Nie ma chyba drugiego klubu w Polsce, który w tak dobitny sposób obnażałby problemy i patologie panujące nadal w rodzimej piłce nożnej. Osobliwy mezalians – ŁKS wrzucony do czwartej ligi – zdemaskował jak ciężko o normalność, gdy kibice chcą normalnie wspierać własny klub. Dwa główne problemy? Fanatyzm u tych dziwaków, którzy chcą oglądać występy swoich ulubieńców podczas meczów wyjazdowych oraz jego bezpośrednia konsekwencja – strach przed rozgrywaniem spotkań.
Najpierw były walkowery, by horda wikingów przypadkiem nie zawitała do którejś z okolicznych miejscowości. Jedna z drużyn przed meczem z ŁKS-em wycofała się nawet z rozgrywek, by po meczu… z powrotem do nich dołączyć. Następnie próba rozegrania spotkania w Łodzi, bez udziału kibiców, na stadionie Startu – zakończona potężnymi obsuwami, gdy trzeba było wyczyścić z boiska szkło. W końcu wyłamała się Pilica Przedbórz, która nie dość, że zorganizowała mecz, to jeszcze przeznaczyła dla fanów ŁKS-u ponad dwieście wejściówek. Kibice przyjechali w nadprogramowej liczbie, odpalili pirotechnikę i… tyle. Nikogo nie zjedzono, nikogo nie zgwałcono, co więcej – w Przedborzu działacze i miejscowi decydenci przyznali, że gdyby tylko mogli zorganizować kolejne spotkanie – już drukowaliby partię biletów. 

ŁZPN mimo to nagrodził oprawę kibiców ŁKS-u specjalnym upominkiem w postaci zakazu wyjazdowego do końca rundy. I tu zaczynają się prawdziwe jaja. Boiska czwartej ligi nie są bowiem widoczne jedynie z trybun, ale również z okolicznych pól, łąk, ulic, ścieżek i wszystkiego, co wokół siatki okalającej „teren” stadionu. Kibice ŁKS-u uznali więc, że i tak będą podróżować za swoim klubem, dopingując go podczas legalnych manifestacji tuż obok miejsca rozgrywania meczu. Oddajmy im głos:


Psy szczekają, helikopter przelatuje nad zaoranym polem, armatka wodna koczuje pośrodku malutkiego rynku, setki uzbrojonych po zęby policjantów strzegą jak niepodległości miejscowego klepowiska nazywanego umownie stadionem piłkarskim. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż nadchodzi apokalipsa… Przy takiej otoczce kibice czwartoligowego ŁKS-u wyruszają w tour de województwo łódzkie, aby dopuścić się jakże haniebnego aktu dopingowania swojego ukochanego klubu. Wieś przestała być spokojna, wieś przestała być wesoła. Spektakl pt. „Kartoflana wojna” czas zacząć. Bawcie się dobrze! Przecież to wy za to płacicie… I to niemało. Koszt zbudowania przedmeczowej linii Maginota oddzielającej miejsce rozgrywania zawodów od kibiców śmiało można liczyć w setkach tysięcy złotych.



Kibice raczej nie narzekaliby, gdyby ich grupy były eskortowane przez setki policjantów, helikoptery, radiowozy i inne zdobycze rodzimej kryminalistyki, lecz okazuje się, że wszystkie siły rzucone do zabezpieczenia zgromadzenia nie służą bezpiecznemu doprowadzeniu fanatyków na miejsce, ale… uniemożliwienia demonstracji. Stowarzyszenie Kibiców ŁKS przytacza w swoim oświadczeniu ustęp 1. artykułu 52. Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej: „Każdemu zapewnia się wolność poruszania się po terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz wyboru miejsca zamieszkania i pobytu” i wysnuwa smutny wniosek: ktoś chce im zabrać ich konstytucyjne prawo, de facto spychając do roli obywatela drugiej kategorii. 


- Nic nowego – krzykną zapewne kibice z całej Polski, którzy niejednokrotnie mierzyli się z podobnymi problemami. Zakaz sprzedaży biletów dla osób spoza województwa, będący w gruncie rzeczy dyskryminacją ze względu na miejsce zamieszkania, utrudnianie swobodnego przemieszczania się po kraju, ba, czasem nawet po mieście, wreszcie irracjonalne i nieuzasadnione przetrzymywanie godzinami przed stadionem, albo w szczerym polu, w środku trasy. To wszystko dla kibiców nie nowość, a normalność, tylko… No właśnie. Czy to zdrowa sytuacja, gdy tak patologiczne zachowania stanowią dla kogokolwiek normalność, codzienność, chleb powszedni?



Pewnie nie poruszylibyśmy tego tematu, gdyby nie jeszcze jeden niuans zdradzony przez Stowarzyszenie Kibiców ŁKS-u. Niuans, który pewnie przeszedłby bez echa jako… kolejna chora „normalność”? Jeśli pamięć nas nie myli – we środę Łodzią zatrzęsła informacja – w ŁZPN-ie losowano Puchar Polski, ŁKS trafił na rezerwy Widzewa. Euforia trwała do wieczora, kibice, piłkarze, a nawet działacze cieszyli się z nadchodzących „małych derbów”, a news o wyniku losowania powieliła m.in. strona Stowarzyszenia Kibiców ŁKS-u. Dzień później okazało się, że losowanie… przeniesiono na piątek. 


ŁKS trafił Ner Poddębice, Widzew II – Orła Parzęczew. Komentarz kibiców (przypomnijmy, Stowarzyszenie Kibiców posiada swoich reprezentantów w zarządzie reaktywowanego klubu)? 


 Ostatnio jednak Panowie z ŁZPN przeszli samych siebie. Jaki trzeba mieć tupet, aby zorganizować losowanie okręgowego Pucharu Polski, a następnie… udać że takowe nie miało miejsca? Tak, takie rzeczy dzieją się naprawdę. Na przykład wtedy kiedy ŁKS trafia na rezerwy Widzewa, a za godzinę okazuje się, iżâ€¦ będziemy losować jeszcze raz. Problem z głowy.



Poważne zarzuty w tak niepoważnej lidze. Czekamy na rozwój wydarzeń…
Fot. FotoPyk