Beton zabiega o względy, Gikiewicz o życiu na Cyprze, Mączyński nie chciał do Wisły

redakcja

Autor:redakcja

03 października 2013, 07:39 • 13 min czytania

Zapraszamy na czwartkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Beton zabiega o względy, Gikiewicz o życiu na Cyprze, Mączyński nie chciał do Wisły
Reklama

FAKT

Lenczyk dla Faktu: Zagłębiu brakuje gwiazdy.

Reklama

Jutro Orest Lenczyk (71 l.) wraca do Wrocławia. Zagłębie w derby regionu zagra ze Śląskiem. Trener „Miedziowych” ma spory problem, którego szybko nie rozwiąże. – W Lubinie brakuje takiej gwiazdy, jaką dysponowałem w Śląsku – mówi Faktowi Lenczyk. Mimo remisu przed własną publicznością z Jagiellonią, piłkarze z Lubina zagrali dobry mecz. Szczególnie udanie zaprezentowali się obrońcy. Rywale oddali tylko jeden celny strzał w meczu i zdobyli bramkę. Wydaje się, że większym problemem Zagłębia będzie strzelanie goli niż zapobieganie przed ich utratą. W Lubinie brakuje lidera z prawdziwego zdarzenia, takiego, jakim dla Śląska jest Sebastian Mila (31 l.).
– Jedno się rzuca w oczy. W Śląsku miał, kto grę prowadzić. W Zagłębiu jest to rozłożone na dwóch, trzech zawodników. Na razie nie mogę powiedzieć, że mamy jakąś gwiazdę w zespole. Nie zdążyłem trenować Szymona Pawłowskiego, a szkoda, bo taką gwiazdą był – mówi nam Orest Lenczyk. 13 miesięcy temu Lenczyk został zwolniony ze Śląska. Jednak trener nie uważa, że powrót do Wrocławia, to szczególna chwila. – Traktuję ten mecz, jak każde kolejne spotkanie ligowe, chociaż pozostały wspomnienia dotyczące meczów Śląska. Nigdy nie zakochałem się w żadnym klubie, bo uważam, że to tylko kolejne miejsce pracy – kończy Lenczyk.

Beton zabiega o względy Bońka.

Przegrany w wyborach na szefa PZPN Stefan Antkowiak chce przypodobać się prezesowi Bońkowi i pokazać, że jego Poznań słynie nie tylko z oszczędzania, ale i z gościnności. Kojarzony ze związkowym betonem wielkopolski baron już dawno przełknął gorycz ubiegłorocznej porażki i teraz postanowił zafundować piłkarskim notablom wystawną imprezę. W piątek – przez dwa dni – w Poznaniu będzie obradować zarząd PZPN. Okazją jest 100-lecie Wielkopolskiego ZPN. Dlaczego obrady będą trwać aż dwa dni? Bo w piątek w programie wyjazdowej imprezy jest zaplanowana aż na 3 godziny „kolacja organizowana przez Prezesa WZPN Pana Stefana Antkowiaka”. Jak widać, Antkowiak, który choć przegrał w wyborach prezesa, to znowu załapał się do zarządu PZPN, umie zabiegać o względy władzy. Mogą się przydać. Następne wybory za 3 lata, a po drodze do obsadzenia mnóstwo atrakcyjnych delegacji i wyborów miast, które będą gospodarzami meczów reprezentacji Polski.

Biliński: Na Litwie będę królem, a w Polsce błaznem.

Jest jednym z najskuteczniejszych obecnie piłkarzy w Europie, a w Polsce nie mógł się przebić do ekstraklasy. Latem wraz ze swoim Ł»algirisem wyeliminował poznańskiego Lecha z eliminacji Ligi Europy. Właśnie strzelił dwudziestego gola w tym sezonie ligi litewskiej i zmierza po tytuł króla strzelców. Do sprawy podchodzi jednak z dystansem. – Tak, na Litwie będę królem, a w Polsce błaznem – śmieje się Kamil Biliński, który nie ma pretensji do polskich trenerów o to, że nie zaistniał w krajowej piłce. – Dostawałem szansę gry w naszej najwyższej lidze i jej nie wykorzystywałem. Byłem jeszcze młody, niedoświadczony i – co tu dużo mówić – jeszcze trochę głupi. Potem gdy dorosłem nie grałem już w czołowym klubie, tylko na zapleczu ekstraklasy, więc zaistnieć było dużo trudniej – wspomina. – Następnie wyjechałem na Litwę i tutaj wydaje mi się, że dojrzałem najbardziej i idzie mi całkiem nieźle. Wiadomo, że poziom rozgrywek jest tu jeszcze gorszy niż u nas, ale myślę, że gdyby dane było mi jeszcze wrócić do Polski i grać w niezłym klubie, to już tej szansy bym nie zmarnował. Nie powiem na kluby ani trenerów złego słowa, bo stawiali na mnie, a to ja często na własne życzenie nie korzystałem z tego jak należy – opowiada napastnik.

RZECZPOSPOLITA

Apollon – średniak na polską miarę.

Jerzy Engel, który pracował w czterech klubach cypryjskich i spędził tam w sumie osiem lat, uważa, że tempo rozwoju futbolu jest na Cyprze jednym z najszybszych w Europie. – Jeśli ktoś myśli, że wylosowanie drużyny z Cypru to szczęście, może się bardzo rozczarować. Te czasy już minęły. Do Apollonu mam szczególny sentyment, ponieważ był to pierwszy zagraniczny klub, który złożył mi propozycję pracy. Pojechałem tam w roku 1988, a dwa lata później zdobyłem z Apollonem wicemistrzostwo Cypru. Już wtedy był to klub bardzo dobrze zorganizowany, mający żywiołowo reagujących kibiców. Za moich czasów w Apollonie grali Krzysztof Adamczyk, Eugeniusz Ptak i Stefan Majewski. Dziś cudzoziemcy stanowią tam większość i to też jest siła tego klubu – mówi „Rz” Jerzy Engel. فukasz Sosin, który w Polsce miał pecha, bo w ataku Wisły grali w jego czasach Tomasz Frankowski i Maciej Ł»urawski, po przeniesieniu się do Limassol został gwiazdą. Zdobywał w jego barwach mistrzostwo i trzykrotnie tytuł króla strzelców ligi. Grali tam też Radosław Michalski i, jeszcze trzy lata temu, Kamil Kosowski. On też przestrzega przed lekceważeniem Apollonu. – Legia powinna zwyciężyć – uważa były reprezentant Polski. – Ale jeśli uzna, że przeciwnik już leży na łopatkach i nie warto się wysilać, to może się obrócić przeciw niej. Apollon nie jest klubem klasy europejskiej, ale grać potrafi.

GAZETA WYBORCZA

Amkar Perm nie płaci piłkarzom, a Thomas Phibel Widzewowi?

Widzew stracił w tym sezonie trzech zawodników, którzy w poprzednich rozgrywkach byli liderami zespołu. فukasz Broź rozwiązał kontrakt w zamian za zrzeczenie się zaległości, Bartłomiej Pawłowski został wypożyczony do Malagi, zaś Phibel wykupił się sam. Teoretycznie na dwóch ostatnich zawodnikach Widzew powinien zarobić 650 tys. euro. Malaga już wpłaciła 300 tys. za roczne wypożyczenie, zaś warunkiem odejścia Francuza było zapłacenie przez niego 350 tys. euro. Choć w klubie z al. Piłsudskiego cieszą się z zarobienia ponad 2 mln zł, to na razie nie wszystko idzie bezproblemowo. Jeden kłopot wydaje się rozwiązany, ponieważ we wtorek Najwyższa Komisja Odwoławcza PZPN ostatecznie przyznała, że Widzew miał prawo wykupić Pawłowskiego z Jagiellonii Białystok. Dzięki temu pieniądze z Malagi, dotychczas zdeponowane w związku, trafią do Łodzi. Większy kłopot może być z Phibelem. Przypomnijmy, że Francuz tak bardzo chciał odejść z Łodzi, że zdecydował się zapłacić za rozwiązanie kontraktu obowiązującego do połowy przyszłego roku. Dzięki temu mógł przejść do rosyjskiego Amkaru Perm. Według naszych informacji Phibel i jego menedżer zgodzili się na odszkodowanie w wysokości 350 tys. euro, płatne w trzech ratach: pierwsza we wrześniu, druga do końca października, zaś trzecia na początku 2014 r. Już z pierwszą transzą były problemy. W klubie twierdzą, że niemal cała wpłynęła, choć z poślizgiem.

Co musisz wiedzieć o meczu Legii z Apollonem?

Pytanie meczu: Czy Legia nie straci gola? Obrońca Jakub Wawrzyniak twierdzi, że w ofensywie zespół ma taki potencjał, że bramkę strzeli. Ale czy sam się obroni? W 18 meczach tego sezonu legioniści tylko sześć razy kończyli spotkanie z czystym kontem – ostatni taki przypadek przydarzył im się 31 sierpnia w meczu z Cracovią (1:0). W kolejnych pięciu spotkaniach stracili aż osiem bramek.

Kluczowy piłkarz: Władimir Dwaliszwili? Gruzin, jedyny poza 20-letnim Patrykiem Mikitą napastnik w składzie, 18 września doznał kontuzji mięśnia uda na treningu w Rzymie przed spotkaniem z Lazio i od tamtej pory nie wystąpił w żadnym meczu. Od kilku dni Dwaliszwili trenuje na pełnych obrotach i mówi, że czuje się dobrze. Wcześniej w tym sezonie strzelał sporo goli (siedem w 12 meczach), choć był krytykowany za słabą grę.

Ciekawostka: Bilans w meczach bez kibiców w ostatnich 20 latach jest dla Legii korzystny. Od 1993 roku było siedem przypadków, w których Legia jako gospodarz musiała sobie radzić bez wsparcia fanów. Wyniki tych spotkań to: 1:0 z Górnikiem, 1:0 z Zagłębiem, 1:1 z Lechem, 1:2 z Amicą, 2:1 ze Szczakowianką, 2:1 z Jagiellonią i 3:1 z Koroną. Pięć zwycięstw, remis i porażka, bramki 11-6.

SPORT

Mączyński miał ofertę z Wisły Kraków. Wolał Zabrze…

W ostatnich sezonach Krzysztof Mączyński nie należał do faworytów kibiców Górnika Zabrze. Wielu z tych, którzy pojawiali się na Roosevelta widząc nieudane zagrania środkowego pomocnika dostawało palpitacji serca i w krzycząc w kierunku ławki rezerwowych żądało zmiany zawodnika. Ten jednak miał u Adama Nawałki bardzo silną pozycję i po faktycznie słabszym okresie zaczął kredyt zaufania spłacać. W pierwszych kolejkach bieżących rozgrywek Mączyński był jednym z wyróżniających się zawodników Górnika. Otrzymał nawet opaskę kapitańską, pod nieobecność kontuzjowanego Adama Dancha i z zadaniem przywódcy drużyny również radzi sobie bez zastrzeżeń. Co ciekawe, „Mąki” mogłoby dziś w Zabrzu już nie być. Latem miał on bowiem bardzo poważną ofertę powrotu do Wisły Kraków, gdzie stawiał pierwsze kroki w futbolu. Propozycję z Reymonta jednak odrzucił. – Dobrze się czuję w Zabrzu, mam zaufanie sztabu szkoleniowego. No i jestem temu klubowi coś winien. Pamiętam, że to on dał mi poważną szansę – przekonuje Mączyński. Przypomnijmy, że przychodząc do Zabrza zawodnik o Wiśle wypowiadał się w bardzo ostrych słowach. Z jego ust padło m.in. oskarżenie, że krakowski klub nie szanuje swoich wychowanków i robi wszystko, by blokować im kariery. Miało to związek z fiaskiem negocjacji pomiędzy Wisłą a ŁKS-em فódź w sprawie transferu wypożyczonego wcześniej do Łodzi piłkarza.

DZIENNIK POLSKI

Przemysław Kulig: Spokojnie mógłbym jeszcze grać w ekstraklasie.

– Gram w Mrągowii, w III lidze – mówi były obrońca „Pasów”. – To moje rodzinne strony. Na pewno ta sytuacja mnie nie zadowala, ale mam tutaj dom, rodzinę i tu osiadłem. Wielu jego rówieśników wciąż biega po ekstraklasowych boiskach. Piłkarz, który za pięć dni skończy 33 lata, żałuje, że nie występuje już na najwyższym poziomie rozgrywkowym. – Serce mnie trochę boli, gdy widzę w telewizji moich rówieśników – przyznaje. – Gdyby była ciekawa propozycja, to z pewnością bym z niej skorzystał. Jednak jak człowiek wypadnie z obiegu, to trudno mu wrócić. Z obiegu wypadł jednak już dawno, w sezonie 2009/10. – Byłem wypożyczony z Cracovii do Górnika Zabrze – wspomina. – Grałem wówczas w I lidze. W pierwszej wiosennej kolejce, w meczu z GKS-em Katowice, zerwałem więzadła w kolanie. W sporcie jest pięknie, dopóki ktoś nie złapie kontuzji. Gdyby nie mój pech, to pewnie do dzisiaj grałbym w ekstraklasie.
Sześć miesięcy się leczył, potem wrócił do Cracovii. Dwa lata był jej zawodnikiem, ale nie grał. Odsunięty od drużyny, trenował indywidualnie. Wreszcie w listopadzie 2012 rozwiązał kontrakt. – Nie chcę już wracać do tego wątku mojej kariery – mówi. – Jestem ambitnym człowiekiem, zależało mi na tym, by grać, dlatego czekałem na swoją szansę. Nie miałem innych propozycji. Kluby boją się ryzykować, nie chcą brać zawodników po kontuzji.

SUPER EXPRESS

Helio Pinto: Nie będę miał litości dla Apollonu.

Mało kto wie, ale ostatnio przeżyłeś dramat przy narodzinach córki. Co się stało?
– Moja córeczka urodziła się na początku września, w Warszawie. Niestety, natychmiast po porodzie wyszło, że coś jest nie tak. Okazało się że jej przełyk nie funkcjonował jak należy. Potrzebna była natychmiastowa operacja.

Kiedy się odbyła?
– Tego samego dnia. Dziecko przyszło na świat o ósmej rano, a operację przeszło już o godz. 18. Bez tego zabiegu córka nie byłaby w stanie funkcjonować, nie można było czekać. Tylko ktoś, kto przeżył coś takiego, zrozumie, jaki to dramat, co ja wtedy czułem. Z moją żoną w pewnym momencie też było źle… Na szczęście polscy lekarze wykonali operację bardzo sprawnie. Córeczka jest już w domu, najgorsze chwile za nami.

Wiele wskazuje na to, że i na boisku najgorsze chwile za tobą. Dlaczego tak słabo się spisywałeś przez pierwsze miesiące?
– Do Legii przyszedłem po siedmiu sezonach spędzonych w APOEL-u. Nie było mi łatwo szybko przestawić się na inny styl, inną ligę, innych kolegów z drużyny. Nie byłem też odpowiednio przygotowany fizycznie. Na szczęście czuję się już lepiej i pokazałem to w ostatnich spotkaniach.

Grzegorz Krychowiak: Odegramy się na Ukraińcach.

W poprzednim sezonie Reims pokonało w lidze m.in. PSG i Olympique Lyon. Teraz remisujecie 1:1 z liderem AS Monaco. Macie patent na faworytów?
– Wychodzi na to, że coś w tym jest. Gdy przychodzi nam mierzyć się z czołowymi zespołami francuskiej ligi to po każdym takim występie zawsze zbieramy dobre noty. Jesteśmy chwaleni, a spotkania pokazują, że nasz zespół nie jest wcale taki najgorszy.

Monaco to beniaminek z aspiracjami na tytuł mistrza Francji. Milionerzy z księstwa zawiedli w Reims?
– Nie mówiłbym o rozczarowaniu z ich strony, lecz podkreślał fakt, że to Reims postawiło rywalom wysokie wymagania. Gdyby porównywać budżety obu klubów to Reims przegrałoby zdecydowanie. Mam po tym meczu duży niedosyt, bo naprawdę niewiele zabrakło, abyśmy go wygrali. Monaco może być zadowolone, że wyjechało z punktem. W ogóle to pod koniec października znów się z nimi sprawdzimy. Tym razem zagramy w Pucharze Ligi. Może w tych rozgrywkach będziemy górą.

Francuskie media uznały, że byłeś piłkarzem numer jeden tego spotkania. W twoim cieniu pozostał największy gwiazdor Monaco, Radamel Falcao.
– Przeciwko nam Kolumbijczyk nie poprawił swojego strzeleckiego dorobku. Mimo tego wciąż prowadzi w klasyfikacji najlepszych snajperów ligi francuskiej. Miałem z nim kilka starć, gdzie musiałem zagrać agresywnie. Ale taki jest futbol, a ja nie zamierzałem mu odpuszczać i ułatwiać zdobywania bramek.

PRZEGLĄD SPORTOWY

فukasz Gikiewicz: Nie wolno lekceważyć Apollonu.

Idzie pan drogą Łukasza Sosina?
– Jest tu bardzo ceniony. Kibice na każdym kroku to podkreślają – nawet ci Omonii. Póki co, daleko mi do niego. Muszę trenować, ale przede wszystkim musi wygrywać mój zespół. Dobro drużyny najważniejsze. Nie zaczęliśmy sezonu, jakbyśmy sobie tego życzyli. Jesteśmy wielkim klubem i nie przystoi nam mieć czterech punktów po czterech meczach.

Poznał się pan już z Sosinem?
– Przed transferem trochę rozmawialiśmy. Po części też on to pilotował i jesteśmy w kontakcie. Moja dziewczyna tutaj kiedyś grała. Poza tym, chodziłem do szkoły, znam języki i jakoś sobie radzę. Mówię po polsku, angielsku i chorwacku – moja dziewczyna jest Chorwatką. Rozmawiam w jej języku z trenerem i masażystą. Z resztą porozumiewam się po angielsku. Ludzie na Cyprze są bardzo mili. Odczuwam to na każdym kroku. Omonia to największy klub i ma najwięcej kibiców. Oni z kolei są dla mnie bardzo mili. Teraz pora się odwdzięczyć. Muszę dobrze grać i strzelać.

Jak długo chciałby pan zostać w Nikozji?
– Mam kontrakt na dwa lata. Graliśmy w pucharach, ale odpadliśmy. Mamy cel – wygrać ligę i zdobyć puchar. Jak przyszedłem do Śląska, to w trzy lata mieliśmy trzy medale. Piękny czas. Chciałbym również tutaj osiągać sukcesy. Mamy dobrą drużynę i sztab szkoleniowy; stać nas na mistrzostwo. Musimy tylko zacząć wygrywać, cel jest realny. W każdym miejscu, w którym przebywam, skupiam się na swojej pracy. Odpoczywam w domu, z Anją. Nie interesuej mnie chodzenie po galeriach. Jeśli już szukam relaksu, to na plaży.

Bartłomiej Pawłowski: Marzę, by zagrać na Bernabeu.

W głosowaniu „Marki” i „Asa” na najlepszego gola kolejki zaledwie o kilka głosów przegrał pan z Leo Messim.
– Nie staram się takimi sprawami podniecać. To było pojedyncze trafienie, Messi takich bramek ma dziesiątki. Przede mną jeszcze wiele pracy.

Co mówili koledzy?
– Gratulowali mi i cieszyliśmy się ze zdobytego punktu. Kiedy wchodziłem na boisko sytuacja nie była dla nas łatwa. W drugiej połowie rywale nas przycisnęli, nawet prowadzili. Udało się nam wyrównać. Szkoda, że nie wygraliśmy, bo El Hamdaoui też miał świetną okazję, ale trafił w poprzeczkę.

Trener Bernd Schuster mówił, że uratował pan drużynę. Pochwalił pana indywidualnie?
– Schuster nie jest typem trenera, który wchodziłby w jakieś nadmierne relacje z zawodnikami. Kiedy ma coś do przekazania, rozmawia na boku. Mnie na bok nie wziął. Po prostu na forum drużyny przed treningiem powiedział, że zagraliśmy całkiem przyzwoite spotkanie i że strzeliłem fajną bramkę. Tyle.

Kibice Borussii nie kochają już Roberta, tylko jego bramki.

Dwa mecze, cztery gole, świetna gra – wydawać by się mogło, że to niemal normalny moment w życiu Lewandowskiego. Ale to nie był typowy tydzień dla tego zawodnika. Po raz pierwszy od kilku dni miał spokój, jeśli chodzi o zamieszanie z jego kontraktem, menedżerami, pensją i planami transferowymi po zakończeniu obecnych rozgrywek. Zamiast dementować własne słowa i prostować wywiady, Lewandowski w końcu mógł się skupić na strzelaniu goli i grze. Bo trener BVB Jürgen Klopp na równi ze skutecznością ceni naszego napastnika za rozgrywanie i przetrzymywanie piłki. – Robert znowu zagrał znakomicie, świetnie dostrzegał kolegów, ale też wiedział, w którym momencie dać się sfaulować lub zwolnić akcję – analizował po wtorkowym spotkaniu z Francuzami szkoleniowiec Borussii. Kibice na Signal-Iduna-Park byli więc zachwyceni kolejnym świetnym występem Polaka. Ale też duża grupa fanów BVB co pewien czas głośno komentowała niecelne zagrania i dryblingi Lewandowskiego. Nie da się ukryć, że w Dortmundzie Polak jest najbardziej kontrowersyjną postacią, a fani już go nie pokochają. – To nie będzie obustronna miłość, co do tego nikt nie ma wątpliwości. Zbyt dużo zostało powiedziane, zbyt dużo zrobili menedżerowie Lewandowskiego, żeby zepsuć jego wizerunek. Ale też nie da się ukryć, że fani Borussii w dalszym ciągu będą się zachwycać jego golami, ale już samym piłkarzem niekoniecznie – uważa dziennikarz dortmundzkiej gazety „Der Westen” Julian Bräker.

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
2
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama