąd trafił do naszej ligi. Na razie trzykrotnie zatrzymywał się na dwóch spotkaniach, ale jeśli tym razem, podobnie jak w Szczecinie, nie znajdzie sposobu na Radosława Janukiewicza, to zanotuje trzeci z rzędu mecz bez zdobytego gola. A przy takiej regularności, co tu dużo mówić, naprawdę ciężko będzie mu podkręcić licznik do 30-40 trafień, o których opowiadał w wywiadzie z naszym portalem.

Podobnie jak Paixao, równie efektownie do naszej ligi wprowadził się Dani Quintana, który przyjechał z jakiejś hiszpańskiej wsi i momentalnie oczarował wszystkich nieprzeciętną techniką oraz wyjątkowo dostojnym sposobem poruszania się z piłką po boisku. Trudno dziś wyobrazić sobie Jagiellonię bez Hiszpana, podobnie zresztą jak trudno będzie przyzwyczaić się znów do ligowej rzeczywistości bez Daniego, bo chyba nie ulega najmniejszej nawet wątpliwości, że w Polsce korzeni Hiszpan nie zapuści. Wielokrotnie zastanawialiśmy się dlaczego piłkarz takiego formatu na tak długo zasiedział się w niższych ligach hiszpańskich. Doszliśmy do wniosku, że wbrew pozorom jest z nim jednak jeden wcale nie taki malutki problem.

Otóż Dani nie potrafi na razie utrzymać wysokiej formy i zagrać dwóch równie dobrych meczów na wysokich obrotach. Po kapitalnym występie w drugiej kolejce ze Śląskiem zaliczył dramatycznie słabą połówkę w Gdańsku. Po wybornym, bajecznym wręcz koncercie z Ruchem (jedyna „dycha” wystawiona przez nas w tym sezonie!) bardzo przeciętny mecz przeciwko Podbeskidziu. Na tej samej zasadzie po odprawieniu z kwitkiem Lecha przyszło słabsze 90 minut z Zawiszą, a po wygranym niemal w pojedynkę spotkaniu ze Śląskiem – mierny, choć i tak najlepszy w zespole, występ w kabaretowym meczu z Lechią.

Nie chcemy w żadnej sposób deprecjonować jego dokonań w tym sezonie, bo gdyby nie obecność w składzie Quintany, to Piotr Stokowiec zdążyłby już pewnie ze trzy razy spakować walizki i z mocno podkulonym ogonem opuścić Podlasie. Dani jest piłkarzem, jak na nasze dzisiejsze warunki, naprawdę wybitnym, a sześć goli, pięć asyst i dwa kluczowe podania muszą robić wrażenie, ale kluczem do sukcesu – podobnie jak w przypadku Portugalczyka z Wrocławia – będzie regularność, której na razie obu gwiazdom brakuje.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
2
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama