Założyliśmy Perquisowi kartotekę. Nie do wiary…

redakcja

Autor:redakcja

05 listopada 2013, 13:26 • 2 min czytania

Gdyby w jego miejsce wstawić na przykład Tomasza Dawidowskiego albo Dawida Nowaka, każdy stwierdziłby, że to nic dziwnego. Po prostu połamaniec, wystarczy że otworzy lodówkę i już jest przeziębiony. Gdyby wstawić – dla przykładu – Patryka Małeckiego, kogokolwiek choć trochę niepokornego, pewnie niektórzy by orzekli, że to też nie może być przypadek. Prawdopodobnie tak źle się prowadzi, że zaraz odbija się na zdrowiu. Nie wiemy jak nazwać to w przypadku Damiena Perquisa – pechem, nędznym zdrowiem, niezdarnością, ale sytuacja jest naprawdę nienormalna. Facet więcej się ostatnio leczy niż gra w piłkę. Może więc i nic dziwnego, że kiedy tylko po kolejnej rehabilitacji wchodzi na boisko, wiecznie coś zawala.
Ostatnia kontuzja – zderzenie z Olingą z Malagi – wiadomo, przypadkowa. Pechowa, przykra, nie do przewidzenia. Ale spojrzeliśmy na zdrowie Perquisa szerzej. Wzięliśmy za próbkę dwa ostatnie lata, starając się nie rozdrabniać na mikrourazy, powodujące kilkudniowe przerwy. Wygląda to tak:

Założyliśmy Perquisowi kartotekę. Nie do wiary…
Reklama

Miesiąc po miesiącu:

Reklama

Listopada 2011 – problem z przywodzicielem uda.
Lipiec 2012 – bolesna rana pod kolanem
Listopad 2012 – naciągnięty mięsień uda
Styczeń 2013 – uraz oka po starciu z Diego Costą
Marzec 2013 – rozcięta ręka (przy przenoszeniu lustra!)
Kwiecień 2013 – uraz kostki
Lipiec 2013 – atak kolki nerkowej
Sierpień 2013 – naderwany mięsień uda
Listopad 2013 – złamana szczęka i wstrząśnienie mózgu.

Porażające.

Sam rok 2013 to jakaś masakra piłą mechaniczną. Facet miał problem już dosłownie ze wszystkim – z głową, szczęką, ręką, nogą. Przy czym eliminował się na sto różnych sposobów, czasem nawet nie wychodząc na boisko – patrz rozcięta ręka, ponoć przy przenoszeniu lustra w domu.

W wielu (nie wszystkich) ostatnich przypadkach jakoś tak to dziwnie się składało, że kiedy tylko Perquis wracał na boisko, jego Betis dostawał w czapę. Nie sugerujemy, że to jego wina, ale… Wyleczył uraz mięśnia, po raz pierwszy zagrał 90 minut – bach, 0:3 z Rayo Vallecano, za chwilę 0:1 z Atletico Madryt. To samo teraz w październiku. Pierwszy chrzest po kontuzji – 0:5, jeszcze raz z Atletico. Teraz znów lekarze przepowiadają mu sześć tygodni przerwy. Według hiszpańskich mediów, przez 50 dni ma nie rozstawać się ze szwami w szczęce.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama