Jak zatytułowaliby twoją biografię już po twojej śmierci? To intrygujące pytanie zaprzątało głowę głównego bohatera filmu „Fisher King”. Chyba nikt nie potrafiłby na nie szybko odpowiedzieć. No, może z jednym wyjątkiem, a mianowicie Benzemą. Jemu kibice doradzają, że nadawałoby się idealnie „Jak być leniwym, nie mieć charakteru, a zostać milionerem”. I po problemie. Nie trzeba myśleć.
Gwizdy kibiców to coś, do czego każdy piłkarz musi się przyzwyczaić. Pojedziesz na stadion lokalnego rywala to zwyzywają ci tam ojca, matkę, siostrę, psa, sąsiadów i listonosza. Gorzej, gdy gwiżdżą na ciebie własne trybuny. To już sytuacja, o której gracze opowiadają sobie półgębkiem, cichaczem, jako o futbolowym koszmarze. Tymczasem to spotkało Benzemę w ostatnich tygodniach, choćby w meczu z Athletic Bilbao. Jakby tego było mało, Di Maria schodząc z murawy dla kontrastu dostał burzę oklasków. Ancelotti nie poprawił humoru Francuza, komentując wydarzenie tak: – Kibice bardzo uważnie oglądają swoich piłkarzy. Był to oczywisty i bardzo wyraźny sygnał, że ciężka praca jest doceniana.
To, co powiedział Ancelotti, to właściwie według dzisiejszych standardów maksimum, na ile publicznie pozwoli sobie coach wobec swojego podopiecznego. Benzema odbijał piłeczkę: – Angel i ja mamy inne role na boisku. Jestem napastnikiem, moim zadaniem jest strzelaniem bramek. Nie mogę wracać na swoją połowę i walczyć jak defensywny pomocnik – kontrował. Ale i włoski trener nie poprzestał tylko na jednej wypowiedzi, w wywiadzie dla „L‘Equipe” przekonywał: – Jeśli miałbym w grze Karima doszukać się wady, to myślę, że powinien pokazywać więcej osobowości na boisku. To doświadczony napastnik, grał w wielu bardzo ważnych meczach, a nie zawsze widać to na murawie.
Jeśli Domenech i Ancelotti spotkaliby się jutro w tramwaju, o czym by rozmawiali? Cóż, na pewno mieliby jeden wspólny temat dyżurny, a mianowicie narzekanie na mentalność francuskiego napastnika. Zdaniem byłego selekcjonera Francji, Benzema nie dawał z siebie wszystkiego w trójkolorowych barwach. Gdy wpuścił Karima z Rumunią jako zmiennika, zawodnik wydawał się bardziej zainteresowany zagraniem na nerwach trenerowi, niż walczeniu o wynik. Za „karę”, że nie wyszedł w pierwszym w składzie. Teraz jego pozycja w reprezentacji także okazuje się słaba jak nigdy. W eliminacjach od dawna się nie przełamał, nie potrafił pokonać nawet bramkarza Gruzji. W ten weekend strzelił w końcu z Australią, ale to tylko towarzyska gra. 15 goli w 60 występach na pewno nie powala na łopatki. Nic dziwnego więc, iż coraz głośniej zgłasza się do pierwszego składu Giroud, strzelec dwóch goli z Australijczykami. Jak komentuje to gracz Realu? – Giroud to dobry piłkarz, a ja nie mam etatu na wyjściowy skład. Ludzie rozliczają mnie z goli, bo mam dziewiątkę na plecach. Ale nie mam na myśli tylko strzelania, chcę zrobić co tylko mogę, by mój zespół wygrał.
I tutaj jest pies pogrzebany. Widzicie sprzeczności? Brak konsekwencji w wypowiedziach? W przypadku Di Marii mówił, że jego zadanie to strzelanie bramek i niech z tego go oceniają. W przypadku Girouda, na odwrót. Dostosowywanie swojej wypowiedzi do sytuacji, nawet jeśli ostatecznie będą się one wzajemnie wykluczać. Tak mówi ktoś przyzwyczajony do szukania wymówek.