Tak wygrać to jak przegrać, panie Urban

redakcja

Autor:redakcja

10 listopada 2013, 20:58 • 4 min czytania

Legia wygrała, ale po raz kolejny po bardzo słabym meczu. Jan Urban pewnie będzie zadowolony, bo w końcu trzy punkty i fotel lidera, ale jeśli ten trener cokolwiek w Warszawie buduje, to z pewnością zespół zdolny zdobyć mistrzostwo kraju i niezdolny, by pokazać cokolwiek w Europie. Przy takiej różnicy sportowo-organizacyjnej, zwycięstwo w Łodzi w takim stylu przynosi punkty, ale też masę wstydu i ogólnie rozczarowanie połączone ze zdegustowaniem. Za ostro? Nie, nie za ostro. Dość pieszczenia się z zarabiającymi krocie, a potrafiącymi tak niewiele piłkarzami.

Tak wygrać to jak przegrać, panie Urban
Reklama

Jan Urban prowadzi Legię od 1,5 roku, Rafał Pawlak Widzewa od niedawna. Legia dysponuje największym w Polsce budżetem, kupuje piłkarzy za setki tysięcy euro, byle piłkarz kasuje w niej kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, a niektórzy nawet ponad sto. I ten zespół ma problemy, by w sposób przekonujący wygrać ze „składakiem” z Łodzi. Składakiem z części znalezionych raczej na piłkarskich śmietnikach, a nie skupowanych od autoryzowanych dealerów. Po półtorarocznej pracy trenera i przy takiej dysproporcji w potencjale, Legia powinna w Łodzi mieć posiadanie piłki na poziomie 70 procent, statystykę 12-1 w celnych strzałach i już do przerwy trzy punkty w kieszeni. Tymczasem do ostatniej sekundy drżała, czy w ogóle uda się jej wygrać.

Oczywiście, że Legia będzie w lidze wygrywać, ponieważ na każdej lub prawie każdej pozycji ma piłkarzy lepszych niż konkurencja – to w prosty sposób wynika z możliwości finansowych. Jednak to ciągle są zwycięstwa wynikające właśnie z tej różnicy w jakości – polegającej np. na tym, że Jodłowiec jest silniejszy od Krystiana Nowaka – a nie z pracy szkoleniowca. Ta drużyna się nie rozwija, nie potrafi kontrolować meczu, nie dominuje w taki sposób, w jaki powinna dominować, nie operuje piłką, nie zaskakuje. Jej gra to walenie młotem, a nie malowanie pędzlem. Bylejakość, odpowiednia akurat na byle jaką ligę. Zwycięstwa z niewidomymi, które cieszą, gdy trzeba iść do kasy po premię, ale bolą, gdy przyjeżdża ktoś z zagranicy. Naprawdę – mecz w Łodzi w wykonaniu Legii był żenujący. Pieczołowicie klecony zespół, któremu nie brakuje nawet ptasiego mleka, walczył na łokcie, zamiast grać w piłkę.

Reklama

Warszawski klub podpisuje kolejne olbrzymie kontrakty. Nowy sponsor na koszulkach – pięć milionów rocznie. Nowy sponsor techniczny – dziesięć milionów w kolejnych latach. Wkrótce nowy sponsor tytularny stadionu. Kwestią czasu jest, kiedy budżet przekroczy 100 milionów rocznie. Największym wyzwaniem jest teraz odpowiednie spożytkowanie tych wszystkich sum, bo trudno nie odnieść wrażenia, że z tym jest problem. Weźmy takiego Michała Kucharczyka. To na pewno jest bardzo sympatyczny chłopak i ma wystarczające umiejętności, by w lidze polskiej występować. Jednak taki klub jak Legia powinien przekazać mu: „Słuchaj, lubimy cię i szanujemy, natomiast wzrost przychodów niesie za sobą też wzrost ambicji. Szukamy czegoś więcej i nie przedłużymy z tobą kontraktu. Poszukaj szczęścia w Koronie Kielce”. Kucharczyk jest symbolem, nie o niego konkretnie chodzi, ale pomyślcie sami: chłopak zarabia teraz ok. 40 tysięcy złotych miesięcznie i raczej nie da się go sprzedać, ponieważ nikt inny mu zbliżonych warunków nie zaproponuje. Będzie więc siedział na utrzymaniu Legii, chociaż pożyteczny bywa bardzo, bardzo rzadko. Gdyby te pieniądze zamrozić, gdyby później podobnie postąpić w kilku innych przypadkach, Legię byłoby stać na dwóch-trzech kozaków, którzy faktycznie robiliby różnicę, i to niekoniecznie tylko w polskiej lidze. Ale o tym musi decydować trener. Musi mówić: tego zawodnika już nie chcę, bo to nie ten rozmiar kapelusza. Musi mieć wizję. فatwo wydaje się nieswoje pieniądze, ale później zaczyna ich brakować. Przepłacanie przeciętniaków do niczego nie prowadzi.

Dlatego teraz prezes Leśnodorski musi się zastanowić: czy aby na pewno Jan Urban to człowiek z wizją, mający długofalowy plan na ten zespół? Do tej pory nie było możliwości podziękowania mu, bo najpierw sięgnął po dublet, a w pucharach zaczął notować porażki dopiero niedawno. Jednak zima to będzie dobry moment, by podsumować długi dość etap pracy tego szkoleniowca. My podsumujemy go jednym zdaniem: Legia nie gra w piłkę.

Obawiamy się, że doszła do ściany. Urban nie zrobił jej krzywdy, wręcz przeciwnie – był świetnym wyborem po Macieju Skorży i osiągnął sukces. Ale teraz – przy takiej zapaści przeciwników – Legia jest skazana na sukces, ten lokalny. Sęk w tym, by z tych złotych czasów wycisnąć jak najwięcej. Obecna wyciskarka chyba ma za mało mocy.

Dzisiaj obejrzeliśmy dwa bardzo słabe mecze, bo i ten pomiędzy Śląskiem oraz Koroną był raczej żałosny, a rozruszał go dopiero sędzia Marciniak, dyktując dwa prawidłowe rzuty karne (goście swojego nie wykorzystali, za to gospodarze tak). Chcielibyśmy bardzo coś o tamtym spotkaniu napisać ciekawego, ale chyba nie starczy nam kreatywności. Jedyne dwie naprawdę dobre akcje w ciągu 90 minut to te przeprowadzone przez gości: jedna zakończona niecelnym strzałem Pylypczuka, druga natomiast – świetna, przyznajemy – wyrównującym golem autorstwa Sylwestrzaka po podaniu Janoty.

Ale chwalić nie ma kogo. Korony na pewno nie, bo grała w przewadze jednego zawodnika, a ledwo zremisowała. Śląska też nie, bo niby za co? Po emocjonującej sobocie, bardzo senna niedziela…

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama