Jovetic vs Lamela. Premier League nie uczy się na cudzych błędach

redakcja

Autor:redakcja

30 listopada 2013, 14:54 • 5 min czytania

Jesteś milionerem. Właścicielem kilku luksusowych aut. Czy kupując kolejną sportową furę zdecydowałbyś się na aktualnie niesprawny model, mający przeszłość pełną usterek? Czy po zakupie najdroższej limuzyny będziesz zadowolony, jeśli ostatecznie będzie ona jeździć tylko jako tako? W Man City i Tottenhamie najwyraźniej na stanowiskach decyzyjnych znajdują się ludzie, którzy na powyższe pytania odpowiadaliby twierdząco. Transfery Joveticia i Lameli mają bowiem porównywalne scenariusze.
Lamela póki co powtarza casus Kennetha Zeigbo. Nigeryjczyk przechodził z Legii do Vicenzy za rekordową dla tego klubu sumę, ale w trakcie sezonu nie występował nawet w pierwszym składzie. Ostatecznie więcej rozdał autografów, niż spędził minut na murawie. Lamela kosztował trzydzieści milionów euro, pobił transferowy rekord „Spurs”, a póki co ledwie raz znalazł się w pierwszej jedenastce. I to w jakim meczu: przegranym 6:0 starciu z Man City. W tym momencie Argentyńczyk może z zazdrością patrzeć na takich anonimów jak Dwight Gayle z Crystal Palace, który ma nieporównywalnie lepszy sezon, i po prostu na obecny moment znaczy w PL więcej. – Wiele rozmawialiśmy z Erikiem. Nie zna języka, co naturalnie utrudnia aklimatyzację. Pomagamy mu jednak jak tylko możemy, w zeszłym tygodniu choćby dołączyła do niego w Londynie rodzina. On doskonale wie, że obecnie nie gra nawet na miarę połowy swoich możliwości. Rozumie, że aktualnie musi walczyć o swoją szansę na treningach – powiedział Andre Villas-Boas.

Jovetic vs Lamela. Premier League nie uczy się na cudzych błędach
Reklama

Naturalnie znajomość języka pomaga w adaptacji, ale też nie przesadzajmy. Ozil nie zna angielskiego, a jakoś od momentu postawienia nogi w szatni Arsenalu potrafi decydować o obliczu zespołu. Ta sama historia z Suarezem, Coutinho, a Tevez nie potrafił po angielsku nawet się przedstawić.Lamela nie jest też w szatni samotną wyspą, są tam koledzy, którzy znają hiszpański. Argument językowy okazuje się więc dość niepoważny, Lamela też nim się nie zasłania. – Potrzebuję więcej czasu. Piłka angielska to zupełnie inna bajka niż Serie A, gra się bardziej fizycznie – na razie będzie mógł sobie od nieodpowiadającej mu piłki angielskiej odpocząć. Nikt przy zdrowych zmysłach aktualnie nie wystawiłby go za Townsenda, nie po meczu z City, gdzie dostał szansę i spektakularnie ją zmarnował. Podkreślmy jeszcze raz: rekordzista transferowy klubu, który zagrał w lidze raz w pierwszym składzie, w jednym z najbardziej gównianych meczów Tottenhamu w ostatnich latach. Niepojęte.

Jak Lamela idzie śladami Zeigbo, tak Jovetic podąża ścieżką Aquilaniego. Włoch przechodził do Premier League za wielką sumę jako piłkarz kontuzjowany, a zarazem mający opinię kontuzjogennego. Gdy dziś czyta się stare wydania gazet i przewidywania, że oto Liverpool znalazł następcę Xabiego Alonso, nie sposób się nie uśmiechnąć. Ostatecznie Aquilani nigdy nie zaadaptował się do stylu angielskiej piłki. Jovetic natomiast został wsadzony na jeszcze większego konia. Kupiony z kontuzją do drużyny, w której panuje niesamowita rywalizacja w ofensywie. Z powodu urazu nie mógł przepracować okresu przygotowawczego, miał więc zaległości. Więcej czasu spędzał do tej pory z fizjoterapeutami, niż z kolegami z zespołu, a więc i aklimatyzacja do łatwych nie należała. A przecież wielu dziennikarzy kwestionowało sens zakupu tego zawodnika jeszcze latem, nie tylko z powodu kontuzji, ale także stylu jego gry.

Reklama

– To prawda, że póki co za wiele nie pograłem – mówi Jovetic – Kiedy przyjechałem do Manchesteru, miałem uraz. Inni piłkarze byli już w formie meczowej, przeszli cykl przygotowań, a ja musiałem dopiero budować formę od podstaw. Potem wyjechałem na kadrę, z niej wróciłem z kontuzją. Poza tym drużyna gra dobrze, trener nie ma więc podstaw, by rotować składem – komentuje swoją sytuację Czarnogórzec, trafiając w sedno. Czy dziś komuś brakuje go w składzie? Tuż po zwycięstwie 6:0 nad „Spurs”? Czy ktokolwiek się o niego dopomina? Cóż, na pewno nie kibice, nie angielska prasa, ewentualnie włoskie kluby, pytające o możliwość wypożyczenia. Podobno z City kontaktowali się przedstawiciele Milanu i Fiorentiny.

Zaraz powiecie, że obaj mają długie kontrakty, i trzeba dać im więcej czasu. Ale czy od gości kupionych za trzydzieści milionów euro nie należy wymagać nieco więcej, trochę szybciej? Wyobraźcie sobie piłkarza kupionego za 60 milionów euro, a który do grudnia zalicza 249 minut w lidze i nie ma żadnej bramki. Choćby nie wiem jak długi podpisał kontrakt, lincz byłby potworny. Takie natomiast statystyki wykręciła łącznie wspomniana dwójka. Zaawansowane dane też są druzgocące: taki Lamela od początku sezonu trzy razy strzelał na bramkę, zaliczył dziesięć dośrodkowań, z czego jedno doszło do partnera.

Los Joveticia, choć tak naprawdę sam nie zawinił, może być znacznie trudniejszy. City nie ma czasu na ogrywanie zawodników, dla nich zawsze liczy się tu i teraz, walczą o najwyższą stawkę i w Anglii, i w CL. Nikt nie dostanie tam miejsca za frajer, a w razie czego w City dysponują funduszami, by momentalnie wzmocnić drużynę kimś innym. Lamela będzie dostawał więcej szans z racji etykiety rekordzisty, poza tym Tottenham jakkolwiek też ma wielkie ambicje, tak jednak mniejsze niż City. Porażka Argentyńczyka musi być jednak ważniejsza, bowiem tylko on jest jej autorem, w przeciwieństwie do Joveticia.

Najbardziej jednak zastanawia polityka transferowa obu klubów. City wydaje lekką ręką trzydzieści milionów na kontuzjowanego gracza, choć ma na jego pozycji innych znakomitych piłkarzy. Właściwie na dzisiejszy moment Jovetic jest niepotrzebny, mógłby jutro zniknąć, a nie odbiłoby to się w żaden sposób na jakości zespołu. Tottenham bije swój transferowy rekord inwestując w młokosa, który tak naprawdę nic wielkiego jeszcze nie osiągnął. Zapłacili nie za uznanego gracza, pewniaka, ale za projekt. Za potencjał. A inwestowanie w potencjał, to zawsze ryzykowny wybór. Niemalże hazard.

Rozdawnictwo pieniędzy jakie uprawiają obecnie kluby z Premier League przypomina to, co działo się dekadę temu w lidze włoskiej. Rekordy transferowe padały tu co roku, a wśród autorów głośnych zakupów nie było tylko Juve, Milanu czy Interu, ale też Fiorentina, Lazio, Roma, Parma. Ostatecznie cała liga w pewnym momencie wpadła w spiralę długów, a prezesi, z Morattim na czele, przyznają po czasie, że zniszczyła ich w dużej mierze zła polityka kadrowa. Jasne, zaraz ktoś powie: angielskim klubom to nie grozi. Premiership jest zbyt medialna, to finansowy gigant rozpoznawalny na całym świecie. Cóż, dziesięć lat temu włoskie kluby potrafiły rozgrywać między sobą finały Ligi Mistrzów, Lazio lekką ręką kupowało Mendietę za 45 milionów euro, pieniędzy nikomu nie brakowało. Tak samo jak niezachwianej wiary, że dobra karta nigdy się nie odwróci.

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
2
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama