Na takie mecze to wstyd się ruszać z domu

redakcja

Autor:redakcja

24 listopada 2013, 20:25 • 4 min czytania

Kto zdecydował się na obejrzenie wspólnego spaceru pracowników Lechii i Ruchu, mając do wyboru City vs Tottenham, spacer z kotem lub oglądanie deszczu, może sobie tylko popukać w głowę. Gdyby czas faktycznie przekładał się na pieniądze, powinniśmy sami siebie wyrzucić z roboty za niegospodarność. Piłkarska pornografia to najlżejsze stwierdzenie, jakie przychodzi nam na myśl. Podopieczni Kociana i Probierza – będziemy się upierać, by nie nazywać ich piłkarzami – po prostu zaśmiali się telewidzom w żywe oczy, pochodzili w deszczu, z dwóch się wywróciło, po czym zawinęli się do domów.
– Mecz, jak mecz. Fajnie było się spotkać z chłopakami – stwierdził po fakcie Buchalik, jakby oddając wszystko, co czuli „bohaterowie“ „widowiska“. Szkoda tylko, że nie mogli się umówić poza stadionem, by te kilka tysięcy gdańszczan nie sięgałoby do własnej kieszeni, by oglądać to bagno. Czasami się zastanawiamy, co sądzą zagraniczni skauci, którzy pewnie przyjechali dziś oglądać Dawidowicza, Frankowskiego i Dziwniela… Cztery podania w akcji – maks. Strzał z dystansu? Górny sektor. Rajdy bocznych obrońców? Dno. Naprawdę… Ręce opadają.

Na takie mecze to wstyd się ruszać z domu
Reklama

Do poziomu dostosował się też ceniony przez nas sędzia Raczkowski, który w 21. minucie mógł i powinien wyrzucić z boiska فukasza Surmę. Zamiast dwóch żółtych (albo dwóch czerwonych!) nie pokazał jednak pomocnikowi Ruchowi ani jednej kartki. I w sumie przeszkodził samym chorzowianom, bo to właśnie beznadziejny dziś Surma mógł zaliczyć asystę przy bramce Grzelczaka, który dostał plusa meczu, nie zaliczając ani jednego udanego zagrania.

Jeśli cokolwiek zapamiętamy z tych 90 minut, będą to wrzaski Probierza, który zachowywał się tak, jakby asystent obdzierał go ze skóry. „Dojdź!!!!!!“, „dojdź!!!!!!“, „walcz!!!!!“ – sami nie do końca wiemy, o co tym chodzi… Po co te wszystkie treningi, odprawy i rozmowy indywidualne, skoro wszystko sprowadza się do tego, że trener musi mobilizować tych pozorantów, by choć doskoczyli do przeciwnika, nie wspominając o jakichkolwiek wskazówkach taktycznych. Tego nie było. Wszsyscy po prostu stali. Po prostu zero mobilności i chęci, by powalczyć o trzy punkty, a w konsekwencji doskoczenie do grupy mistrzowskiej, co koniec końców udało się Ruchowi.

Reklama

Ł»eby jednak nie było tak smutno (choć tak powinno być), jedyny piłkarz, do którego trudno mieć pretensje i który faktycznie zasługuje na miano „piłkarza”, to Paweł Dawidowicz. Mamy tu małą satysfakcję, bo – choć mylimy się w wielu prognozach – to akurat w tym chłopaku już od pierwszej kolejki zauważyliśmy coś pozytywnego. Odbiór, podanie, przerzut, walka… I przede wszystkim ta wizja. Ten 18-latek ma wszystko, by już wkrótce… wyjechać do normalnej ligi. A cała reszta, skoro non stop potrzebuje nad sobą bata, niech lepiej zejdzie nam z oczu.

Tak jak mieliśmy rację w przypadku Dawidowicza, tak – bijemy się w pierś – pomyliliśmy się w przypadku Zachary. To znaczy… W dalszym ciągu mamy wątpliwości, jakie są największe zalety tego chłopaka poza niebywałą pewnością siebie. Wiadomo – jest ambitny, zdeterminowany i z napastnika do bólu nieskutecznego stał się snajperem do bólu skutecznym. Wali z każdej pozycji. Postęp to w ostatnim czasie wręcz nieprawdopodobny, co pewnie pozwoli Mateuszowi nie tyle na transfer za granicę, co na długie, wieloletnie ślizganie się i jeżdżenie na jednym sezonie. Liczymy jednak, że na tym nie poprzestanie.

Rozpisaliśmy się o Zacharze, bo o samym meczu nie mamy zbyt wiele do powiedzenia. Dzielne Podbeskidzie kontra przeciętny Górnik – tak w skrócie można to określić. Nieźle wyglądał Sloboda (najbardziej niedoceniany piłkarz Podbeskidzia), tradycyjnie woziła się prawa strona z Olkowskim i Nakoulmą, ale dziś to wszystko było jakieś takie bez wyrazu. I sami nie wiemy, co nas bardziej zmuliło – klimat jak podczas nocy polarnej czy poczynania – to dobre słowo – zabrzan i bielszczan.

Niezmiennie dziwi nas natomiast postawa Leszka Ojrzyńskiego. Rozumiemy, że metoda „na ratownika“ to puszczenie w szatni Hemp Gru i zrobienie z zespołu bandziorów, ale… jaki sens ma odstawianie piłkarzy z największym potencjałem, a dalsze holowanie Malinowskiego i Paweli? Ta dwójka nie wnosi do gry NIC pozytywnego, w tym sezonie zdobyła łącznie dwie bramki, a na ławce siedzi dwóch chłopców, którzy mogliby to Podbeskidzie ruszyć praktycznie w każdym momencie. Mówimy tu oczywiście o Jagielle i Bartlewskim, których pobyt w Bielsku – po przyjściu Ojrzyńskiego – został de facto zakończony. To kiepska wiadomość na przyszłość dla prezesa Boreckiego, bo tak mały klub, balansujący między Ekstraklasą a 1. Ligą, spokojnie mógłby bazować na wypożyczeniach zdolnych dzieciaków, którzy jednak u nowego trenera tracą rację bytu.

A największym wygranym drugiego niedzielnego meczu został Bartosz Iwan. Trudno przypuszczać, by po takiej zmianie (gol + kilka ładnych piłek) w najbliższej kolejce zasiadł na ławce. To też idealny dowód na to, że „plusa meczu“ powinno się wybierać w końcówce lub po spotkaniu, a nie od 10. minuty. Wtedy młody „Ajwen“ zgniótłby konkurencję.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
1
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama