Tak absurdalnej plotki nie widzieliśmy już od dawna. „Dziennik Bałtycki” podał dziś, że Daisuke Matsui ma ofertę z… Legii. I może nawet nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wywiadu udzielił sam Matsui. Mało tego – rozmowa nie odbyła się po angielsku ani nawet po francusku, lecz w ojczystym języku Japończyka. Pytanie więc, jak on mógł palnąć taką bzdurę?!
Zacznijmy bowiem od tego, że Daisuke ma ważny kontrakt z Lechią do czerwca 2014 roku, więc w świetle przepisów negocjować z nowym klubem mógłby dopiero od stycznia. W przeciwnym razie to Legia naruszałaby więc prawo, co… jest dość poważnym zarzutem wymierzonym przez zawodnika Lechii. Nie chce się nam jednak wierzyć, że sam z siebie wypalił takie zdanie, z jednej prostej przyczyny – to wierutna bzdura, a Matsui – nawet gdyby ktoś z Warszawy się z nim kontaktował, nie byłby zapewne aż takim głupkiem, by od razu lecieć z tym do mediów. I wreszcie po trzecie – na cholerę teraz Legii kolejny środkowy pomocnik? Dziennikarzy z Pomorza też nie podejrzewamy o ściemnianie, zatem skąd w tekście wzięło się w ogóle takie zdanie?
Naszym zdaniem – skoro panowie pogadali po japońsku – znów sprawę mógł zawalić tłumacz, a sam Matsui albo powiedział, że ofertę z Legii miał, bo rzeczywiście tak było za czasów Skorży, albo… – Może ktoś przekręcił nazwy, bo „Legia” i „Lechia” brzmią w tym języku dość podobnie. Japończycy wymawiają to mniej więcej tak: „rehia” i „reghia” – zastanawia się menedżer piłkarza, Tomasz Drankowski. – Wiem, że Daisuke w tym wywiadzie wspomniał o ofercie z Dalekiego Wschodu, ale powiedział też, że chce grać dla Lechii, bo lubi miasto oraz trenera i zależy mu na europejskich pucharach – dodaje agent.
Nie chcemy nikogo w tej sytuacji piętnować, bo może doszło do zwykłego nieporozumienia i niewykluczone, że kolejny news moglibyśmy zatytułować, jak przy Pachecie, „lost in translation”. Jedno jest natomiast pewne. Przeprowadzka Matsuiego do Warszawy z żadnej strony nie trzyma się kupy. Podobnie jak dalsze przeklejanie takiego newsa.
Fot. FotoPyk