Od dawna byłem orędownikiem Adama Nawałki. Już kiedy PZPN zatrudnił Waldemara Fornalika, pisałem na Weszło, że żałuję, iż nie zrobiłem Adamowi kampanii. Teraz jednak – kiedy już Zbigniew Boniek dokonał słusznego wyboru – nie zamierzam jednak „Nawały” oszczędzać. Na razie czeka go krótki okres ochronny, ale jeśli dostrzegę jakieś błędy, pomyłki lub coś mi się nie spodoba, to od razu mu to wytknę. Na przykład dziś przy kilku powołaniach, na które sam w życiu bym się nie zdecydował. Rozumiem jednak, że kadra docelowo nie ma być zlepkiem piłkarzy z najlepszych klubów, tylko dobrze poklejonym organizmem, w którym wszyscy będą się dobrze uzupełniać. Z jasnym podziałem ról i konkretnym celem.
Już teraz widzę, że Adam nie chce zacząć roboty od porażek i właśnie przez to postawił na takich chłopaków, z którymi od razu złapie dobry kontakt i którzy zrozumieją jego intencje. I tak to właśnie ma wyglądać. W latach 70. Kazek Kmiecik – czterokrotny król strzelców ligi – rzadko się łapał do jedenastki, bo po prostu do koncepcji lepiej pasowali inni.
Wiele miejsca – z tego, co zauważyłem – prasa poświęciła Kamilowi Glikowi. Niektórzy tłumaczą brak jego powołania tym, że Adam wie, na co go stać. Dokładnie! Nic dodać, nic ująć. Wie, co Kamil potrafi (a raczej czego nie potrafi), dlatego z niego zrezygnował i – taką mam przynajmniej nadzieję – zrozumiał, że opieranie kadry na Gliku to nieporozumienie. Na pewno nie odpuścił go na amen, bo to po prostu nierealne i pewnie jeszcze go gdzieś wmontuje, ale spójrzmy prawdzie w oczy. To po prostu słaby obrońca. A skoro ktoś w meczach kadry notorycznie się wykłada, to trzeba szukać nowych rozwiązań!
Takich, jak – przeglądając już inne pozycje – choćby Ćwielong. Z tego powołania niektórzy też się podśmiechiwali, a dla mnie „Pepe” kilka lat temu był jednym z największych talentów polskiej piłki. Doceniałem go już, kiedy grał z Ruchem w drugiej lidze. Wtedy – obserwując jego występy – zauważyłem, że poza zmysłem do gry kombinacyjnej ma pewną nietypową cechę, jak na polskiego piłkarza. Mimo że jest prawoskrzydłowym, potrafi też strzelać lewą nogą, co u nas – przy takim braku lewonożnych zawodników – może okazać się zbawienne. Powołanie absolutnie uzasadnione.
Podobnie zresztą, jak w przypadku Mączyńskiego. Kto ogląda mecze Górnika, ten musi dostrzec, jak olbrzymi progres facet zaliczył w ostatnich miesiącach. Jeszcze niedawno na pierwszy rzut oka biegał w Ekstraklasie najwięcej, ale głównie bez celu, a teraz w końcu pokazuje, że potrafi grać w piłkę i do przodu, i do tyłu. Powołanie, co warto podkreślić, wręcz mu się należało. Duży znak zapytania stawiam natomiast przy nazwisku Pazdana. O ile się nie mylę, Adam widzi go nie w roli stopera, tylko raczej defensywnego pomocnika. Pamiętam, że przez pierwsze dwa lata w Górniku Michał nie wstawał z ziemi i była to w jego wykonaniu raczej piłka leżąca, a nie nożna, ale przez ostatnie pół roku w Zabrzu – tuż przed transferem do Jagiellonii – zrobił ogromny postęp. Nawałka musiał to docenić.
Nie do końca rozumiem tylko cztery powołania:
– po pierwsze Leszczyński, za którym stoi wiek i może jakieś doświadczenie, ale w samej I lidze znalazłbym od niego lepszych bramkarzy (choćby Budziłek z Katowic) i dziwią mnie te niesamowite laurki, jakie niektórzy ostatnio wystawili Rafałowi. Melodia przyszłości, ale… reprezentacja? Rozumiem to o tyle, że Adam chciał dać sygnał pierwszoligowcom, by byli w gotowości i sam nawet podszepnąłem mu jedną kandydaturę. Adrian Jurkowski z Gieksy, rocznik 1992, stoper o wielkim potencjale. Zapamiętajcie to nazwisko, bo może właśnie sprzedałem wam przyszłego newsa!
– po drugie Marciniak, który nawet w Cracovii niespecjalnie się wyróżnia.
– po trzecie Hołota. Fajny chłopak, bardzo dobry ligowiec, ale przy takiej konkurencji w środku pola nie ma prawa zostać wykorzystany. Trzeba jednak docenić postęp, jaki zrobił od czasów GKS-u, bo pamiętam, że – jeszcze przed czasami Nawałki – momentami zastanawiałem się, czy ten grubasek nie jest aby synem sponsora i gra, dlatego że musi. Dziś Hołota to zupełnie inny piłkarz, ale na którymś etapie musi odpaść.
– po czwarte Teodorczyk. Próbowałem ostatnio stworzyć taki miniranking polskich napastników i wnioski nie są zbyt optymistyczne. Drugie miejsce zarezerwowałem dla Dawida Nowaka, któremu jednak w meczu z poważniejszym rywalem bym nie zaufał. Na Słowację czy Irlandię może wystarczyć, ale na Anglię? Tak samo zresztą jak Teodorczyk, który ma jakiś zadziwiający dar, który – mocno na to liczę – sprawdzi się też w kadrze. Mianowicie obrońcy nie zwracają na niego uwagi. Obejrzyjcie jego bramki: albo pakuje do pustej, albo ktoś go przeoczył, albo coś dobije… Słaby piłkarz, który ma szczęście i wypłynął tylko dlatego, że Król przestał płacić, a ktoś na Konwiktorskiej musiał grać. Wyżej oceniam już Marcina Robaka, który może się przydać ze względu na siłę i waleczność. Ale „Teo”? No nie, sorry, ale nie widzę tego.
Ł»yczę jednak Nawałce, bym już po dwóch najbliższych meczach mógł przyznać się do błędu i napisać na Weszło, że Marciniak czy Teodorczyk jednak do tej kadry pasują. Wtedy będziemy sobie mogli pozwolić na szersze oceny, a na razie – taki mój apel – dajmy Adamowi popracować i wstrzymajmy się od ostrzejszej krytyki.
ANDRZEJ IWAN
Fot. FotoPyK