Milik-show na Cracovii. Choć mogło być różnie

redakcja

Autor:redakcja

19 listopada 2013, 19:53 • 3 min czytania

Mecz młodzieżówki z Grecją miał dziś robić tylko za przystawkę do głównego dania, ale na ten moment jesteśmy pełni obaw – przynajmniej w sensie emocji, strzelonych goli i wyniku końcowego – czy możemy się doczekać jeszcze czegoś lepszego. Zresztą, tutaj Furman z Chrapkiem, tam Mączyński z Pazdanem, tu trafiający Milik, tam nietrafiający w kadrze „Lewy”. Sami już nie wiemy co lepsze, a co gorsze. I specjalnie piszemy wyłącznie o strzelonych golach, natężeniu emocji i końcowym rezultacie, bo kiedy zaczniemy o stylu i detalach, zrobi się już nieco mniej sympatycznie.
Mecz w Krakowie obejrzało na żywo dokładnie 9128 osób. Jak na wtorek, godzinę 17:30 i spotkanie młodzieżówki tuż przed meczem dorosłej kadry, to bardzo przyzwoita liczba. Jeśli chcieli zobaczyć trochę dobrej piłki, to przed przerwąâ€¦ głównie zmarzli. Jeśli czekali na gole i elektryzujące zwroty akcji, po przerwie dostali jedną wielką karuzelę. Grecy zostali zdominowani, kilka razy już pachniało golem, ale wypalił dopiero przytomny centrostrzał Janickiego, do którego nogę równie przytomnie dołożył Milik. Rezerwista z Augsburga najpierw zmarnował dwie naprawdę dobre szanse, wywalając piłkę nad bramką albo obok, po czym strzelił gole numer siedem, osiem oraz dziewięć w tych eliminacjach, co jest zdecydowanie najlepszym wynikiem w całej polskiej grupie. Hat-trick w drugim meczu z rzędu.

Milik-show na Cracovii. Choć mogło być różnie
Reklama

Szacun. Oby kiedyś podobnie radził sobie nie tylko z rówieśnikami.

Grecy w pierwszej połowie niby dość sensownie tłumaczyli się z tego, że w eliminacjach dotąd stracili jedynie dwie bramki, ale pomysłu na ofensywę nie mieli ani grama. A skoro oni tak, to Polacy dokładnie na odwrót – najlepiej szło im odbieranie piłki, a im bliżej ta była bramki Greków, tym więcej sprawiała kłopotów. Nam, nie Grekom. Wszyscy ofensywni zawodnicy mieli jakiś przebłysk, dobry moment, niektórzy nawet kilka, co nie zmienia faktu, że wszystkie te momenty wsadzilibyśmy do jednego worka, zatytułowanego „ZRYWY”. Furman jak raz dobrze dośrodkował z wolnego (strzelał tylko źle, ale on pewnie z tych co Łukasik…), to za chwilę zajął się znikaniem z radarów. Zieliński jak raz przedryblował to za chwilę stracił. Pawłowski, Wszołek nie inaczej. Wszystko zmieniło się dopiero po przerwie, kiedy Furmanowi zaczęły „siedzieć“ wrzutki, Milikowi strzały, Szumskiemu wykopy (!), a Zielińskiemu rozgrywanie piłki.

Reklama

Wiadomo jaką opinię ma ta kadra. Mówią, że rocznik najlepiej rokujący z rokujących, że jak nie wymagać od nich, to już chyba od nikogo. W końcu w ofensywie czwórka z zagranicy, dalej siódemka grających regularnie ligowców z Polski, chociaż… można patrzeć na ten zespół pod różnym kątem. Z jednej strony:

Milik – Augsburg (Leverkusen)
Pawłowski – Malaga CF
Wszołek – Sampdoria Genua
Zieliński – Udinese Calcio
Wolski – Fiorentina

Z drugiej…

Milik – ława
Pawłowski – ława
Wszołek – ława
Zieliński – ława
Wolski – ława.

Na Greków dzisiaj wystarczyło. O ile zespół Dorny powtórzy to w rewanżu, wystarczy też na awans do mistrzostw Europy, ale parę ważnych lekcji zostało do odrobienia, szczególnie wśród stoperów (Kamiński jak zwykle ostatnio elektryczny). Warto to mocno zaakcentować – byliśmy dziś o milimetry, by arcyważny mecz z Grecją zawalić po prostu koncertowo, tracąc gola przy stanie 2:0, mimo zdecydowanej dominacji, a potem jeszcze drugiego w samej końcówce. Gdyby Grek wykorzystał rzut karny, jedyny raz lepiej, celniej kopnął piłkę, mówilibyśmy o tym meczu zupełnie inaczej.

Ale wynik idzie w świat, miejsce w grupie też i za to brawa.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama