Dwa sezony później: JW był wizjonerem. Jego pracownicy dziś są ligowym topem…

redakcja

Autor:redakcja

12 listopada 2013, 16:11 • 4 min czytania

Co rundę gruntowna przebudowa zespołu. Nowi piłkarze przepłacani ponad normy przyzwoitości. Trenerzy z hukiem wylatujący z roboty. Dziesiątki wszelkiej maści ekspertów czy podpowiadaczy. Taki właśnie był urok Polonii Warszawa z czasów Józefa Wojciechowskiego, który do interesu wyłącznie dokładał i rekordowo wysoka sprzedaż Mierzejewskiego niczego w tej kwestii nie zmienia. Ostatnio jednak coraz częściej łapiemy się na tym, że w nieformalnych rozmowach dochodzimy do pytania: jak bardzo JW musi być rozgoryczony, patrząc na dalsze losy swoich byłych pracowników?
Rzut oka na kadrę z sezonu 2011/12 – dla JW ostatniego, dla Polonii (tamtej) przedostatniego. Sytuacja jest groteskowa. Zupełnie jakby los kazał piłkarzom stanąć w szeregu, po czym głosem nieznoszącym sprzeciwu zarządził: odliczyć do trzech. Jedynki – wy to będziecie mieli szczęście. Dwójki – wy idziecie po przelewy do Zagłębia Lubin, więc nie narzekajcie. Trójki – a wy już mi do Chorzowa, gdzie ani nie pogracie, ani nie zarobicie.

Dwa sezony później: JW był wizjonerem. Jego pracownicy dziś są ligowym topem…
Reklama

JEDYNKI

Jodłowiec już w październiku zdołał wykręcić swój strzelecki rekord i razem z asystującym na potęgę Brzyskim stanowią o sile Legii. Najwięcej przy فazienkowskiej spodziewano się po Dwaliszwilim, któremu co prawda trzeba wytknąć, że gaz to ma taki jak kilkunastoletni lanos z naklejką LPG, tyle że… strzela gole. Niby seriami, niby z karnych, ale to też trzeba wykorzystać. Po fatalnym początku w Lechu, w końcu odblokował się Teodorczyk. Może wciąż nie zachwyca, ale – przypadek wielce zbliżony do Gruzina – dość regularnie kieruje piłkę do siatki. Raz na jakiś czas coś fajnego wyjdzie Trałce. W myśl zasady, że lepiej być przeciętnym w Lechu niż w Polonii – jemu również się poszczęściło, choć niekoniecznie ku uciesze fanów Kolejorza.

Reklama

Kto dalej? Kokoszka w Polonii zasłynął umiejętnościami karateki, bo z tych piłkarskich użytek robił przecież zdecydowanie rzadziej. Dopiero w Śląsku dobił do ligowej czołówki wśród stoperów, mimo że paradoksalnie pierwsza chwila zapomnienia przypadła akurat na poprzedni weekend. W nowych klubach plac wywalczyli sobie Tosik i Pazio, z Bonina w Ekstraklasie nikt się już nie śmieje, Przyrowski z Canim, zwiedzają odpowiednio – Grecję oraz Włochy, Wszołek wreszcie odszedł tam, gdzie chciał (!), farciarzowi Sikorskiemu najpierw udało się zahaczyć w dobrym szwajcarskim zespole (!!), a dopiero później zepsuć kolano, natomiast występujący w rezerwach Grunt – jak gdyby nigdy nic – nagle odnalazł się w Bradze (!!!).

Wszyscy razem i każdy z osobna – na odejściu z Polonii zdecydowanie wygrali.

DWÓJKI

Dwójki z kolei – tylko połowicznie. Na pewno niestraszne im kredyty, auta średniej klasy lub wakacje nad polskim morzem. Ot, wesoła piątka, co finansowe eldorado u JW zgodnie zamieniła na wyjątkowo uprzejmy bankomat w Lubinie. Gliwie i Jeżowi to przejście udało się szybciej, a w każdym razie wygodniej niż w przypadku Przybeckiego, Cotry czy Piątka, którzy pechowo załapali się na rok klepania biedy za Króla. Koniec końców – wszyscy wylądowali miękko i zresztą solidarnie równie miękko kopią piłkę.

Gliwa ze względnie perspektywicznego bramkarza przepoczwarzył się w największego parodystę. Jeż, jeden z lepszych techników w lidze, biega jeszcze mniej chętnie niż w Polonii. Przybecki w Warszawie skakał wysoko jak Jordan, a teraz głównie się leczy. Piątek? Kiedyś zdaniem rywali najbardziej niedoceniany ligowiec, przy czym na tę chwilę… jest całkowicie odwrotnie. O Cotrze z kolei prawie zdążylibyśmy zapomnieć, aż nagle złapał wybitnie głupią czerwoną kartkę. I mamy komplet!

TRÓJKI

Na koniec, wreszcie, kategoria największych przegranych, tych podwójnych. Ci, którzy nie dość, że nie zarobili, to jeszcze piłkarsko zarówno leniwi, jak i nieporadni. Chorzowianie zażyczyli sobie powrotu Sadloka, za którego nawet nie zdążyli zapłacić, a ten rozsypał się na dobre. Z przyjemnością łyknęli też Sultesa i ten grał dla Ruchu – rzecz jasna – słabo, na poziomie Baszczyńskiego, chciałoby się dodać. Temu ostatniemu, chyba rychło w czas, poważna kontuzja umożliwiła przejście na następny level. Bo Baszczyński jako telewizyjny ekspert, w przeciwieństwie do Baszczyńskiego z Ruchu, nawiązuje dyspozycją do najlepszych dni swojej udanej kariery.

***

Jedynki, dwójki, trójki. Zebrani do kupy, grali właśnie rzeczoną kupę. Nigdy nie udało im się zbliżyć do celu wyznaczonego przez właściciela, jednak o ile JW od czasu do czasu obejrzy mecze Ekstraklasy i zwróci wtedy uwagę na wyróżniających się piłkarzy, musi natchnąć go refleksja: kurwa, skądś ich znam…

Najnowsze

Ekstraklasa

Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”

redakcja
0
Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”
Ekstraklasa

Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji

redakcja
1
Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama