PZPN zapłaci za wizerunek, Begović o wpadce Boruca, Ojamaa broni sam siebie

redakcja

Autor:redakcja

06 listopada 2013, 08:03 • 12 min czytania

Zapraszamy na środowy przegląd sześciu tytułów prasowych.

PZPN zapłaci za wizerunek, Begović o wpadce Boruca, Ojamaa broni sam siebie
Reklama

FAKT

PZPN zapłaci piłkarzom za wizerunek.

Reklama

Polski Związek Piłki Nożnej będzie płacił reprezentantom Polski za wizerunek, który jest używany w działaniach marketingowych np. w reklamach sponsorów kadry. Kompromis w tej sprawie ma zostać zawarty podczas jednego z najbliższych zgrupowań. Do zgrzytu na linii PZPN – zawodnicy doszło przed czerwcowym meczem towarzyskim z Danią w Gdańsku, kiedy główny sponsor reprezentacji, firma Orange, chciała nakręcić reklamę z Robertem Lewandowskim (25 l.), Wojciechem Szczęsnym (23 l.) i Jakubem Błaszczykowskim (28 l.). Ci odmówili. Argumentowali takie zachowanie brakiem jasnych zasad w związku z wykorzystaniem ich wizerunku. Chcieli dodatkowych gratyfikacji finansowych, bo to oni z reguły są wybierani przez sponsorów do gry w spotach. Poza kadrą dostaliby za nie krocie. Lewandowski za ostatnią reklamę aparatu fotograficznego zgarnął milion złotych. Ostatecznie zawodnicy i związek doszli do porozumienia. Zbigniew Boniek (67 l.) porozmawiał z piłkarzami. W reklamie wystąpili.
„Zibi” obiecał systemowe rozwiązanie problemu związanego z powinnościami reprezentantów wobec PZPN i sponsorów kadry. I rzeczywiście wydaje się, że taki kompromis został wypracowany.

Henrik Ojamaa dla Faktu: Chyba nie dorosłem do polskiego hip-hopu.

Legia Warszawa wygrała co prawda ostatni mecz ligowy z Zagłębiem Lubin 2:0, ale wcześniej miała fatalny tydzień. Porażka z Trabzonsporem, remis w Poznaniu z Lechem i niespodziewana przegrana w Bydgoszczy – to wszystko nastąpiło w ciągu zaledwie siedmiu dni, a jednym z najbardziej krytykowanych piłkarzy jest Estończyk Henrik Ojamaa (22 l.),w którym w klubie pokładają wielkie nadzieje. Sam piłkarz jest mocno zaskoczony krytyką. – Oczywiście każdy ma prawo do swoich własnych opinii, ale przeanalizowałem już te trzy mecze i z każdego z nich jestem zadowolony. W tym sezonie wyraźnie nie wyszły mi inne spotkania: z Podbeskidziem, Śląskiem i Wisłą – tłumaczy Ojamaa w rozmowie z Faktem. W Lidze Europy Legii wiedzie się fatalnie. Trzy mecze, trzy przegrane, żadnej zdobytej bramki. – Jeśli ktoś spojrzy na bilans, to pomyśli, że my jesteśmy totalnym outsiderem, a to przecież nieprawda. Jestem przekonany, że w czwartek możemy u siebie pokonać Trabzonspor – mówi Estończyk, który w wolnym czasie lubi słuchać muzyki. – Kiedyś Kuba Rzeźniczak puścił mi tutejszy hip-hop. Szybko uznałem, że to nie to. Przed meczem na pobudzenie wolę pop, a, gdy chcę się zrelaksować najlepiej działa na mnie muzyka klasyczna – dodaje.

Radosław Cierzniak zatrzymał słynny Celtic.

– Muszę przyznać, że w tym sezonie gra mi się bardzo dobrze. Wielka w tym zasługa trenera bramkarzy, Craiga Hinchcliffe, który bardzo mi pomógł. Nie dość, że wymagający, to prywatnie równy gość. Już dawno nie byłem w tak dobrej dyspozycji. Mecz z Celtikiem dobrze nam się ułożył, a ja po prostu pomogłem drużynie. Po końcowym gwizdku sędziego to Celtic cieszył się, że szczęśliwie uratował remis. Mamy młody zespół i dlatego remis z tak dobrą drużyną, jak Celtic jest dla nas sporym sukcesem – mówi Cierzniak. Prasa szkocka uznała Polaka bohaterem tego spotkania. Mecze z udziałem Cierzniaka coraz częściej oglądają menedżerowie angielskich klubów. Podobnie było ostatnio na trybunach Celtic Park. – W Polsce o mnie cicho, a tutaj często o mnie bardzo dużo piszą. Staram się robić swoje. W tym sezonie dałem się tylko 9 razy pokonać przez rywali. W Dundee wyraźnie odżyłem sportowo i jestem za to bardzo wdzięczny szkockiemu klubowi. A co będzie dalej, życie pokaże. Niczego nie wykluczam. Póki co stać mnie jeszcze na wiele. Mam dopiero 30 lat. Dla bramkarza jest to idealny wiek – kończy bramkarz Dundee United.

RZECZPOSPOLITA

Brazylia nie chce wybaczyć zdrady.

Diego Costa grał już w reprezentacji Brazylii, ale podczas mundialu 2014 będzie Hiszpanem i dla gospodarzy wrogiem publicznym numer jeden. Podobno długo się zastanawiał i podjął najlepszą decyzję dla siebie, swojej rodziny i kariery. A wybór był trudny. Z jednej strony prawo gry dla Brazylii – najbardziej utytułowanej drużyny w historii futbolu, z drugiej występy dla Hiszpanii – przybranej ojczyzny, piłkarskiego hegemona ostatnich lat. Odwagi pogratulował mu nawet Pele. W 2005 roku, w wieku niespełna 18 lat Costa przeprowadził się do Portugalii. Pierwsze kroki w zawodowym futbolu stawiał w Bradze. Nie było łatwo. Wybuchowy charakter i luźne podejście do obowiązków nie zyskiwały mu zwolenników. Dwa lata później był już zawodnikiem Atletico Madryt, jednak zamiast trafić na stadion Vicente Calderon był wypożyczany do trzech klubów. W 2009 roku Atletico sprzedało go do Valladolid, ale miejsca tam nie zagrzał. Wchodził na boisko jako rezerwowy, strzelił kilka goli i doznał poważnej kontuzji kolana. Po powrocie do Atletico został ponownie wypożyczony, na pół roku do Rayo Vallecano. W tym sezonie Costa wreszcie stał się ważnym piłkarzem Atletico. Po dwunastu kolejkach ligi hiszpańskiej z 13 trafieniami prowadzi wraz z Cristiano Ronaldo w klasyfikacji strzelców. To on sprawił, że kibice nie tęsknią już za Radamelem Falcao, który w 83 meczach w barwach Atletico wbił rywalom aż 68 bramek.

GAZETA WYBORCZA

Trener Dolcanu: Rafał to jeden z najzdolniejszych bramkarzy w kraju.

Leszczyński ma 21 lat i jest podstawowym graczem Dolcanu, który nieźle spisuje się na zapleczu ekstraklasy. – Nie będę ukrywał, że dla całego klubu jest to niesamowita nobilitacja. Dla mnie osobiście to też coś wielkiego i niesamowitego – komentuje trener Dolcanu Robert Podoliński. – Trener reprezentacji Adam Nawałka, który ma w kim wybierać, zwrócił uwagę na Rafała i to tylko świadczy o jego znakomitym rozeznaniu. Czapki z głów przed całym sztabem reprezentacji, nie każdy by się na to zdecydował. To tylko pokazuje, że trener Nawałka to nie jest selekcjoner, który będzie szukał taniego poklasku i słuchał podszeptów. Dał właśnie znak, że nie będzie powoływał zawodników, aby się komuś przypodobać. Dawno u nas czegoś takiego nie było – mówi Podoliński. Jak trener Dolcanu ocenia Leszczyńskiego? – Moja opinia jest subiektywna, ale podtrzymam swoje zdanie, które już nieraz mówiłem – Rafał to jest jeden ze zdolniejszych młodych bramkarzy w kraju. Jestem przekonany, że to będzie dobry strzał. Już w tym momencie wiem, że poradziłby sobie w ekstraklasie. – On gra bardzo nowocześnie – opisuje Podoliński. – Jeśli miałbym go scharakteryzować, to na pewno bardzo dobrze gra nogami, asekuruje linię obrony, ma dobry timing i jest niezły w pojedynkach jeden na jednego. Mimo że nie jest najwyższy, to też dobrze radzi sobie na przedpolu – dodaje trener Dolcanu. Leszczyński ma 187 cm wzrostu.

O zdrowiu i kontuzjach w Legii. Rozmowa z lekarzami.

Wasza praca jest ostatnio bardzo krytykowana.

Jacek Jaroszewski: Staramy się robić swoje, ale nie mogę powiedzieć, że przechodzimy obok tej krytyki obojętnie. Problem jest, i my go widzimy. Nie mówimy sobie, że jesteśmy czyści, a wy się od nas odczepcie. Cały czas zadajemy sobie wiele pytań, dyskutujemy i denerwujemy się, dlaczego sytuacja zdrowotna w drużynie wygląda tak, a nie inaczej.

Maciej Tabiszewski: Wyciągamy pewne wnioski, o których publicznie na razie nie chciałbym mówić. A krytyka w mediach nie jest w 100 proc. konstruktywna. Urazy, które łapią nasi zawodnicy, nie były odnawialne. Poza Ivicą Vrdoljakiem, o którym wiemy, że od dawna ma problemy ze stawem skokowym – nie ma tam dwóch więzadeł – żaden uraz w naszej drużynie nie powtarza się notorycznie u jednego piłkarza.

Jaroszewski: Ale z Ivicą to też nie jest tak, że to jest duży problem. Co czwarty zawodnik w lidze nie ma więzadła w stawie skokowym i gra. Ivica od dawna występuje w specjalnym plastrze, czyli tzw. tapie. Teraz znowu ma problemy z kostką [kontuzja na rozruchu przed meczem z Zagłębiem – przyp. red.], ale nie jest to nic poważnego. Do treningów wróci za kilka dni. A o jego operacji pomyślimy, ale dopiero po sezonie, choć z tapem można grać do końca kariery.

DZIENNIK POLSKI

Bartosz Iwan: Uciekłem z jaskini hazardu.

Pana trener Nawałka ściągnął do Górnika z drugoligowej Garbarni. Co Pan powie tym, którzy mówią, że po znajomości?
– Wcześniej trenował mnie w GKS-ie Katowice. Byłem zawodnikiem tego klubu, kiedy objął ten zespół. A to, że dobrze zna mojego tatę, nie miało żadnego wpływu na mój angaż w Górniku. Trener Nawałka postawił sprawę jasno – miałem miesiąc na przekonanie go. Wypadłem na tyle dobrze, że chciał kontynuować współpracę.

Co decyduje o tym, że przy trenerze Nawałce piłkarze robią postępy?
– Przykłada wagę do wszystkiego, najmniejszych detali. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Trening zaplanowany jest praktycznie co do sekundy. Wszystko jest rozpisane, co kto ma robić. Przykładowo podczas zajęć zawodnik nie może stać. Jak chce się napić, to musi po picie podbiec. To wszystko powoduje taką koncentrację, że człowiek w każde ćwiczenie wkłada maksimum swoich możliwości.

Może nie jesteście tacy przeciętni, tylko wcześniej trenowali Was przeciętni trenerzy, a teraz trafiliście na właściwego szkoleniowca?
– Porównując nasz skład, przykładowo do Legii Warszawa, czy Lecha Poznań, a nawet Wisły Kraków, to w tamtych zespołach jest wiele indywidualności. U nas nie do końca umiejętności piłkarskie są na wysokim poziomie, ale nadrabiamy to innymi cechami. Trener Nawałka jest przede wszystkim bardzo wymagający i konsekwentny, jeśli chodzi o taktykę. Każdy ma przypisane zadania i musi na boisku skupiać się, aby wykonywać je w stu procentach, bo podczas pomeczowej analizy trener wytknie nawet najmniejszy błąd.

SUPER EXPRESS

Asmir Begović: Boruc szybko się podniesie po moim golu.

Boruc puścił w Premier League tylko cztery bramki, najmniej w lidze. Jak wytłumaczysz jego wpadkę?
Złożyło się na to kilka czynników. Pomógł mi przypadek, wiatr i fakt, że… nie miałem zamiaru strzelić gola. Bo nawet gdybym zaplanował sobie, że zrobię to tak szybko to… nigdy by się nie udało tego zrealizować. Najlepiej zaliczyć moje trafienie do kuriozalnych i niewytłumaczalnych. Polak nie był przygotowany na coś takiego. Może był rozkojarzony, a może zwyczajnie źle ocenił sytuację. Bramkarzowi to może się zdarzyć.

Piłkarze Southampton usprawiedliwiają Polaka i stratę gola tłumaczą podmuchem wiatru. Zgadzasz się z nimi?
Mają rację, bo trochę wiało. Powiedzmy, że wiatr był współautorem mojego gola, za co bardzo mu dziękuję (śmiech).

Jak ten gol wyglądał z twojej perspektywy?
Chciałem pokazać, że jestem dobrym napastnikiem, mimo że stoję w bramce (śmiech). Dostałem piłkę od kolegi i kopnąłem ją mocno do przodu. Nie myślałem, że strzelę gola. Jednak gdy piłka była już blisko bramki Southampton i odbiła się w nietypowy sposób od murawy to pomyślałem, że coś wyniknie z tego mojego dalekiego wykopu. Szczerze współczuję Borucowi. Jednak bramkarz tej klasy co on nie będzie robił tragedii z faktu, że puścił taką bramkę. Boruc szybko się podniesie.

Strzeliłeś w ogóle kiedyś gola?
To moje pierwsze trafienie. Jeśli już bramkarz trafia do siatki rywali to głównie z rzutu karnego albo po rzucie rożnym. Moja bramka jest inna i tak szybko nie zostanie zapomniana. Jest kuriozalna, ale dla mnie wyjątkowa.

Helio Pinto: Z Turkami zagram z zębem.

Piłkarze Zagłębia dość mocno cię poobijali, a przy tylu kontuzjach w Legii każdy zdrowy zawodnik jest na wagę złota. Jak się czujesz?
Helio Pinto: – Już dobrze. Miałem lekką kontuzję kolana, ale to już poza mną. Uporałem się też z zębem, który został uszkodzony w trakcie gry. W poniedziałek odwiedziłem dentystę i teraz ząb jest jak nowy.

Jak doszło do tej kontuzji?
– Dostałem silne uderzenie w plecy. Przez to z dużym impetem zamknęła mi się buzia i to „kłapnięcie” spowodowało uszkodzenie zęba. Na szczęście ubytek nie był zbyt duży i dentysta łatwo sobie z tym poradził. Dzięki temu z Trabzonsporem zagram z zębem (śmiech). Dam z siebie wszystko, bo przecież to dla nas mecz ostatniej szansy.

To mecz ostatniej szansy na wasze własne życzenie. Dlaczego tak kiepsko gracie w Lidze Europejskiej?
– A ja bym nie powiedział, że kiepsko. W Trabzonsporze mogliśmy przecież wygrać. Byliśmy lepsi od Turków, ale im dopisało szczęście, a drugiego gola to sami im podarowaliśmy. Meczu z APOEL-em też nie powinniśmy byli przegrać. Rywal był może ze cztery razy w naszym polu karnym, a my mieliśmy pewnie ok. 70 procent posiadania piłki. A w pierwszym meczu z Lazio też aż tak bardzo nie odstawaliśmy. Dość już tych pechowych porażek.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Henrik Ojamaa: Wcale nie gram tak źle!

To dla pana najgorsze dwa tygodnie w Legii?
HENRIK OJAMAA: Nie wiem, czy najgorsze, ale na pewno ciężkie. Przed zwycięstwem z Zagłębiem Lubin przegraliśmy z Trabzonsporem, zremisowaliśmy z Lechem, choć powinniśmy wygrać, i polegliśmy w Bydgoszczy. Taka drużyna, jak Legia, nie może notować takich wyników.

Jest Pan mocno krytykowany za ostatnie mecze.
HENRIK OJAMAA: Naprawdę? Nawet nie wiedziałem. Oczywiście każdy ma prawo do swoich własnych opinii, ale mam w zwyczaju dokładnie analizować każdy swój występ. Siadam, oglądam spotkanie jeszcze raz i patrzę na kolejne zagrania, jedno po drugim. Te trzy mecze, których nie wygraliśmy, też już przeanalizowałem i z każdego z nich jestem zadowolony. Myślę, że gdybym porozmawiał o tym z kimś w klubie, usłyszałbym to samo.

Jeden z zarzutów jest taki, że zbyt często rusza pan z piłką do przodu, zamiast podać koledze. A piłka jest przecież szybsza od zawodnika.
HENRIK OJAMAA: Ale w wielu tych sytuacjach wybór mam taki, że mogę zaryzykować i zagrać indywidualnie, albo wycofać piłkę lub zagrać do kolegi stojącego najbliżej. Jestem piłkarzem, który wierzy w swoje możliwości, dlatego tak gram i zamierzam robić tak dalej.

Młynarczyk i Kaczmarek: Leszczyński ma w nogach sprężynę.

Józef Młynarczyk prowadził kilka treningów z Leszczyńskim podczas zgrupowania kadry młodzieżowej. – Był powoływany do reprezentacji olimpijskiej. Jest bardzo utalentowany, ciągle był w orbicie zainteresowań – twierdzi Młynarczyk. – Ma zapewne służyć jako przykład dla innych młodych zawodników, że warto pracować, a na pewno zostanie to docenione. Nawałka pokazał, że otwiera drzwi przed każdym wartościowym zawodnikiem, bez względu na ligę – ocenia powołanie 21-latka z Dolcanu wielokrotny reprezentacyjny bramkarz, a ostatnio trener golkiperów w kadrach młodzieżowych. O Leszczyńskim słyszał również Bogusław Kaczmarek. Wiosną mówiło się nawet, że prowadzona wówczas przez doświadczonego trenera Lechia Gdańsk jest bardzo bliska wykupienia bramkarza z Ząbek. – Leszczyńskim Adam mnie zupełnie zaskoczył. Ja tego chłopaka znam. Kiedyś nawet chciałem go sprowadzić do Lechii. Świetny na linii, nieźle gra nogami. Sprężyna w sytuacjach sam na sam – komplementuje bramkarza Dolcanu Bogusław Kaczmarek, który kiedyś odkrył talent samego Jerzego Dudka.

W Dolcanie: to nie żart, Nawałka dzwoni…

Szkoleniowiec Dolcanu o powołaniu swojego zawodnika dowiedział się bezpośrednio od selekcjonera. – Do tej pory w sprawie Rafała dzwonili do mnie Jacek Zieliński i Marcin Dorna. Tym większy był mój szok, jak w telefonie usłyszałem głos selekcjonera Nawałki. Nigdy wcześniej nie rozmawiałem z obecnym opiekunem pierwszej reprezentacji. Jak dowiedziałem się, o kogo chodzi, to wiedziałem, że nie jest to pomyłka ani żarty. Rafał w obecnym sezonie dokonuje w naszej bramce prawdziwych cudów. Zdobył dla nas w tym sezonie wiele punktów – komplementuje swojego piłkarza Podoliński. Okazuje się, że nowy trener bramkarzy kadry Jarosław Tkocz doskonale zna Leszczyńskiego. – Od jakiegoś czasu wiedzieliśmy, że Rafał jest obserwowany przez sztab szkoleniowy Górnika. Jarosław Tkocz i sam trener Nawałka kilka razy oglądali go w akcji. Nie sądziłem jednak, że Rafał zostanie przez nowy sztab powołany do pierwszej reprezentacji. Tą nominacją selekcjoner Nawałka pokazał odwagę. Nie każdy zdecydowałby się na powołanie chłopaka z I ligi. To fajny sygnał dla całego pierwszoligowego środowiska. Jak ktoś regularnie potwierdza swoją wartość na tym poziomie, to może nawet trafić do pierwszej reprezentacji – dodaje opiekun ząbkowian.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama