W szatni Legii trwa jakieś dziwne polowanie na czarownice i szukanie winnych ostatnich kompromitacji. Legioniści, co obserwujemy z delikatnym zaskoczeniem, coraz częściej wychodzą poza schemat pod tytułem „jesteśmy zespołem i stoimy za sobą murem”. Jako pierwszy wyłamał się bodajże Dusan Kuciak, medialnie chłostając Jakuba Rzeźniczaka w wywiadzie dla Weszło. Natomiast to, co ostatnio dzieje się wokół jednego tylko Henrika Ojamyy, to jest konflikt Kuciak vs Rzeźniczak podniesiony do potęgi trzeciej.
– To już kolejny mecz, w którym Ojamaa zawala nam sytuacje i nie podaje lepiej ustawionym zawodnikom – tak po meczu z Lazio wystrzelił Tomasz Brzyski. Dzisiejszy Super Express pisze: „Jeszcze bardziej gorąco było w szatni. Kuciak w ostrych słowach zwrócił Ojamie uwagę, że jest egoistą, po czym ruszył do niego. Bramkarza przed rękoczynami powstrzymali dopiero Jodłowiec i Radović”. Jeden z dziennikarzy Przeglądu Sportowego dorzuca, że już w Trabzonie Ivica Vrdoljak zaczął dusić w szatni Estończyka, zarzucając mu, że gra samolubnie, pod siebie, nie oddaje piłek. Bereszyński po Lazio mówił znów w kontekście Ojamyy, że ma nadzieję, że to, co się będzie działo w szatni, nie wyjdzie do mediów. A obrazu sytuacji dopełnił Janusz Wójcik, wyrokując, że Estończyk powinien dostać w kaszkiet. W jego czasach Ratajczyk zrobiłby z nim porządek. – Mówiłem tylko zdyscyplinuj pana X, i tak robił – przypomina z dumą.
Ojamaa oczywiście zawodzi na całej linii. W skali 1/10 gra góra na 3 z minusem. Choć biorąc pod uwagę skalę oczekiwań wobec niego pewnie nie wyszedłby powyżej dwójki. Ale bądźmy jednak poważni… Za chwilę dojdziemy do nienormalnej sytuacji, w której komuś przyjdzie do głowy, że Legia ma zero punktów i zero goli w eliminacjach Ligi Europy przez Ojamęę. Bo ten żałosny Estończyk wszystko psuje! Sami dołożyliśmy się do tego medialnego linczu, ale proporcje powoli zaczynają być zachwiane. W każdej szatni są ludzie, których się bardzo lubi i szanuje, są tacy, których się ledwo toleruje i również tacy, których traktuje się jak gówno. Ale profesjonaliści nawet z tymi ostatnimi potrafią ułożyć sobie jakoś współpracę na boisku. Na boisku, przez 90 minut tygodniowo, bo przecież nikt nie każe im uwielbiać się prywatnie.
Bardzo chcielibyśmy, żeby ktoś nam rzeczowo odpowiedział, w czym w ostatnich meczach wyraźnie gorszy był Ojamaa na przykład od Dwaliszwilego? Albo Pinto? Co właściwie zrobił Pinto, czego nie zrobił Ojamaa? Co takiego zrobił Vrdoljak? To Ojamaa przeszkodził mu w skutecznym odbieraniu piłek? A może tak bezwzględnie torpedował pomysł na każdą akcję ofensywną, że Legii nie udało się oddać z Lazio ani jednego sensownego strzału. Czego takiego dokonali pozostali, że to on wytykany jest palcami jako główny problem?
Estończyk, oczywiście może być symbolem klęski Legii. Jako rozczarowanie na całej linii, jako zawodnik zupełnie inny niż oczekiwano przed transferem. Jasne, symbolem, ale do cholery – nie głównym jej powodem. Składową, a nie punktem zapalnym. A chyba do tego powoli ta nagonka zmierza.
Fot. FotoPyk