Zaszył się, nie ma ofert, ale dobrze sobie żyje

redakcja

Autor:redakcja

26 listopada 2013, 10:44 • 13 min czytania

Nie mamy cienia wątpliwości – dzisiejsza prasa sportowa, patrząc na nią całościowo, proponuje czytelnikom najniższą jakość materiałów od dobrych kilkunastu dni. Jeśli ktoś kupuje te gazety wyłącznie dla piłkarskich tekstów – dziś połowę z nich zalecalibyśmy zostawić kioskarzom do owijania śledzi. Najwięcej sensownego czytania znajdziemy w „Przeglądzie”. Na wtorkowym bezrybiu zainteresował nas chociażby tekst o dawno zapomnianym Euzebiuszu Smolarku, który mieszka pod Rotterdamem i dobrze sobie żyje, mimo braku sportowych ofert. Twierdzi, że mółby wrócić do Polski, ale wyłącznie na poziom Ekstraklasy.

Zaszył się, nie ma ofert, ale dobrze sobie żyje
Reklama

FAKT

Reklama

Absolutny hit wydania to tekst oparty na historyjce wprost wyciągniętej z książki „Szamo” – Majdan mógł zginąć przez romanse. A jeśli nie sam tekst, to oprawa graficzna już na pewno. Zacytujemy fragment:

– Do scen mrożących krew w żyłach miało dojść, kiedy piłkarz przebywał na kontrakcie w Izraelu. Jego następca w bramce FC Ashdod przypomina w książce Krzysztofa Stanowskiego „Szamo” historię Majdana. „Wiesz, że przed tobą bronił u nas polski bramkarz Majdan, ale musiał szybko wyjechać. Jemu spodobała się dziewczyna tutejszego gangstera. I pewnego dnia ludzie tego gangstera podjechali, związali Majdana, owinęli go w dywan, wrzucili na ciężarówkę i ruszyli za miasto…”

I tak dalej. Do tego przezabawna grafika.

Wracając do okołopiłkarskich tematów… Christoph Metzelder opowiada o spotkaniu z Janem Pawłem II. – Audiencja u Jana Pawła II to absolutnie największe wydarzenie w moim życiu – wspomina Metzelder, który latem niespodziewanie zakończył piłkarską karierę. – Razem z Sebastianem Kehlem dałem wówczas papieżowi honorowe członkostwo w Borussii. Dziękowałem później Bogu, że zdążyłem poznać papieża, bo trzy miesiące później zmarł. Bardzo przeżyłem śmierć Ojca Świętego, bo uważam go za wielkiego człowieka, największy autorytet, jaki mogłem poznać. Proszę mi wierzyć, że wiele sukcesów na boisku nie ma dla mnie takiego znaczenia, jak te kilkanaście minut u Jana Pawła II.

Dalej bezwartościowy tekst, z którego wynika z grubsza, że Boruc jest świetnym bramkarzem, ale… za często zdarzają mu się wpadki, które go ośmieszają. Felieton Tomasza Frankowskiego – nuda na kółkach, co tydzień ten sam kiepski poziom. Dlatego czas spojrzeć na ostatnią stronę, gdzie cytowany jest Zbigniew Przesmycki. Szef Kolegium Sędziów PZPN jest zażenowany postawą Dariusza Wdowczyka i będzie wnioskował o surowe jego ukaranie. W środę „Wdowiec” stanie przed Komisją Ligi i raczej się nie obroni.

Piłka w Fakcie dziś na szkolne -3.

RZECZPOSPOLITA

Szczepłek pisze o tym, że kary nie odstraszają chuliganów, skoro ci wracają na stadiony. Tekst ma jednak w głównej mierze charakter informacyjny niż autorskiej opinii.

– Wczoraj Komisja Ligi podjęła decyzję o zamknięciu stadionu Zawiszy na jeden mecz a o innych karach zadecyduje w środę. To nie pierwsze awantury na stadionie Zawiszy, wywołane przez chuliganów. W 2011 r. doszło tam do zamieszek, sprowokowanych przez kibiców Legii i Lecha przy okazji meczu finałowego o Puchar Polski (…) Awantury się powtarzają, gdyż chuligani czują ciche poparcie klubów (dawane ze strachu lub za cenę spokoju). Kluby wchodzą też z nimi w układy biznesowe. W tej sytuacji policji bardzo trudno jest wypracować skuteczne metody walki z bandytyzmem okołostadionowym. Demonstracja siły policyjnej bywa traktowana jak prowokacja, a nie działanie zapewniające spokój i bezpieczeństwo normalnym kibicom. Komisja Ligi nałożyła kary, ale do rozwiązania problemu nas to nie przybliża.

„Pięć minut na depresję” to z kolei tekst o Borussii Dortmund, która po porażce z Bayernem staje przed szansą pokonania Napoli w Lidze Mistrzów.

– Trzeba teraz jak najszybciej oczyścić głowy i wrócić na właściwy tor, bo znajdujemy się w kluczowym momencie rozgrywek. Po przegranej 0:3 humory oczywiście nie są dobre, ale pocieszające jest to, że wcale nie zagraliśmy źle – mówił Jakub Błaszczykowski. Kapitan reprezentacji Polski od towarzyskiego meczu ze Słowacją gra z urazem. Piszczek, który wszedł na boisko w końcówce meczu z Bayernem przeciwko Napoli, może dostać szansę dłuższej gry. Borussia pociesza się tym, że rywale z Włoch także stracili ostatnio impet. Po porażce 0:3 z Juventusem Turyn z drużyny Beniteza zeszło powietrze. W ostatni weekend przegrała 0:1 z Parmą i do lidera traci już sześć punktów. To duże rozczarowanie, Napoli od początku sezonu szło jak burza i wydawało się, że jest realnym zagrożeniem dla Juventusu w walce o mistrzostwo. Na szczęście dla Borussii do Dortmundu nie przyjechał jeden z liderów Napoli Marek Hamsik. Słowak ma niegroźny uraz stopy, ale na kilka dni został wykluczony z treningów.

Teksty jak teksty, zwykła codzienna robota.

GAZETA WYBORCZA

Z przyzwoitości zaglądamy do wydania ogólnopolskiego, choć tam dziś tylko zapowiedź Ligi Mistrzów i niepiłkarski tekst o interesach Jay-Z. Ten drugi polecamy, pierwszy zacytujemy z wspomnianej przyzwoitości.

– Przez cały poprzedni sezon udowadniała, że potrafi wygrywać z faworytami. Real pobiła w grupie i półfinale Champions League. Kompetencji trenera Jürgena Kloppa podważyć się nie da, lojalności również – ostatnio publicznie prosi, by inne kluby przestały do niego dzwonić, bo chce pracować w Dortmundzie do 2018 r. Błędy wytknąć mu trudno, problemów drużyny nie tłumaczy dwumeczowe zawieszenie szkoleniowca za atak na sędziego w meczu z Napoli. Bez niego Borussia wygrała z Marsylią i Arsenalem. Może w Dortmundzie spartaczyli letnie transfery? Nie potrafili znaleźć zawodnika, który zastąpiłby sprzedanego do Bayernu Mario Götzego? Nie spartaczyli, Henrich Mchitarjan, Pierre-Emerick Aubameyang i Sokratis Papastatopoulos to zakupy co najmniej udane. Mówiąc inaczej, Niemcy zrobili wszystko, by dotrwać do wiosny w LM.

W wydaniu stołecznym tekst o kontuzjach w Legii oraz wywiad z ukraińskim skrzydłowym Polonii Warszawa – Nazarem Litunem. Nie znamy człowieka, ale mówi ciekawiej niż Błaszczykowski.

