Gerard Depardieu tak przestraszył się superpodatku dla najbogatszych, że postanowił zostać Rosjaninem. Wystarczyło kilka prasowych wypowiedzi, w których robił z Putina kandydata do pokojowego Nobla, a z Rosji mlekiem i miodem płynący Disneyland, by w ekspresowym czasie dostać ratujące jego majątek obywatelstwo. Francuskie kluby mogą nie mieć jednak tyle szczęścia. Lyon nie przeniesie się jutro pod Władywostok. Zmiana nazwy z „Olympique” na „Zenit” Marsylii nie wystarczy, by zmylić francuski rząd. 75-procentowy podatek może zmienić tamtejszy futbolowy krajobraz w takim stopniu, w jakim horyzont pewnego arktycznego archipelagu zmieniła w 1961 bomba „Car”. Jean-Pierre Louvel, prezydent UCPF, czyli unii francuskich klubów piłkarskich, powiedział wprost: – To historyczny moment dla naszej piłki. Rozmawiamy bowiem o śmierci futbolu nad Sekwaną.
Francois Hollande między innymi na plecach superpodatku wygrał z Sarkozym wyścig o fotel prezydencki. Jednak jego aktualne notowania są tragiczne, wahają się w okolicach dziesięciu procent poparcia, dlatego we wprowadzeniu swojej sztandarowej obietnicy wyborczej w życie widzi szansę na wygrzebania się z politycznych ruchomych piasków. Fiasko pierwszego podejścia, kiedy to sąd uznał podatek za niezgodny z konstytucją, nie zraziło go. Obecnie przygotowany jest już poprawiony projekt i Hollande się nie cofnie, bo ta ustawa cieszy się aż 85-procentowym poparciem społeczeństwa. Opinia publiczna okazuje się głucha na medialne jęki piłkarskich notabli, a przepowiadana przez nich wizja agonii Ligue 1 nikogo nie wzrusza. Ale to nie żadne bicie piany, superpodatek nie tyle uderzy kluby po kieszeni, co puści je w skarpetach na ulicę.
Francuskie drużyny już teraz są deficytowe, wiele z nich ma poważne zadłużenie. BBC donosi, że przez ostatnie trzy sezony, zespoły z tamtejszej najwyższej klasy rozgrywkowej straciły łącznie 303 miliony euro. Nie radzą więc sobie z aktualną sytuacją, a tymczasem mają dostać zwalający z nóg domiar. Aktualnie poważnie dotknąłby on 14 z 20 klubów Ligue 1, bo tyle ekip zatrudnia zawodników zarabiających powyżej miliona euro rocznie (to pułap, od którego wkracza superpodatek). Niektóre z nich nagle dostałyby karę rzędu 40 milionów euro. – Większość z nas już teraz notuje straty, więc jak niby mielibyśmy jeszcze być w stanie opłacić dodatkową sumę? – Zastanawia się Bernard Caizzo, prezes Saint-Etienne.
Liga po wprowadzeniu podatku zostałaby sprowadzona do parteru. Kluby starałyby się uniknąć kontraktów, które kwalifikowałyby się pod nową opłatę. Wyjadą nie tylko gwiazdy, nie tylko solidni piłkarze, ale nawet duża część przeciętniaków. To nie będzie wyprzedaż, ale exodus. Masowa migracja żab w głąb kontynentu. Ligue 1 pod względem prestiżu mogłaby zlecieć do drugiej dziesiątki rankingu europejskiego. Lyon, Marsylia albo Bordeaux finansowo miałyby możliwości na poziomie czołowych klubów rumuńskich, belgijskich. Dnipro, Trabzonspor czy też Dynamo Moskwa nakrywałyby ich czapką.
Nowy podatek mogłyby przeżyć ewentualnie tylko dwa kluby: PSG i Monaco. Dla szejków ewentualny domiar byłby równie kłopotliwy finansowo, co dla przeciętnego polskiego klubu koszt zakupu boiskowych chorągiewek. Monako natomiast nie leży na terytorium Francji, więc podatek by go nie obowiązywał. Choć z drugiej strony kluby Ligue 1 są równie zdeterminowane, by strajkować przeciwko nowym wydatkom, jak i przeciw temu, by Monaco było z nich zwolnione. Wątpliwe więc, żeby udało im się zerwać z podatkowego haczyka. Poza tym niektórzy wciąż sceptycznie podchodzą do tej drużyny, sugerując, iż prędzej pójdzie ona drogą Anży, a nie Manchesteru City czy PSG. Te przewidywania są wzmocnione faktem, że Rybołowlew, dobrodziej zespołu z Monte Carlo, mało entuzjastycznie odnosi się do pomysłu płacenia pensji Falcao dwukrotnie: raz zawodnikowi, a drugi raz, w nieco okrojonym kształcie, państwu.
Hollande jest bardzo zmotywowany, by wcisnąć przycisk detonujący francuski futbol. Gdy opadnie kurz po eksplozji, Ligue 1 będzie ligą okaleczoną. Słabą, bez gwiazd, być może tylko z samotnym PSG, królującym niepodzielnie jak obecnie Celtic w Szkocji. A pod nieobecność Rangersów, emocje w SFL kończą się w okolicach października. Na wiosnę Celtic może grać już juniorami, a w maju wystawiać oldboyów.