Zapraszamy na poniedziałkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.
FAKT
Leśnodorski – marzy mu się wielka Legia.
Oczywiście ITI w dalszym ciągu finansuje jedynie piłkarzy, ale szef Legii ma zupełnie inne podejście do pozostałych sekcji. – Marzy mi się sytuacja taka jak w Barcelonie, gdzie są niezwykle silne drużyny chociażby w piłce ręcznej czy koszykówce. Trzeba dążyć do tego, żeby w Warszawie było podobnie – mówi Leśnodorski. Od razu po objęciu stanowiska prezes stołecznego klubu zaczął się pojawiać w roli kibica na meczach koszykarzy. Wzbudziło to zainteresowanie mediów i pomogło w zdobyciu sponsora, który łoży środki na utrzymanie zespołu grającego obecnie w II lidze. Za prowadzenie koszykarskiego zespołu odpowiada na co dzień stowarzyszenie Zieloni Kanonierzy, założone przez grupę kibiców. Przez kilka lat własnymi siłami wyciągali sekcję z kłopotów, teraz w końcu mogą liczyć na pomoc. Niedawno prezes Leśnodorski miał również wielki udział przy utworzeniu drużyny rugbystów. Załatwił zawodnikom stroje meczowe firmy Adidas i zapewnił pomoc przy organizacji meczów wyjazdowych. Dzięki jego decyzji w klubowym sklepie pojawią się wkrótce gadżety związane z zespołem rugby. – Trzeba było pomóc tym chłopakom, to bardzo sensowni ludzie, którzy fajnie się zorganizowali – tłumaczy prezes Legii.
Paixao skuteczny, jak Ronaldo.
Niesamowity start napastnika Śląska! Marco Paixao (29 l.) na początku października jest najskuteczniejszym Portugalczykiem w Europie. Wraz z Cristiano Ronaldo i Danny’m (30 l.) strzelił dwanaście goli. – Jaki mam cel? Chcę utrzymać się w tej elicie do końca sezonu – zapewnia nas Paixao. Portugalczyk ze Śląska na zdobycie dwunastu bramek potrzebował siedemnastu meczów. Supersnajper Stanislava Levego (55 l.) jest największym odkryciem tego sezonu ekstraklasy, a dzięki świetnej skuteczności stoi w jednym rzędzie z gwiazdą Realu Madryt. – Ronaldo to najlepszy piłkarz świata. Zdaję sobie sprawę z tego, że on gra na zdecydowanie wyższym poziomie niż ja, ale chcę strzelać równie często, co Cristiano – mówi nam napastnik Śląska. We Wrocławiu Marco Paixao nie może w spokoju spacerować po Rynku. Portugalczyk budzi ogromne zainteresowanie kibiców, którzy na każdym kroku proszą o zdjęcie z idolem. Jak się okazuje, także na Półwyspie Iberyjskim piłkarz pochodzący z Sesimbry jest coraz bardziej popularny. – Po meczach w Lidze Europy stałem się rozpoznawalnym piłkarzem w moim kraju. Dziś dużo więcej ludzi wie, kim jest Marco Paixao – kończy Portugalczyk.
Dudek: Nie martwmy się o Błaszczykowskiego.
W najbliższych dniach coraz mocniej będziemy odczuwać wzrost adrenaliny związany z meczami kadry o być albo nie być na brazylijskim mundialu. Wiele osób martwi się dzisiaj o formę kapitana reprezentacji, Kuby Błaszczykowskiego, a ja uważam, że jego obecna sytuacja w klubie może nam tylko pomóc. Kuba będzie bowiem głodny gry i za wszelką cenę spróbuje udowodnić, że nie akceptuje porażki, nie pozwala na skreślanie jego osoby zbyt wcześnie. To typ wojownika, wielokrotnie pokazał to w meczach reprezentacji próbując w pojedynkę podrywać ją do walki, kiedy nadchodził trudny moment. Myślę, że w kwestiach mentalnych niewiele się u niego zmienia od lat, natomiast czysto sportowo też nie musimy panikować. To że Kuba wchodzi z ławki rezerwowych w Dortmundzie, nie oznacza wcale, że jest w słabszej formie. Błaszczykowski jest dla drużyny narodowej kimś niezbędnym, jej kluczowym ogniwem. W meczach z Ukrainą i Anglią będzie miał jeden atut – mniej minut w nogach wybieganych w barwach Borussii, co może być zbawienne dla zespołu Fornalika. Wcześniej wielokrotnie szarpał, do utraty tchu, biegał, walczył i w końcówkach gasł, teraz, być może, zachowa siły do końca w obu meczach.
RZECZPOSPOLITA
Została wiara w cud.
Fornalik powtarza: „Ta drużyna ma przyszłość, idziemy w dobrym kierunku”. Nikt mu jednak nie wierzy i trener nie dostanie więcej czasu. Fornalik nie ma szans na przedłużenie kontraktu, jeśli przegra eliminacje, a żeby było inaczej, poza zwycięstwem nad Ukrainą trzeba jeszcze pierwszy raz w historii wygrać na Wembley z Anglią. Dzisiaj do 13.30 piłkarze mają pojawić się w warszawskim hotelu Hyatt. Kadra wróciła do stolicy, chociaż do tej pory Fornalik chwalił sobie pobyt w ustronnych miejscach – np. w Warce. Boisko treningowe tamtego ośrodka nie ma jednak sztucznego oświetlenia, dlatego kadra trenować będzie na stadionie Polonii. Zmian jest jednak więcej. Drużynę, której siłą miała być młodość, w chwili prawdy wzmacniają zawodnicy mający dodać jej charakteru. Oficjalnie nikt tego nie powie, ale Marcin Wasilewski i Mariusz Lewandowski przyjeżdżają na zgrupowanie głównie po to, żeby zbudować atmosferę w szatni. Są z tego pokolenia, które może grało brzydko, ale potrafiło zostawić na boisku krew, pot i łzy. Młodzi mają większy talent, ale nie da się o nich powiedzieć, że są zgraną paczką. – My się nie mogliśmy doczekać zgrupowań, trener Jerzy Engel robił swoje podczas treningów, ale my o sposobie gry rozmawialiśmy godzinami, nawet przez telefon. Obecnej drużynie tego chyba brakuje najbardziej – mówi Tomasz Kłos, były reprezentant Polski.
GAZETA WYBORCZA
Barcelona nie rozliczyła się z organizatorem meczu z Lechią Gdańsk.
Sporna kwota to ponad milion złotych. Na razie strony przerzucają się argumentami w mailach i rozmowach telefonicznych, dziś mają się spotkać na negocjacjach w Barcelonie. Jeśli do porozumienia nie dojdzie, sprawa może się skończyć nawet przed sądem. Spór Barcelony i firmy Polish Sport Promotion, organizatora lipcowego towarzyskiego meczu Lechia – Barcelona w Gdańsku, dotyczy rekompensaty za straty spowodowane przeniesieniem spotkania z 20 na 30 lipca. Na osiągnięcie porozumienia czekają m.in. ci, którzy po odwołaniu meczu w pierwszym terminie oddali bilety, a do dziś nie doczekali się zwrotu pieniędzy i tracą już cierpliwość. Kataloński klub nie zaprzecza, że między stronami są rozbieżności. „Jesteśmy w kontakcie z promotorem meczu, by sprecyzować wysokość rekompensaty za odwołanie spotkania z powodu poważnej choroby naszego ówczesnego trenera Tito Vilanovy. Chcemy zamknąć tę sprawę szybko” – napisała FC Barcelona w oficjalnym komunikacie przesłanym w odpowiedzi na pytanie „Sport.pl Ekstra”. Do meczu w pierwszym terminie nie doszło, bo w przeddzień spotkania trener Tito Vilanova ogłosił informację o kolejnym nawrocie choroby nowotworowej, który zmusił go do rezygnacji z prowadzenia drużyny. Barcelona odwołała przylot, była nawet początkowo gotowa w ogóle zrezygnować z rozgrywania spotkania, zwrócić pieniądze (za sprowadzenie Barcy z Leo Messim w składzie trzeba klubowi zapłacić ok. 1,5 mln euro) i pokryć koszty odwołania meczu. Ostatecznie stanęło na zmianie terminu, z konieczności – na środek tygodnia. Pierwszy mecz miał się odbyć w sobotę. Bilety zwróciło ok. 9 tys. kibiców, dla których nowy termin nie był dogodny.
Smuda: Jestem nastawiony na sukces.
Dlaczego chciał akurat pana? Mnóstwo u nas trenerów, którzy pojawiają się i znikają, w skrajnych przypadkach znikają wręcz całkiem ze sportu – Maciej Bartoszek po utracie roboty w Bełchatowie następną wziął na wysypisku śmieci. Pan trwa. Teraz znowu to samo – Wisła miała walczyć o utrzymanie, a walczy o puchary. Wytłumaczy mi pan?
– No nie wiem… Jestem nastawiony na sukces, myślę o nim dniami i nocami, ale to chyba wszyscy tak mają.
Wchodzi pan do nowej szatni i co?
– Buduję atmosferę. Entuzjazmu do pracy. Muszę poznać się z każdym piłkarzem i mieć przekonanie, że piłkarz ma przekonanie, że wszystko, co robię, robię dla niego. Zwłaszcza taki gracz, którego trzeba odzyskać dla futbolu. W Krakowie zastałem Boguskiego czy Gargułę, potem przyszedł jeszcze Brożek, wszyscy ich mieli za grających emerytów. Co robić? Po pierwsze, sprawić, że znów będą mieli poczucie własnej wartości. Po drugie, potrzebują zrozumieć, jak bardzo leży w ich interesie wzięcie się do roboty. W życiowym interesie. Nawet jeśli piłkarzowi wygasa kontrakt i wiadomo, że nie zostanie przedłużony, albo prezes nie wypłaca pensji, to warto się męczyć. Tłumaczę wtedy: Lepiej odchodzić w dobrej formie. Jak drużyna z tobą wygrywa, zawsze dostaniesz propozycję. Tym bardziej jeśli będziesz pracował, zamiast iść do sądu po swoje. Wszyscy pomyślą: „Kapitalny chłopak, nie płacili mu, a on dalej zapier…”.
SPORT
Zachara: Rozluźniliśmy się i Pogoń – czego żałujemy – zdobyła honorowego gola.
– Pogoń zepchnęła nas do obrony. Inna rzecz, że klarownych sytuacji praktycznie gospodarze nie stwarzali – powiedział Mateusz Zachara, zawodnik zabrzańskiego Górnika po wygranej nad Pogonią Szczecin 4-1. – Mecz rozpoczął się dla nas idealnie. Szybko zdobyliśmy gola. Powiem więcej – trenujemy takie akcje, a zgranie jest naszym atutem – powiedział Zachara. – Nie ukrywajmy, że Pogoń zepchnęła nas delikatnie do obrony. Inna rzecz, że klarownych sytuacji praktycznie gospodarze nie stwarzali – dodaje napastnik. Mimo wysokiej wygranej – Zachara ma jednak jeden zarzut. – Trzeci gol był kluczowy. Może nie pomyśleliśmy w tym momencie, że już wygraliśmy ten mecz, ale rozluźniliśmy się i Pogoń – czego żałujemy – zdobyła honorowego gola – kończy Zachara.
DZIENNIK POLSKI
Paweł Brożek po meczu z Legią.
Zanim trafił Pan do siatki, miał Pan dwie dobre okazje.
– Przy pierwszej szansie to był taki strzał sytuacyjny. Piłka leciała mi na wysokości biodra. Starałem się uderzyć kolanem, ale nie wyszło. Przy drugiej okazji byłem za linią piłki. Dlatego chciałem uderzać tzw. krzyżakiem, ale też nie wyszło.
Przy bramce widział Pan, że Skaba się kładzie?
– Zawsze staram się patrzeć jak zachowuje się bramkarza. Postanowiłem uderzyć nad nim i cieszę się, że wpadło.
Ciężko przyszło wam zapracować na to zwycięstwo.
– Trzeba przyznać, że z gry Legia była lepszym zespołem. Miała swoje sytuacje, a przede wszystkim dłużej utrzymywała się przy piłce. My mieliśmy z tym problem, bo po dwóch, trzech podaniach traciliśmy piłkę.
Jakości w waszym zespole nie ma takiej, jak jeszcze kilka lat temu, ale widać, że staracie się to nadrabiać zaangażowaniem.
– Każdy z nas zdawał sobie sprawę z tego, że gramy z mistrzem Polski. Myślę, że to było widać na boisku. Oczywiście krok po kroku Wisła będzie coraz mocniejsza, zwłaszcza jeśli wzmocnimy się w zimie. Na razie jednak jeśli brakuje czasami trochę umiejętności, to trzeba nadrabiać zaangażowaniem, walką. Tak było w tym meczu.
SUPER EXPRESS
Jan Tomaszewski: Dobrze, że Legia nie weszła do Ligi Mistrzów.
Rzeźniczak ostatnio jest w formie, ale Legia w pucharach rozczarowuje…
– Narażę się kibicom Legii, ale powiem tak: dobrze, że nie weszli do Ligi Mistrzów. Bo na to za wcześnie. Niech się otrzaskają w Lidze Europejskiej. Legia ma zdolnych chłopców, tyle że oni trochę muszą przegrać, zanim coś wygrają. Za rok będziemy już mieli prawo wymagać, aby powalczyli o Champions League. To samo z kadrą. Za 2 lata będziemy z niej dumni, bo talenty są.
A jak pan ocenia atmosferę w reprezentacji? Liderzy z Dortmundu nie przepadają za sobą…
– To nie ma znaczenia. Ja na treningach Legii nienawidziłem Kazia Deyny, który dziesięcioma strzałami wbijał mi jedenaście goli, bo jeszcze siatkę założył. Ale potem kochałem go, gdy w trakcie meczów, czy to w klubie, czy w kadrze, grał w tak wspaniały sposób.
A co pan sądzi o innym koledze z boiska, Grzegorzu Lacie?
– Oczy wydrapałbym każdemu, kto powiedziałby złe słowo na Latę jako piłkarza, bo dawał mi komfort – zawsze coś strzelił. Natomiast co do prezesury w PZPN… To zupełnie inna historia.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Hubert Małowiejski odpiera zarzuty o słabe rozpracowanie reprezentacji Ukrainy.
Przewidując jedenastkę Ukrainy na marcowy mecz z Polską, ile błędów pan popełnił?
Skład, który podałem zawodnikom, nie zgadzał się na jednej pozycji. Zresztą prawidłowe podanie pierwszej jedenastki nie jest sprawą aż tak istotną. Po naszym meczu z Ukrainą rozmawiałem z człowiekiem z ich sztabu odpowiedzialnym za rozpracowanie rywali. Powiedział, że pierwszą połowę odprawy poświęcili naszej trójce z Dortmundu, a drugą Obraniakowi, który przecież nie wyszedł na boisko w podstawowym składzie. Czy to oznacza, że i oni mocno się pomylili rozpracowując nasz zespół? Za każdym razem przekazujemy zawodnikom informacje o wszystkich powołanych piłkarzach, nawet tych, którzy wiemy, że raczej nie zagrają. Jakiego składu trener rywali by nie wystawił, to jest on przez nas rozpracowany. W tych czasach dysponujemy takimi narzędziami, że gdybym się pomylił, to naprawdę musiałbym być albo nierobem, albo człowiekiem, który nie potrafi obsługiwać systemu. A ja ani jednym ani drugim nie jestem.
Fornalik błądzi w obronie.
Od początku swojej pracy z kadrą, czyli sierpnia 2012 roku (0:1 z Estonią), Fornalik miał ogromne kłopoty z doborem środkowych obrońców. Zaczął parą Marcin Wasilewski – Damien Perquis. Po czternastu miesiącach gra Glikiem i Łukaszem Szukałą, których wystawił na mecz z Czarnogórą (1:1) i też nie nabrał stuprocentowej pewności na temat współpracy tej dwójki. Z premedytacją pomijamy ostatnie spotkanie z San Marino (5:1), bo na outsiderze europejskiej piłki, podobnie jak w meczach towarzyskich, selekcjoner eksperymentował zamiast scalać, co samo w sobie nasuwa pytanie: czy słusznie? Początek eliminacji to dość jasno określony trzon defensywny przez trenera. W czterech spotkaniach rozpoczynających drogę do brazylijskiego mundialu stawiał na duet Wasilewski – Glik. Dopiero po porażce z Ukrainą (1:3) nastąpił wstrząs i jednocześnie nerwowe poszukiwanie. Z podstawowego składu, a po pierwszym spotkaniu z San Marino (5:0) w ogóle z kadry wypadł Wasilewski. Mimo kilkumiesięcznej nieobecności „Wasyl” wciąż jest zawodnikiem najczęściej grającym obok Glika – jedynego środkowego z mocną pozycją u selekcjonera. To pokazuje skalę problemu, z jakim boryka się Fornalik. Krystalizuje też zarzut po jego adresem – trenerowi brakuje zdecydowania, mocnej decyzji i konsekwencji. Zaczęło się błądzenie.
Jak kupić piłkarza do ekstraklasy?
Latem do polskiej ligi trafiło kilku piłkarzy, którzy z miejsca stali się ważnymi postaciami swoich drużyn – Daisuke Matsui w Lechii, Eduards ViŁ¡nakovs w Widzewie, Henrik Ojamaa i Dossa Junior w Legii czy Marco Paixao w Śląsku. Warto przyjrzeć się kulisom ich sprowadzenia, bo trudno nie odnieść wrażenia, że transferami w Polsce w głównej mierze wciąż. – On codziennie rozpoczyna dzień od przeglądu prasy. Czyta, kim interesują się konkurenci, a potem chwyta za telefon i przebija oferty, nawet dwukrotnie – tak kilka lat temu żalili się w Lechu Poznań na szpiegowską aktywność ówczesnego właściciela Polonii Warszawa Józefa Wojciechowskiego. Najlepszy przykład to Artur Sobiech, który był już w samochodzie jadącym do Poznania, gdzie miał ustalać szczegóły kontraktu, ale sprawa dostała się do mediów i nastąpił szybki kontratak Czarnych Koszul. – Proponują 600 tys. euro? OK, ja daję milion – przebił Wojciechowski i to on pozyskał gracza Ruchu Chorzów, na dokładkę biorąc też Macieja Sadloka. Nie ma już w polskiej piłce Wojciechowskiego, ale szpiegowanie planów transferowych rywali nadal obowiązuje. – Henrik Ojamaa? Zaufaliśmy skautom Lecha – przyznał niedawno w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” prezes Legii Warszawa Bogusław Leśnodorski. Ktoś mógł pomyśleć, że powiedział to ironicznie, ale to była tylko prawda.