Czasami nie udało się wam wygrać meczu z drużynami, w których zawodnicy mieli brzuch większy od piłki.
– Paru takich rzeczywiście na naszej drodze się pojawiło. Wychodzę na mecz i patrzę, że obok mnie na boisku stoi chłopak, który…. no, w niczym nie przypomina sportowca, z brzuchem. Robię wtedy wszystko, żeby to on za mną ganiał, ale zdarza się, że taki wielki chłop postraszy swoją posturą któregoś z naszych młodych zawodników. Przepcha się, zastawi i nie pozwoli sobie odebrać piłki. Mimo wszystko to wstyd, kiedy tak się dzieje.

Ty jednak masz sportową sylwetkę.
– W niższych ligach gra wielu piłkarzy, którzy pracują lub studiują. Ja już zakończyłem edukację. Skończyłem Narodowy Uniwersytet Agrarny we Lwowie, jestem magistrem ekologii. Po przeprowadzce do Warszawy szukałem pracy, ale chyba za słabo szukałem, bo nie znalazłem. Ale może to i lepiej? Gdybym pracował, to raczej nie byłbym dość skoncentrowany i zmotywowany na treningach, a potem na meczach. To trudne tak sobie wszystko poukładać, żeby we wszystkim być dobrym. Kopię więc w piłkę, chodzę na siłownię, czasami potrenuję indywidualnie, a do tego dochodzi codzienna praca z zespołem.

W Polonii znalazłeś się z naboru?
– Można tak powiedzieć. Przyjaźnię się z pisarzem Zbigniewem Masternakiem. To człowiek, który kocha piłkę. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, on mnie cały czas namawiał, że jestem za dobry i żebym spróbował. Starał mi się pomóc. Dowiedział się o naborze do Polonii, więc wysłałem życiorys. Dużo mi opowiadał o tym klubie. Nie bardzo wierzyłem, że tu się dostanę, ale przyjechałem i od pierwszego treningu czułem, że to jest coś, co mi odpowiada. Polonia mnie oczarowała. Poczułem wielką sympatię do trenerów, oni też traktowali mnie bardzo życzliwie.

SPORT

Katowicki dziennik ewidentnie powinien zainwestować w grafików.

Na drugiej stronie felieton niejakiego Andrzeja Grygierczyka zatytułowany „Skreślam Boruca”. Tekst tyle grafomański, co odosobniony w swoich wnioskach. Wielu podobnych w polskich mediach nie mieliśmy.

– Niech wybroni, co ma wybronić, niech puści, co ma puścić, ale niech nie dołuje youtubowymi atrakcjami drużyny, bo konsekwencje często są takie, że zero punktów w przegranym meczu to dopiero początek kary, jej dopełnieniem może być długotrwały dołek drużyny. Może i Boruc się zmienił – jak twierdzi trener Nawałka. Może. Ale ja mu bym już nie ośmielił się zaufać. Szaleństwo prędzej czy później się ujawni, a zwykle bywa tak, że na ogół dzieje się to w najmniej odpowiednim momencie.

Oprócz tego w „Sporcie” sama ligowa drobnica.

Maciej Murawski zapowiada mecz Piasta z Górnikiem i podsumowuje ostatnie zwycięstwo gliwiczan nad Zagłębiem, Kosznik nie wyjdzie już w tym roku na boisku z powodu kontuzji, Jan Woś przekonuje, że w Lubinie są umiejętności, ale nie ma atmosfery. Niestety, na dłuższą metę w dzisiejszym wydaniu (najsłabszym od dawna) nie znaleźliśmy naprawdę wartościowego tekstu. Czasem nie dziwimy się, że ten dziennik ma taki a nie inny zasięg i taką a nie inną cytowalność w ogólnopolskich mediach.

SUPER EXPRESS

Na początek tekst o Górniku فęczna. Swoich kolegów z drużyny przedstawia Serb Veljko Nikitović. Fajne, luźne, z pomysłem. Do przeczytania, nawet jeśli فęczna niewiele was obchodzi.

Paweł Sasin (30 l., obrońca) – pseudonim Kurczak. Maratończyk. Wydolnościowo i kondycyjnie najlepszy w lidze. Jak ruski traktor.

Marcin Kalkowski (24 l., obrońca) – „Kala”. Śmiejemy się, że ma najlepsze uderzenie w zespole, tylko robi dziury w niebie.

Patrik Mraz (26 l., obrońca) – „Giki”. Ten pseudonim to na cześć braci Gikiewiczów, którzy zakapowali go w Śląsku i przez których musiał odejść z tej drużyny. Jak widzi piwiarnię, to przechodzi na drugą stronę ulicy, żeby uniknąć jakichkolwiek podejrzeń o sympatię do tego trunku.

Lukas Bielak (26 l., obrońca lub pomocnik). „Kopaczek”, bo to po czesku but piłkarski. Jak do nas przyszedł, to na okrągło pytał: „Gdzie są m oje kopaczki?”.

Wszystkie tytuły żyją dziś Ligą Mistrzów i starciem Borussii Dortmund z Napoli, więc i w Super Expressie mamy rozmówkę z Kubą Błaszczykowskim. Nie to, żebyśmy chcieli na siłę krytykować, ale to jedna z tych, z których nie sposób dowiedzieć się czegokolwiek, więc trzeba posiłkować się ładnymi obrazkami.

Czego was nauczył pierwszy przegrany mecz z Napoli?
– Tego, że rywale mają bardzo dobrą drużynę (śmiech). Grają po prostu świetnie w piłkę. A druga sprawa to fakt, że tamten mecz miał przedziwne okoliczności: zamieszanie, czerwona kartka, trener wyrzucony na trybuny. Nie ułożył się po naszej myśli. Zrobimy wszystko, aby w rewanżu udowodnić, że to jednak my jesteśmy lepsi.

Od trzech meczów nie możecie wygrać. Zadyszka?
– Zawsze można sobie ideologię dorobić, do wszystkiego. Takie sytuacje już miewaliśmy. Tak się niekiedy układa sezon, a teraz mamy swoje problemy z kontuzjami. Ciężko tak szybko zastąpić zawodników, którzy decydują o sile defensywy. Musimy jak najszybciej oczyścić głowy i w następnym meczu zagrać skuteczniej.

I tyle. Więcej piłki dziś w „SE” nie znajdziecie.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka Przeglądu:

Bojkotujemy kolejny mini-wywiad z Błaszczykowskim. Tym bardziej, że na następnej stronie jest znacznie poszerzona wersja wywiadu z Metzelderem. Wreszcie coś do poczytania:

Co najbardziej podoba się panu w polskim atakującym?
– Mam przed oczami jedną akcję Lewandowskiego, którą pamiętam do dzisiaj. Nie wiem, kto był wtedy rywalem Borussii, ale ten jeden szczególny moment doskonale kojarzę. Akurat wtedy Robert bramki nie zdobył, zmarnował stuprocentową sytuację. Co zrobiłoby 99 procent napastników w takim momencie? فapałoby się za głową, niemal płakało. Tymczasem Lewandowski cztery sekundy po tym, jak bramkarz odbił jego uderzenie, wywalczył piłkę przy środkowej linii boiska. Potrzebował kilku sekund, żeby po zmarnowaniu świetnej sytuacji o tym zapomnieć i walczyć dalej. Po tym poznaje się wielkich piłkarzy.

