Reklama

„Kiedyś tak się uparłem, że choćby sam pan Bóg zszedł z nieba, to by do mnie nie przemówił…”

redakcja

Autor:redakcja

04 listopada 2013, 16:22 • 5 min czytania 0 komentarzy

Zawirowań i problemów miał już tyle, że sam dziś nie potrafi odpowiedzieć, czego dotąd było więcej – wzlotów czy upadków. Kiedyś w słownikach wyrażeń bliskoznacznych jego nazwisko mogłoby śmiało występować obok hasła „hazard”. W międzyczasie chciał definitywnie kończyć z piłką, rezygnował będąc sporo przed trzydziestką. A jednak jakoś się odkręcił. Wrócił do Ekstraklasy. W dwóch ostatnich meczach trzy razy zapisywał się w protokołach jako strzelec goli, i to z opaską kapitana na ramieniu. Sam przyznaje, że nikt nie mógł tego oczekiwać.
Na bramkę w Ekstraklasie Wahan Geworgian czekał od 9 kwietnia 2009 roku. 54 miesiące, dokładnie 4,5 roku. Ł»artuje, że minęło tyle czasu, że gdy wreszcie trafił, sam nie wiedział jak się cieszyć. Już prawie zapomniał jak to robić. Po ostatnim meczu z Legią, nadspodziewanie łatwo wygranym przez Zawiszę, Radosław Osuch rzucił w jego kierunku: „Wan, ja już piszę do urzędu, że chcę cię adoptować”. Zaraz po tym przyszła pora na charakterystyczny taniec, który w Bydgoszczy wykonują po każdym zwycięstwie. Od czasów drugiej ligi, które z obecnego składu pamiętają tylko Andrzej Witan i Jakub Wójcicki, aż do teraz. – To dlatego Kuba jest dziś w szatni pierwszym wodzirejem i organizatorem – śmieje się Geworgian.

„Kiedyś tak się uparłem, że choćby sam pan Bóg zszedł z nieba, to by do mnie nie przemówił…”

Gdyby się zastanowić chwilę dłużej, żart Osucha o adopcji wcale nie był nie na miejscu. Wahan mieszka w Polsce od 1993 roku, kiedy razem z matką i uciekającym przed służbą wojskową bratem (wobec nasilającego się konfliktu o Górski Karabach) przyjechał do Płocka. Od 10 lat ma polskie obywatelstwo i mniej więcej tyle samo współpracuje już z Osuchem, który był niegdyś jego menedżerem. Zarówno w tych dobrych czasach, kiedy Geworgian rządził w Wiśle Płock razem z Peszką i Jeleniem, kiedy działacze wyceniali go na milion dolarów, przez co upadały kolejne opcje transferowe, jak i w tych znacznie gorszych, gdy Wahan nie miał już ani chęci, ani dobrych perspektyw na dalszą karierę.

Jego pierwszy, hazardowy kryzys znają wszyscy. Były prezes Wisły Krzysztof Dmoszyński opowiadał kiedyś nawet na łamach „Przeglądu Sportowego” jak to do jego gabinetu trzech smutnych panów zawitało z informacją, że dwaj zawodnicy z Płocka (Sobczak i właśnie Geworgian) mają u nich spore długi i… następnego dnia mogą nie pojawić się na treningu. Wahan od dawna, konsekwentnie unika rozmów o dawnych problemach. – Ja to nie jestem taki, żeby czegoś żałować i rozpamiętywać. Co zrobiłem, to zrobiłem. Moja wina czy nie moja, dawno przestałem to analizować. Teraz mogę już tylko patrzeć naprzód – mówi. Choć za moment przyznaje, że to wcale nie był ostatni jego kryzys…

Po sezonie 2009/2010 spędzonym w ŁKS-ie, który sam nazwał kiedyś „ośrodkiem Monaru”, pełnym ludzi po przejściach, Wan przepadł na ponad pół roku. Wyjechał z Polski, zamieszkał u rodziny w Hamburgu. – Przez osiem miesięcy nie grałem w piłkę. Zabłądziłem – przyznaje dziś w rozmowie z Weszło. – Nie wiem, coś mi odbiło. Miałem dosyć. Niechęć do wszystkiego – środowiska, piłki, zachowań swoich i innych ludzi. Różne osoby próbowały mi pomóc. Radek Osuch też próbował, ale ja tak się uparłem, że choćby sam pan Bóg zszedł z nieba, to by wtedy do mnie nie przemówił. Wiele osób pracowało na to, że wróciłem. Ja sam, rodzina, przyjaciele. Każdy dołożył się do tego, że poszedłem po rozum do głowy.

Reklama

Stracił rytm i formę. Wyraźnie przytył. Niby tylko trzy, cztery kilogramy, ale jak sam mówi: akurat jest takiej budowy, że od razu widać. – Długo musiałem się po tym odkręcać. Czułem, że razem ze zrzucaniem wagi, tracę siłę – opowiada. Podpisał jednak kontrakt z walczącym o utrzymanie w pierwszej lidze KSZO Ostrowiec i o dziwo szybko zaczęły pojawiać się głosy, że Geworgian się odradza. KSZO wprawdzie zajęło 16. miejsce i spadło do drugiej ligi, ale sam Wahan w 16 meczach strzelił 5 goli i zaliczył kilka asyst.

Znów wyjechał do Niemiec. Chciał zamieszkać bliżej matki i brata, a potem załapać się w FC Sankt Pauli, które co pół roku testowało piłkarzy, na zasadzie: „może uda się kogoś wynaleźć, może ktoś odpali”. Wahan nie odpalił, nie spodobał się trenerowi. Ale wtedy… zadzwonił Radek. Z informacją, że kupił klub piłkarski.

Niewiele było do stracenia. Nic tylko pakować walizki i jechać do Bydgoszczy.

Jeszcze w pierwszej lidze Geworgian, pół-żartem, pół-serio, obiecał właścicielowi Zawiszy, że będzie jego najlepszym zawodnikiem. Teraz mówi o tym krótko: „raczej skończy się na obiecankach”, chociaż ostatnie tygodnie ma nadspodziewanie dobre. 12 występów w 15 kolejkach ligi, 3 gole, 2 asysty. Do tego opaska kapitana, którą decyzją kolegów przejął od kontuzjowanego Łukasza Skrzyńskiego.

Dzisiaj mówi: – Nie myślę już o Legii. Mecz jak każdy inny, wykorzystałem dwa prezenty. Chociaż jest to jakaś nadzieja i nagroda, że po tych wszystkich bólach w końcu coś mi się udaje. Opłacało się wziąć w garść. Mamy ciekawą drużynę, jest szansa na mistrzowską ósemkę, a ja wreszcie robię, co do mnie należy – cieszy się. – Wszyscy idziemy w dobrym kierunku. Jako zespół od początku graliśmy nieźle, ale jakoś pechowo się to układało. Albo remisy, albo porażki w ostatnich minutach. Może dwa, trzy mecze mieliśmy naprawdę słabe, ale nie było tak, że wszyscy nas klepali. Kilku chłopaków potrzebowało czasu na aklimatyzację. I tak fajnie się wkomponowali, wszystkich można nazwać wzmocnieniami. Taki Goulon… Jest wielki, mówią, że silny, więc na pewno mało zwrotny, a on ma u nas trzeci wynik testów szybkościowych. Umie chłopak grać w piłkę. Widać, że nie za darmo brali go kiedyś do Anglii. Tam byle kto nie jedzie.

Reklama

Sam Geworgian niegdyś, w tych najlepszych czasach, gdy meczem z USA debiutował w polskiej kadrze narodowej, miał prawo poważnie myśleć o wyjeździe za granicę. Zapytań nie brakowało. Konkretne oferty również były, chociażby z klubów ukraińskich. Ale dziś odpowiada na to już wyłącznie żartem…

– Kiedy ktoś mnie o to pyta, mówię, że ja już jestem za granicą. Mogłem wyjechać, nie wyszło, nie rozpamiętuję. Najważniejsze, że teraz czuję się dobrze przygotowany. Omijają mnie kontuzje, nawet te drobne, które kiedyś często mi się powtarzały. Czuję, że jeszcze dwa, trzy lata mogę pograć na poziomie.

PAWEŁ MUZYKA

Fot. FotoPyk

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
5
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Komentarze

0 komentarzy

Loading...