Jeśli długo błądzisz po pustyni, z odwodnienia zaczynasz dostrzegać fatamorgany. Stos kamieni nagle przypomina sześciopak piwa. Na horyzoncie majaczy hotel z basenem, który z bliska okazuje się kolejną wydmą. Polski kibic od lat błąka się po futbolowej Saharze, spragniony sukcesów, wyczerpany z ich braku tak, że aż rzuca się to na umysł. Tak samo my, bez względu na brak jakichkolwiek sensownych przesłanek, wmawialiśmy sobie, że oto wreszcie pojawił się zespół z potencjałem. Bo trio z Dortmundu, bo gracze w przyzwoitych klubach, bo wreszcie zawodnik dużego formatu. Ale problem choćby z zawodnikami BVB jest taki, że ani jeden nie gra na pozycji kluczowej dla celów, jakie stoją przed naszą kadrą.
Pewien angielski analityk postanowił sprawdzić, które atuty są najważniejsze dla utrzymania w Premier League. Czy ofensywna, odważna gra bez kompleksów, czy też chowanie się za podwójną gardą. Przeanalizował wyniki z ostatnich dziesięciu lat. Co się okazało? Przypomnijmy sobie Blackpool. Grali fajnie, sporo strzelali, byli na ustach wszystkich. Ale ostatecznie i tak spadli. Drużyny, o których nikt już nie pamięta, a które miały podobne możliwości kadrowe, zrealizowały plan zajęcia miejsca tuż nad strefą spadkową. „Tangerines”, powszechnie szanowani przez ekspertów i kibiców, wylecieli z ligi. Diagnoza dotyczy właśnie takich przypadków: gdy walczysz o utrzymanie, o miejsca 13-14, nieporównywalnie ważniejsze jest nie dać sobie strzelić gola, niż na bramki skutecznie polować. Ekipy ze słabym atakiem i niezłą defensywą mają spore szanse na sukces, natomiast te z niezłą ofensywą, ale słabą obroną, będą głównym kandydatem do spadku. Może nie w mediach, bo znajdzie się wielu doceniających ich za styl gry. Za brak boiskowej bojaźni, za jaja. Ale fakty są nieubłagane.
Polska też walczy o utrzymanie. Jej celem było znaleźć się w najlepszej trzynastce na kontynencie. Jasne, nie było szans na czołówkę, ale to wspomniane 13-14 miejsce wydawało się w zasięgu. Przecież mieliśmy trzech piłkarzy w finale Ligi Mistrzów. Wielu gra w niezłych klubach, mamy dobrego bramkarza. Dlaczego miało się nie udać? Otóż dlatego, że futbol to gra bezlitosna dla ekip, które nie są pewne na tyłach. A dla odmiany samym murowaniem bramki można wiele ugrać, co właśnie udowadnia Grecja, która strzeliła prawie dwa razy mniej goli niż nasi, a za chwilę powalczy w barażach.
Już przed Euro pompowanie balonika opierało się o argument, że Smuda ma pod rozkazami kilku piłkarzy o klasie, o jakiej tylko mogli pomarzyć jego poprzednicy. Jednak większej bzdury nie było od czasów, gdy Wawrzyniaka „kupował” Juventus. Engel miał kapitana Schalke, jednego z najlepszych obrońców Bundesligi. Obok niego był Jacek Bąk z Olympique Lyon. A jeszcze Kłos, Hajto, Głowacki, Zielińśki. Każdy z nich dziś wyprowadzałby jedenastkę jako lider defensywy. Lewa strona? Rząsa właśnie wygrywał Puchar UEFA z Feyenoordem, a u Engela łapał się góra na ławkę. Janas i Beenhakker? Dariusz Ł»uraw, choć za ich rządów zagrał 150 meczów dla Hannoveru 96, ledwie raz wystąpił w reprezentacji. To o czymś świadczy, bo dziś Fornalik pewnie chętnie oddałby małego palca u ręki za takiego zawodnika. Poza tym obrona była zgrana, Bąk i Ł»ewłakow grali ze sobą regularnie, po bokach też mieli piłkarzy, których znali doskonale. U Fornalika rotacja przewyższa tą w drzwiach obrotowych na wejściu do Złotych Tarasów.
Lewandowski? Dajcie mi zamiast niego Wałdocha. Za Błaszczykowskiego Bąka. Wtedy Biało-Czerwoni mieliby większe szanse na sukces. Przy celach, jakie stoją przed Polską, ważniejsza jest para stoperów, niż dobry prawy pomocnik i napastnik. Może licząc samo uznanie, łączną renomę piłkarzy, wyglądaliśmy dla niektórych na mocnych. Ale nie jeśli chodzi o atuty, które przybliżyłyby do wykonania planu, jaki przed nami stał. Tutaj byliśmy przygotowani jak ktoś, kto próbuje odkręcić śrubę młotkiem. Podjarał się świetnym zestawem śrubokrętów, ale problem w tym, że miał za zadanie kopać rów.
Słyszeliście pewnie milion razy, że dobrą drużynę buduje się od tyłu. Ale to nie frazes, a czysta prawda, potwierdzona w wynikach, liczbach, statystykach. O czym właśnie przekonujemy się, kolejny już raz. Mamy fatalnie skonstruowaną ekipę. Dlatego mimo, że są w reprezentacji znane w całej Europie nazwiska, to najgorsza kadra od lat. I wątpliwe by miało się to zmienić, bo jakoś nie widać na horyzoncie gości, którzy od jutra będą mogli wejść do pierwszej jedenastki i ustawić tyły. Zadanie domowe: znajdź jeden zespół na kontynencie, który ma tak beznadziejne zasieki, a zarazem tak wybujałe ambicje. A jeśli w futbolu obrona jest twoją pięta achillesową, to tak jakby w koszykówce twoją jedyną wadą był drobny, nic nie znaczący szczegół: brak ręki.
LESZEK MILEWSKI
Fot. FotoPyk