Tottenham… Who? No właśnie, o czym my mówimy, a raczej o kim? O ekipie, która miała nawet mistrzowskie aspiracje, leciała na pewniaka na Ligę Mistrzów, a nagle… nagle skończył się limit szczęścia. Najbardziej prestiżowy mecz rozgrywek, White Hart Lane, miejsce gdzie nie dali się Chelsea, ale dali się sponiewierać West Hamowi. Rozsmarować, pobić, stłamsić. 0:3 mimo wszystko sensacją kolejki w Premier League.
Piszemy „mimo”, bo „Koguty” kadrowo wyglądają świetnie, nawet jeśli mieli chwilami więcej szczęścia niż rozumu. Dyskusyjna jedenastka z Crystal Palace, potem karny z kapelusza ze Swansea, gol w doliczonym czasie gry z Cardiff. Punktów przybywało, ale styl nie porywał, nie pozwalał spać wszystkim kibicom z WHL spokojnie. Teraz zrobi się jeszcze bardziej nerwowo, jeśli ich defensywę rozszarpał Ravel Morrison, gość godny statusu największego enfant-terrible całych rozgrywek. Wiecznie nieskupiony na piłce, obrażalski, olewający treningi, ale dziś spokojnie wyprowadzający z partnerami kolejne ciosy. Niczym Kliczko z Powietkinem.
Zacytujemy tutaj legendarne „fajnie” Kazka Węgrzyna. Fajnie wyglądały „Młoty”, zespół budzący swego rodzaju sympatię przez fanatycznych kibiców, interesującą historię i marzenia o aktualnej wielkości. Nawet jeśli aktualnie największym sukcesem dla nich jest ogranie największego rywala zza miedzy, czeka ich duży spokój, bo rewanż na Upton Park dopiero za parę miesięcy.
Lekki, choć mniejszy wstrząs przeżyli kibice Arsenalu, którzy powoli zaczynali przyzwyczajać się do orania wszystkich jak leci, prawie jak za czasów z Henry`m i Bergkampem w składzie. Wszystko co dobre, zawsze się kończy. 1:1 z WBA to i tak wynik korzystny, bo – po pierwsze:
a) Wilshere zamknął usta krytykom, zdobył gola po 58 meczach przerwy i po ostatniej aferze z paleniem papierosów, o której pisał każdy brukowiec
b) Nicolas Anelka z dawnego sentymentu do „Kanonierów” nie chciał im robić krzywdy i w dwóch znakomitych sytuacjach nie trafił do siatki.
Niemniej, nadal jest nieźle, „Kanonierzy” liderem tabeli, a za nimi Liverpool. Ktoś by przewidział, że te oba zespoły mogą być tak wysoko po więcej niż… jednej czy dwóch kolejkach? Piękna sprawa dla angielskiej piłki, bo legendarne zespoły znów dają swoim fanom radość, na którą zasługują. Pytanie tylko, jak długo to potrwa.
Ale to samo myślą sobie w Southampton. „Święci” są na czwartym miejscu w lidze, ograli 2:0 Swansea i nie stracili bramki… 4 mecz z rzędu (duży sukces Boruca), co udało im się pierwszy raz od 2003 roku. To nie jest kolejka cudów, to jak na razie sezon niespodzianek, w którym na logikę nie idzie nawet postawić żadnego typu.