Po przeczytaniu o dzisiejszej porcji bluzgów w kierunku trenera Marcina Brosza moglibyśmy stworzyć cały zbiór ludowych powiedzonek i życiowych mądrości, które należałoby wywiesić przy wejściu na sektor za bramką gliwickiego stadionu. Chłop nasłuchał się za wszystkie czasy, tak mocno pociskany nie był nawet wówczas, gdy na stronie kiboli Piasta przedstawiano go z zasłoniętymi oczami, w sposób przeznaczony dla kryminalistów. Za co? Jeśli dobrze interpretujemy śpiewy – za wyniki. Za styl. Za sposób prowadzenia zespołu.
Powiedzonko numer jeden – tak szewc kraje, jak mu materii staje. Spójrzmy na materiały w gliwickiej szwalni. Mocno popruta, zżółknięta bawełna – wypisz-wymaluj Podgórski, który ze starego Podgórskiego potrafiącego pojedynczym podaniem przesądzić o wyniku zostało niewiele. Jakieś skrawki pokroju Matrasa, który na początku miał być wielki, potem duży, potem rokował na piłkarza, a dziś już nawet nie rokuje. Stoperzy? Nie przypominamy sobie. Lewy obrońca? Zbędny, wrzuci się jakiegoś zapchajdziurę. Atak? Po wyrwaniu Robaka zostały kłęby kurzu i jakieś badziewia. Brosz lepi z gliny, zaschniętej i brudnej. Jego skład obecnie nie pozwala myśleć o zbliżeniu się do grupy mistrzowskiej, uprawnia raczej do rozpaczliwej walki o utrzymanie.
Tyle że – i tu powiedzonko numer dwa – daj palec, a wezmą całą rękę. Kibice nie chcą słyszeć, że ich skład to dowcip, walka na rynku transferowym – klęska, a warunki, perspektywy i realne możliwości to dolna połowa ligi. Kibice dostali Europę, więc teraz chcą rok w rok walki o mistrza. Co z tego, że to Piast, który w Ekstraklasie wciąż jest raczej turystą, niż stałym domownikiem pokroju Ruchu czy Górnika. Co z tego, że to klub, który jeszcze kilka sezonów wstecz kręcił się po wioskach w rozgrywkach B-klasy. Ba, nie miał w ogóle sekcji seniorów! To się nie liczy, była Europa, ma być Europa, krótko.
Powiedzonko numer trzy? Ciszej jedziesz, dalej zajedziesz. Brosz zająłby sobie w ubiegłym sezonie komfortowe ósme miejsce, teraz przebidował w okolicach dwunastego i – Bóg da – ze wsparciem kibiców trwałby do 2016, jak nie dłużej. Ale niestety, silny słabością ligi szarpnął się na Ligę Europy i najpierw dostał w czapkę od pasterzy, a teraz nasłucha się z trybun. Następny w kolejce – Wdowczyk. Niech tylko jakimś cudem utrzyma pozycję w pierwszej piątce, w następnym sezonie poleci gdzieś w drugą połowę ligi, a go ukrzyżują.
Mierz siły na zamiary, czy może zamiary na siły?
Fot. FotoPyK