Wskazówka dla Roberta Lewandowskiego: trzy razy przemyśl swój ewentualny transfer do innego klubu. Poza Borussią możesz być nikim. Pójść w ślady Kagawy, Sahina i innych kolegów, którzy błyszczeli pod wodzą Jurgena Kloppa, a po przeprowadzce z Dortmundu zaliczyli totalny zjazd. Nie odnaleźli się w nowym otoczeniu. Nie ma Kloppa, nie ma formy. Przypadek? A może to niemiecki szkoleniowiec czynił z nich piłkarzy lepszych, niż faktycznie byli?
Jasne, że każdą sytuację trzeba rozpatrywać indywidualnie. Ale też wspólny mianownik sam się nasuwa. Dortmund pozbył się w ostatnich latach kilku graczy, ale ci, którzy odchodzili w chwale, w nowej rzeczywistości się nie sprawdzili. Bez względu na ligę – niemiecka, angielska, hiszpańska – ex-gwiazdy BVB nie świeciły swoim prawdziwym blaskiem.
Shinji Kagawa w Bundeslidze był kozakiem. Latem 2012 roku Manchester United zapłacił za niego 12 milionów funtów. Dziś z kolei Japończyk jest najczęściej krytykowanym piłkarzem przez trenera Moyesa. Trapiony ostatnio kontuzjami, nie gra zbyt wiele w Anglii. Moyes powtarza jak mantrę: „Kagawa ma ciągle wiele do poprawy, Kagawa ma ciągle wiele do poprawy”. Pomocnik z kolei odpowiada mu i na boisku i w mediach. W rozegranym niedawno spotkaniu Japonii z Ghaną był najlepszy na murawie. Strzelił jedną z bramek, a jego reprezentacja ograła piłkarzy z Afryki 3:1. Pytany o to, czemu nie występuje w Manchesterze, Kagawa rzucił tylko: – Pytajcie się o to Moyesaa. Fakt, że nie dostaję szansy na grę, jest bardzo frustrujący. Gol w meczu z Ghaną dała mi pewność siebie, którą chce zabrać ze sobą powrotem do Anglii.
Statystyki Kagawy w barwach „Czerwonych Diabłów”? W tamtym sezonie 20 spotkań, 6 bramek, 4 asysty. W tym tylko cztery mecze zakończone zerowym dorobkiem. 45 minut w lidze, 7 minut w Tarczy Wspólnoty, 70 minut w Lidze Mistrzów i 72 minuty w Pucharze Ligi. Japończyk na okrągło mówi o swoim rozczarowaniu. Już latem tego roku plotkowano o jego powrocie do Dortmundu. Teraz z kolei mówi się o zainteresowaniu ze strony Atletico Madryt.
Nurim Sahinem grającym w BVB zachwycał się cały świat. Efekt? Poszedł do Realu Madryt, z którego jednak szybko odszedł z podkulonym ogonem. W Hiszpanii prawie nie powąchał murawy. Zagrał jedynie w czterech spotkaniach, bez gola i asysty. Niewiele lepiej było w Liverpoolu, w barwach którego wystąpił w siedmiu meczach. Strzelił tam jednego gola i miał dwa podania otwierające drogę do bramki. Nic dziwnego więc, że reprezentant Turcji postanowił wrócić do „domu” – do Borussii. I do swojego „ojca” Kloppa, pod okiem którego grał najlepiej w karierze. Sahin do Realu przybył dwa lata temu w letnim oknie transferowym za 9 mln funtów. Już rok później Jose Mourinho przyznawał: „On może odejść. Nie będziemy go zatrzymywać”. Turek przegrał. Raz, z kontuzją kolana. Dwa, z rywalami do miejsca w składzie „Królewskich”. Nawet jak był już zdrowy, to dla Mou był wyborem rozpaczy. Wolał postawić na Alonso, Khedirę, Diarrę, Granero czy Ozila.
Kolejny sprzedany przez Borussię, Mario Goetze, to najdroższy tegoroczny letni zakup bawarskiego „FC Hollywood”. Poszedł za 37 milionów euro. Miał być dopełnieniem idealnego składu, ostatnim asem w talii kart Pepa Guardioli. Miało być tak pięknie, a jest marniutko. W Bayernie Goetze na razie więcej się leczy niż drybluje, a jak już jest zdrowy, to grywa ogony. Tak jak Kagawa, na każdym kroku powtarza swoje „rozczarowanie”. No bo jak to tak? „Złote dziecko niemieckiej piłki”, „niemiecki Messi” ma siedzieć na ławce lub trybunach? W tym sezonie wystąpił tylko w dwóch spotkaniach, 123 minuty był na boisku. Bez gola i asyst. Jeszcze trochę i Goetze zacznie żałować swojej przeprowadzki z Dortmundu.
Każdy z wymienionych piłkarzy poszedł szczebel wyżej. Do lepszego, mocniejszego, bogatszego klubu. Felipe Santana wybrał inaczej, ale także sobie nie radzi. Odchodził z Borussii z naszywką: „solidny stoper”. Niby głównie rezerwowy, ale z mocną pozycją w drużynie. W końcu to bohater meczów ćwierćfinałowych ostatniej LM z Malagą. Santana nie chciał być jednak dłużej zapchajdziurą i zdecydował się latem tego roku odejść do Schalke. Cel miał prosty – grać więcej po to aby Scolari powołał go na mundial. Pal sześć, że Schalke jest słabsze od Borussii. Liczą się tylko zbliżające się mistrzostwa świata w Brazylii. Ale prawdopodobnie i tak 27-letni obrońca zobaczy je tylko przed telewizorem, bo w Gelsenkirchen znów grzeje ławę. 3 mecze, 233 minuty – to już u Kloppa miewał lepsze statystyki zastępując często kontuzjowanych kolegów: Suboticia i Hummelsa. Z deszczu pod rynnę.
Dziwne przypadki. Każdy z tych czterech piłkarzy w Borussii grał wyśmienicie. Wyrobił sobie świetną markę, po której pozostało już tylko wspomnienie. Goetze może jeszcze się odbije, ale na razie nie wygląda to różowo. Z czego to wynika? Dlaczego ex-gwiazdorzy BVB nie radzą sobie w innych klubach? Kwestia psychologiczna czy może leży im tylko system gry preferowany przez zespół z Signal Iduna Park? Może poszli o półkę za wysoko, a ta Borussia była dla nich idealna. Tym bardziej, że każdy z nich rozpoczynał w niej karierę jako mało znany zawodnik, który dopiero wspina się w piłkarskiej hierarchii. Tymczasem taki Kagawa w United czy Sahin w Realu od początku byli pod wielką presją.
Trudno zrozumieć ten fenomen. Jakby wyjąć każdego z nich i ocenić, byli w Dortmundzie boiskowymi geniuszami. Niemożliwe, by nagle wszyscy zapomnieli, jak się kopie w piłkę przez sam fakt odejścia z Borussii. Pozostają więc dwa rozwiązania – wyjątkowy, niepowtarzalny system rozgrywania akcji, jakim operuje ekipa Kloppa, albo wyjątkowa, niepowtarzalna atmosfera, jaką pieczołowicie stara się utrzymywać w zespole niemiecki trener. Wszystko zdaje się być tym dziwniejsze, iż taki Sahin trafił na Jose Mourinho, Kagawa na sir Alexa Fergusona. To nie są leszcze Stefan, to wybitni fachowcy. Trenerzy z charyzmą, z autorytetem. Jednak nie potrafili tak dotrzeć do tych zawodników jak Klopp. Wydobyć z nich tyle, co Niemiec.
A może jest tak, jak w przypadku „wynalazków” Fergussona? Taki Fletcher, Cleverley czy Carrick to gracze raczej przeciętni, ale Szkot potrafił ukryć ich mankamenty jednocześnie maksymalnie wykorzystując ich zalety. Zrobił z nich piłkarzy przed duże „p”, choć takimi nie byli. W każdym innym klubie ta trójka wiele mogłaby nie zdziałać. Do niedawna mówiło się, że to współpraca z Mourinho jest dla piłkarza jak związek toksyczny. Gdy mija, to zawodnik długo dochodzi do siebie. Podobnie zaczyna to wyglądać w przypadku byłych podopiecznych Jurgena Kloppa.