Wszyscy jesteśmy ponoć tacy „typowo polscy”. Ta nasza paskudna mentalność – byle skopać. Niektórzy sugerują, że polski kibic, a polski dziennikarz szczególnie czeka (i liczy!) wyłącznie na porażkę, bo przecież nie zwycięstwo, tylko czyjeś nieudacznictwo, wpadka to powód do dzikiej satysfakcji. Ot, taki Fornalik, cytowany przez nas wczoraj, stawia pytanie czy jest drugi kraj na świecie, w którym kadra wciąż ma szansę, a nie otrzymuje wsparcia. Mam nadzieję, że to w jego wykonaniu tylko niezbyt udany chwyt retoryczny, że szanowny selekcjoner ma jednak na tyle rozeznania, żeby wiedzieć, jakie piekiełko rozgrywało się nieraz we Francji albo w Anglii. A pewnie i w dziesiątkach krajów, o których sytuacji nikt nam nie donosił.
Fornalik ma za złe, że ciemny lud (ok, on sam tak tego nie ujął) podzielił skórę na niedźwiedziu. Ł»e w ludzie tym już od dawna nie ma wiary. Taki Engel, na ten przykład, w wywiadzie dla katowickiego „Sportu” utrzymuje, że ta ślepa wiara do samego końca to PRZEJAW PATRIOTYZMU. Nie głupoty albo lżej – kibicowskiej naiwności, tylko patriotyzmu. Kibic musi wierzyć. Skoro jest kibicem, to jego zasranym obowiązkiem wierzyć i dopingować, można by powiedzieć. Jasne, powinien kierować się rozumem, ale tylko w jeden ściśle określony sposób – licząc, że piłka jest nieprzewidywalna, że wszystko w niej możliwe i że nas też kiedyś może spotkać sukces, wbrew logicznym przesłankom pojawiającym się na każdym kroku.
Michał Kołodziejczyk w „Rzeczpospolitej” piszę, że każda z poprzednich reprezentacji Polski miała swój czas miłości. Prawda. Każda z nich, włącznie z tą obecną, miała też czas zaufania i nadziei na to, że będzie lepsza niż poprzednia, nawet jeśli na pierwszy rzut oka niczym się od niej nie różniła, poza osobą trenera.
Sami piłkarze zachowują się tak jakby mieli za złe, to znaczy – oni na sto procent mają za złe, że w awans na mistrzostwa świata wierzą (albo przynajmniej tak mówią, bo inaczej nie wypada) tylko oni. – Kto ma wierzyć, że te mecze są do wygrania, jeśli nie sami piłkarze? – pytają retorycznie, ledwie wczoraj takie zdanie padło z ust Kamila Glika. Piłkarze, jak to piłkarze, chcieliby być uwielbiani, bez względu na to czy dają ku temu powody. Adrian Mierzejewski w „Przeglądzie Sportowym” przytacza historię, jak to w Turcji po meczu z Sivassporem pisano o nim jako o polskim królu, jak kibice w Turcji piłkarzom się kłaniają. Bo tam piłkarz to przecież jest pan piłkarz. Gdy kibic spotka takiego na ulicy, to ten dzień jest dla niego świętem. Niby mówi, że nie oczekuje tego w Polsce…
… aczkolwiek – jakby to ujął kapitan Błaszczykowski.
Na pytanie „czy polski piłkarz zasługuje na pokłony i czerwony dywan?”, niech każdy sam sobie odpowie, bo póki co chciałbym zadać inne. Mianowicie: czy jest naprawdę tak tragicznie? Jaka to niesamowita krzywda dzieje się naszym reprezentantom? Czym są tak bardzo uciśnieni? Mamy kilkadziesiąt godzin do meczu z Ukrainą, spójrzmy…
W prasie zasłużone peany nad Borucem. „Boruc znów ma dziesięć rąk” – świetna okładka dzisiejszego Przeglądu. Jeden z reporterów TVP zachwyca się podczas wywiadu. – Oni się boją tak naprawdę twoich interwencji, twojej formy, bo prezentujesz znakomitą formę w lidze angielskiej. Mają cię pod nosem, więc cię obserwują, potrafią cię ocenić. Doceń to trochę, no, chwalą cię, Artur, no chwalą, ciebie! – pieje. W Super Expressie zawołanie: „Artur, broń w Charkowie jak w Anglii!”. Dalej – teksty w jakiej to obiecującej formie jest ostatnio Peszko, sympatyczne sylwetki Mariusza „jak wino, im starszy, tym lepszy” Lewandowskiego. Nikt nie wytyka niczego Robertowi. Wszędzie wypowiadają się zawodnicy – oczywiście pełni wiary. Nikt nie neguje tego, co mówią, po prostu przedstawiają swoje zdanie, nieważne czy mądre, czy głupie. Ich przekaz idzie do czytelnika. Jerzy Engel w Sporcie broni kadry jak obrońcy Częstochowy w czasie potopu szwedzkiego, a Jerzy Dudek w FourFourTwo przechodzi samego siebie i ogłasza, że możemy mieć do czynienia z najlepszą reprezentacją od dwóch dekad! – Skąd mój optymizm? Nie licząc ostatniego meczu, z Ukrainą zazwyczaj dobrze nam się grało w poprzednich latach. Doskonale pamiętam wyjazd tam za czasów Jerzego Engela, kiedy byliśmy skazywani na pożarcie, a wygraliśmy 3:1 i od tego momentu zaczęła się dobra passa naszej drużyny. A na Wembley w ostatniej kolejce już wszystko może się wydarzyć – mówi.
No pewnie, wszystko może się wydarzyć. Wiecie, co się wydarza zwykle.
Ale mniejsza o to. Do czego zmierzam? Po prostu chciałbym wiedzieć, gdzie nasi reprezentanci, włącznie z selekcjonerem, widzą całą tę niesprawiedliwość? Jakieś ciosy poniżej pasa? Cały naród brutalnie jedzie z kadrą Fornalika? No, wątpliwe. Jasne, że pojawiają się teksty krytyczne i równie niepochlebne opinie dziennikarzy i tzw. ekspertów. Jasne, za chwilę pojawią się też w komentarzach głosy: „a bo wy na tym Weszło napisaliście to, a dzień wcześniej tamto…”. Olać. Ja pytam: jaki jest ogólny trend? Naprawdę jest tak tragicznie? Bo dziwnie wydaje mi się, że cała ta niesamowita i niesprawiedliwa jazda z kadrą sprowadza się do stwierdzenia faktów:
– że do tej pory w grupie wykonaliśmy wyłącznie plan minimum. Albo nawet nie to…
– że ciągle nie wygraliśmy w eliminachach niczego „extra”
– reprezentacja wciąż wygląda jak plac budowy: chociażby w obronie
– niewiele udało się dotąd wypracować, ciągle trwa żonglerka nazwiskami
– mamy fatalny terminarz i najtrudniejszych rywali na wyjeździe
– szanse wobec tego zdają się być iluzoryczne.
Nie da się uciec od dyskusji i ocen, kiedy sytuacja jest jaka jest i rywale również. Tu nie chodzi o silenie się na złośliwość. O uwypuklanie złego, kiedy wokół dzieje się tyle dobrego, bo wcale się nie dzieje. To o czym najczęściej mówi dziś Polak – kibic, dziennikarz i co wpływa na jego pojmowanie kadry, to są właśnie fakty, z którymi trudno dyskutować, z których płynie prosty wniosek: pewnie, w piłce wszystko jest możliwe, ale patrząc na okoliczności i to co już za nami, najbardziej możliwe jednak to, że znów będziemy zbierać zęby z ziemi, zamiast prężyć muskuły po wygranej. To jakieś przestępstwo – widzieć, że czarne jest czarne, a białe jest białe, czy jednak wypada być bezmyślnie patriotą, jak zdaje się sugerować Engel?
PAWEŁ MUZYKA
Fot. FotoPyk