Jest więc lepszy od Mario Mandپukicia, z którym być może będzie rywalizować w przyszłym sezonie w Bayernie Monachium?
– Jest lepszy od Mandپukicia, jest też lepszy od Stefana Kiesslinga. Bo Lewandowski nie tylko imponuje skutecznością, ale również grą w środku boiska. Świetnie się zastawia, jest niesamowicie silny i to od niego zaczyna się wiele akcji ofensywnych Borussii. Mandپukić i Kiessling tego nie potrafią, nie są też aż tak silni. U Lewandowskiego widać, że ciężko pracuje na siłowni. Dwa lata temu wyglądał trochę jak patyk, teraz jego postura jest już zdecydowanie lepsza.

A czy Lewandowski pasowałby do Realu Madryt? Kto jak nie piłkarz, który przeszedł z Borussii Dortmund do Królewskich, może być w tej sprawie ekspertem?
– Na pewno jeśli chodzi o umiejętności, to poradziłby sobie w Realu. Pytanie tylko, jak i gdzie miałby grać, bo przecież Cristiano Ronaldo i Gareth Bale coraz lepiej się rozumieją i pewnie wiosną będą jeszcze bardziej zgrani. W Madrycie Lewandowski musiałby się jednak pogodzić z faktem, że nie byłby numerem jeden. Tam jest tylko Ronaldo, a dopiero potem reszta.

„PS” idzie też śladami przebywającego na bezrobociu Ebiego Smolarka. Holendrzy twierdzą, że klubu w Eredivisie już sobie nie znajdzie, obecnie trenuje z amatorskim zespołem i czeka na jakiekolwiek oferty.

– 47-krotny reprezentant Polski poza treningami spędza dużo czasu z rodziną i wychowuje syna Meisa. – Ł»yje mi się bardzo dobrze. Nie jestem rozczarowany tą sytuacją. Chce tylko utrzymać swoją kondycję. Czekam spokojnie na jakąś ofertę, choć do tej pory niczego nie miałem, ale nie panikuję. Nie mam stałego agenta, konsultuję się menadżerami. Jak na razie brak konkretów. Jak nie wyjdzie, to trudno – zaskakuje spokojem Smolarek. Zapewnia jednak, że chce jeszcze pograć na poziomie profesjonalnym. – Nie wiem, ile to jeszcze potrwa, ale nie myślę o zakończeniu kariery. Chciałbym wrócić do Polski, ale ze strony klubów ekstraklasy cisza. I liga? (śmiech). Ten kierunek mnie nie interesuje – podkreśla Smolarek. 32-latek najchętniej pograłby gdzieś w Europie. – Nie czekam na jakąś superatrakcyjną ofertę. Nie patrzę na zarobki. Interesuje mnie tylko poziom sportowy. W Holandii raczej grać nie będę. Mógłbym na przykład wrócić do Niemiec. Nie pogardziłbym grą w 2.Bundeslidze. To poziom naszej ekstraklasy – tłumaczy. – Głównie myślę jednak o rodzinie, tak żeby piłkę pogodzić z jej szczęściem.

Oprócz tego zwracamy uwagę na dwie inne informacje. Legia szuka wzmocnień w Bukareszcie, interesując się Danielem Georgievskim ze Steauy. Od razu z adnotacją – nie jest to zawodnik tani.

– Legię byłoby zapewne stać na Macedończyka, bo obecnie zarabia on 350 tys. euro rocznie. Jednak takie wynagrodzenie stanowiłoby dość duży wydatek dla stołecznego klubu, a zawodnik znalazłby się w czołówce pod względem zarobków. Macedończyk jest prawym obrońcą. Na tej pozycji Legia nie ma raczej problemów, bo o miejsce rywalizują Bartosz Bereszyński i Łukasz Broź, a przecież przez lata z prawej strony defensywy występował również Jakub Rzeźniczak. Tyle że Bereszyński może odejść zimą i wówczas przydałby się jego zmiennik, zwłaszcza że „Rzeźnik” ostatnio gra na środku obrony. Georgievski nie byłby drogi, bo już w czerwcu kończy się jego umowa ze Steauą, a może odszedłby nawet za darmo. Podobno nie doczeka się propozycji przedłużenia kontraktu. Siedzący w więzieniu szef klubu Gigi Becali zabronił menedżerowi Mihai Stoice składania mu nowej propozycji.

I jeszcze jedno. Kamil Mańkowski z LZS-u Piotrówka niedawno brał udział w zgrupowaniu dla bezrobotnych piłkarzy. Teraz, za namową menedżerów, jedzie na testy do Włoch. Chociaż… nie wie do jakich klubów. – Razem z nim lecą dwaj inni zawodnicy klubu z Opolszczyzny: brazylijski bramkarz Frances oraz pomocnik Cassio Almeida. – Z rundy jesiennej w Piotrówce mogę być zadowolony. Czy nie mam obaw przed dalekim wyjazdem? Do odważnych świata należy. Trzeba spróbować. We Włoszech mam przebywać do soboty. Nie wiem dokładnie, w jakich klubach będziemy na sprawdzianach. Lecimy do Mediolanu, a stamtąd mają nas odebrać włoscy przedstawiciele – tłumaczy Mańkowski.

W „PS” dziś zdecydowanie najwięcej do poczytania.

Nasz przegląd zagranicznej prasy tradycyjnie zaczynamy od Hiszpanii, choć tam, jak na kreatywność tamtejszych dziennikarzy, jest dość przewidywalnie. „Marca“ na tytule gra cytatem Alfredo di Stefano, który stwierdził, że Messi jest diabłem, ale w tym roku Cristiano był najlepszy i zasługuje na Złotą Piłkę. Warto też przy okazji odnotować notę Bartłomieja Pawłowskiego za wczorajsze wejście. Nie najlepszą, niestety…

W „AS-ie“ też nuda. Manchester City chce Casillasa, a Florentino Perez spotkał się w tej sprawie w niedzielę z właścicielem „The Citizens“. Poza tym zapowiedzi Ligi Mistrzów i barwny cytat z Ribery’ego: „Cristiano strzela więcej goli, ale to ja podpalam obrońców“.

No i prasa katalońska, która („Mundo Deportivo“) pisze, że Barcelonie nie zabraknie ambicji i będzie chciała dziś ograć Ajax oraz że Gerardo Martino wystarczy punkt, by wyrównać rekord Guardioli 21 meczów bez porażki. Sam „Tata“ opowiada, że pragnie sięgnąć po tyle trofeów co Pep, Neymar zagra na skrzydle, a Fabregas jako fałszywa dziewiątka.

Przy okazji dwie ładne grafiki z wczorajszego wydania „Sportu“. Czyli najdroższe transfery „króla Midasa“ wśród agentów, czyli Jorge Mendesa oraz różnice pomiędzy Camp Nou a Santiago Bernabeu z perspektywy kibica.

Przechodzimy do Portugalii, w której tylko jedna gazeta żyje jeszcze Islamem Slimanim. Algierczyk opowiedział dziennikarzom „A Boli“, że „lata jak motyl, a żądli jak pszczoła“. Cóż, można i tak. W pozostałych dziennikach Paulo Bento zapowiada, że reprezentacja w przyszłym roku będzie silniejsza niż w 2012, a trener Porto, Paulo Fonseca przypomina, że jego drużyna – mimo trzech remisów – wciąż lideruje i jest na takim miejscu, o którym inni mogą pomarzyć.

We Włoszech liczą się trzy tematy. Beznadziejny Milan, który spróbuje się dziś odbić z Celtikiem, trzeci remis hamującej Romy oraz doskonała forma Juventusu.

Na koniec – Francja i Niemcy, gdzie prasa sportowa jest zdecydowanie uboższa niż w Italii na Półwyspie Iberyjskim. „L’Equipe“ pisze o przemęczonym Messim, a „Kicker“ o szczęśliwym wejściu Mario Goetze.

Fot. tytułowe: FotoPyk

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
1
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama