Czasem warto pomyśleć dwa razy zanim pochwali się jakiegoś rzeźnika

redakcja

Autor:redakcja

21 listopada 2013, 22:45 • 2 min czytania

Parę godzin temu, czytając co mówi, łapaliśmy się momentami za głowę. Teraz szydzić nie mamy zamiaru, bynajmniej, bo złamany kręgosłup to jednak niemała tragedia. Ale czasem właśnie takie zdarzenia pozwalają trochę inaczej spojrzeć na sprawy. Czy to nie fatalny paradoks? W jednej chwili Jacek Ziober publicznie chwali Michała Pazdana za nieustępliwą grę, czytaj: wejście w Irlandczyka high-kickiem, mogące przy odrobinie pecha skończyć się poważną kontuzją. W drugiej chwili jego syn – Witek Ziober doznaje takiej po całkiem podobnym zagraniu. فamie sobie kręgosłup, zaatakowany wyprostowaną nogą przez bramkarza drużyny przeciwnej. Nieważne, że w IV lidze, nie w reprezentacji.
Pokazał Irlandczykom: przepraszam panowie, ale ja tu rządzę! Pokazał twardą, nieustępliwą grę na środku. Jak trzeba było to przywalił po „kuloskach”. O to chodzi!. Cytat z „Przeglądu”.

Czasem warto pomyśleć dwa razy zanim pochwali się jakiegoś rzeźnika
Reklama

Mamy przypuszczenie graniczące z pewnością, że brutalnemu, choć pewnie nawet niezamierzonemu atakowi na swojego syna pan Ziober z równie dużym entuzjazmem nie przyklasnął. Nie powiedział: „oto chodzi! Pokazał twardą, nieustępliwą grę!”. A przecież oba zagrania najbardziej różni nie wykonanie tylko skutek. Kręgosłup Irlandczyka Waltersa był akurat bezpieczny, ale noga? No, niewiele zabrakło.

Reklama

Jedyne co nas w tej przykrej historii zastanawia to… chronologia. Syn Ziobera doznał makabrycznej kręgosłup w sobotę. Mecz z Irlandią był dopiero we wtorek. Gdyby było odwrotnie, napisalibyśmy z pełnym przekonaniem, że w przyszłości Ziober z pewnością zastanowi się dwa razy zanim coś powie. A tak… Tym dziwniejsze, że Pazdanowi jednak przyklasnął.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama