Kolejny felieton z cyklu „Życie jak w Madrycie”: Tiki…Tata

redakcja

Autor:redakcja

25 września 2013, 11:34 • 6 min czytania

Xavi po porażkach z Realem i Bayernem stawał przed kamerami i chłodno przemawiał: „Przegraliśmy, ale wygraliśmy. Wygraliśmy w procencie posiadania piłki, nie zgwałcono tożsamości Barcelony”. Zalatywało filozofią Wałęsy, ale przeciętny „cule” był z tego alibi dumny. Styl Barcy stworzył z niej drużynę unikatową, jedyną w swoim rodzaju w skali świata. Tablice z przykazaniami gry w piłkę poświęcone przez Cruyffa, a głoszone przez Guardiolę, przetrwały ponad 5 lat. Do meczu z Rayo. Dziś można zadać sobie pytanie, czy oddanie inicjatywy w Vallecas, to tylko przelotny flirt z kontratakiem, czy może niespotykany dotąd striptiz holendersko-katalońskiej idei, w wykonaniu argentyńskiego pragmatyka.
Dziewięć meczów – 7 zwycięstw, 2 remisy, 27 strzelonych goli, Superpuchar Hiszpanii w gablocie, goleada na otwarcie fazy grupowej Ligi Mistrzów z Ajaksem. Idealny start nowej Barcy pod batutą Gerardo „Taty” Martino (wyrównany rekord 6 wygranych meczów z rzędu na otwarcie). Nowy trener zapowiadał latem, że do pozostawionych przez Tito Vilanowę schematów, wprowadzi tylko kilka niezbędnych retuszy. Powrót do, duszącego rywala, wysokiego pressingu, strzały zza pola karnego, wymienne – raz strefowe, innym razem indywidualne – krycie przy stałych fragmentach, wreszcie (wybaczcie eufemizm) „wertykalizacja” gry – to miało być ulepszenie lekko zardzewiałej maszyny. Ł»adne harakiri na klubowych pryncypiach z La Masii, tylko kosmetyczna aktualizacja wersji Guardioli i Vilanovy.

Kolejny felieton z cyklu „Życie jak w Madrycie”: Tiki…Tata
Reklama

Barca 3.0 ruszyła mocno – 7:0 z Levante, mnóstwo odebranych piłek na połowie rywala, dynamika, bezustanna wymiana pozycji. A w zanadrzu palący się do gry Neymar. Nikt nie mógł podejrzewać, że miesiąc później w mediach rozgorzeje narodowa debata o przyszłości ADN Barcy. Z 76-procentowego posiadania piłki w inaugurującym sezon meczu, Katalończycy zeszli do 49% przeciwko Rayo. W międzyczasie stopniowo, w rytmie trzydniowym, zaczęli, co raz chętniej oddawać rywalowi inicjatywę. Po kolei, w meczu z Atletico Madryt wyśrubowali 75%, z Malagą – 71%, Atletico – 70% (rewanż na Camp Nou w Superpucharze), Valencią – 61%, Sevillą – 63% i Ajaxem – 55%. Zjazd po równi pochyłej. Głos zabrali piłkarze. Gerard Pique na łamach „La Gazzetta dello Sport” stwierdził, że „Barca stała się przewidywalna, że została niewolnikiem tiki-taki”. Mascherano wprost przyznał, że dalsze uporczywe konstruowanie akcji w poprzek boiska, może doprowadzić do „samozniszczenia”. Messi po spotkaniu z Ajaksem, wywróżył, że wkrótce nadejdą mecze, w których „Barca, ustawiona za obronnymi zasiekami, będzie atakować z kontry”. Z szatni zaczęła wyciekać do mediów teoria, według której sami piłkarze mieli okazać zmęczenie bezproduktywnym posiadaniem piłki. „Gol jest golem, nie ważne w jaki sposób go strzelisz” – powtarzają torturowani przez katalońskich dziennikarzy piłkarze Barcy. Estetyczna dewaluacja na pohybel tasiemcowym akcjom, kończonym parkowaniem Messiego z piłką w bramce. Dewaluacja, odchodzącej powoli w zapomnienie, marki Guardiola.

Barca się odnawia, szuka alternatyw. Konwencja i pragmatyzm wypierają podziw. W meczu z Rayo Victor Valdes zagrał 20 długich piłek, z czego aż 16 zostało zmarnowanych, bądź przejętych przez rywala. Wyprowadzanie piłki z własnego pola karnego z pominięciem szeroko ustawionych bocznych obrońców – jeden z grzechów głównych w erze Guardioli. Chaotyczny, ale zmasowany pressing Rayo, spowodował, że Barca zaczęła omijać środek pola i posyłać prostopadłe piłki już z własnej połowy. Zamiast przesuwania się trzyosobowymi blokami, Katalończycy wybierali pressing selektywny. Messi, Neymar i Pedro nastawili się na szybkie kontrataki. Trener Rayo, Paco Jemez przyznał po meczu, że „taktyka Martino polegała na uniknięciu jakiegokolwiek, nawet minimalnego ryzyka”. Orfeo Suarez z dziennika El Mundo” napisał na swoim blogu: „Po takich meczach, jak ten z Rayo, Barca przestaje być drużyną wyjątkową i staje się drużyną tylko bardzo dobrą. Barca Taty Martino straciła erotykę ryzyka”.

Reklama

Wielu tutejszych komentatorów oddanie, po 315 meczach, prymatu w statystyce „posesión de balón”, definiuje, jako zwykły wypadek przy pracy. Rayo Vallecano w ubiegłym sezonie było trzecią drużyną Europy, po Barcy (69%) i Bayernie (64%), pod względem czasu utrzymywania się przy piłce (58%). Poza tym klub, z podmadryckiej dzielnicy Vallecas, gra na jednym z najwęższych boisk w Hiszpanii (zaledwie 64 metry szerokości), co praktycznie uniemożliwia podawanie piłki po sznurku, od jednej linii autowej do drugiej. Inne mądre głowy hiszpańskiego futbolu zwracają uwagę na dopasowanie taktyki Martino do realiów dzisiejszej Barcelony. Zakłada ona błyskawiczne przejście z obrony do ataku z wykorzystaniem szybkości Neymara i Messiego i przede wszystkim – pominięciem mozolnego rozgrywania piłki w drugiej linii. Środek pola, mózg ofensywny zespołu, z sezonu na sezon staje się, co raz wolniejszy i bardziej przewidywalny. Fabregas jest w formie, ale to jego wieczne niezdefiniowanie taktyczne, praktycznie odbiera mu szansę na przejęcie, w przyszłości, roli Xaviego. Sam Xavi (w styczniu skończy 34 lata) z miesiąca na miesiąc gaśnie w oczach (pamiętacie, kiedy ostatnio opędził się od rywala swoim firmowym kółeczkiem?). Z kolei Iniesta, po dwóch kosmicznych sezonach na samym szczycie światowego futbolu, w tym roku może zaliczyć dołek – dodatkowo potęgowany, wciąż nierozwiązaną, kwestią przedłużenia kontraktu. O sprzedaży Thiago Alcantary wspominać nie warto, choć zawsze można o nią spytać Zubiego…

Po wychłostaniu Barcy przez Bayern w Lidze Mistrzów, katalońska prasa wyła do nieba, prosząc o reformy i ulepszenie. Teraz, kiedy nowy trener (fakt – ani Holender, ani Katalończyk) odkrywa alternatywne narzędzia ataku, ta sama prasa zaczyna nakręcać kampanię przeciwko korozji wartości „cule”. W sondażu przeprowadzonym przez dziennik „Sport” po meczu z Rayo, aż 83 procent osób na pytanie: Czy styl Barcy uległ zmianie?, odpowiedziało: tak, uległ zmianie…

Beznadziejnie trudno jest sobie jednak wyobrazić, że Xavi, Iniesta i Messi nagle zaczną na Camp Nou raczyć socios „pelotazo” (w wolnym tłumaczeniu ” gra na pałę”). Nie te zabawki, nie ta piaskownica. Wspomniana trójka znalazła się na podium Złotej Piłki za rok 2010. Giganci techniki, artyści sztuki podawania i dryblingu, nienawidzący oddawania piłkarskich lejców rywalowi. Podstawowa dziesiątka Barcelony (bez bramkarza) mierzy niecałe 175 centymetrów wzrostu – zawsze grała i będzie grać po ziemi. Futbol pojmowany tylko w obecności piłki – szyld La Masii od ponad 30 lat. Minimum 65 procent czasu na mecz. 700 podań w spotkaniu. Klepka, przyjęcie, pauza, wyjście na pozycję, kombinacja, trójkąt, gra w „dziada” (vide Malaga – Barca w Pucharze Króla w ubiegłym sezonie, lub wtorkowy mecz z Realem Sociedad). Składniki, dające Barcelonie pewność siebie i całkowitą kontrolę nad przeciwnikiem. Automatyzmy wpajane w Barcy 9-latkom. Z piłką przy nodze jesteś panem sytuacji, możesz jednoczenie atakować, bronić się i odpoczywać. „Taka właśnie gra podoba się socio Barcy – twierdzi publicznie jej prezydent Sandro Rosell. W kuluarach mówi jednak coś zupełnie innego. Najchętniej odciąłby się, raz na zawsze, od prześladującej go filozofii duetu wrogów Cruyff-Guardiola i stygmatów sukcesu poprzednika (Laporty). Dopóki Tata Martino będzie bił rekordy Guardioli i Vilianovy, Rosell jest wszystko jedno, czy Barca 3.0 będzie przypominała bardziej Real Madrytu z sezonu 2011-2012, czy Brazylię Scolariego z Pucharu Konfederacji.

Pytanie tylko, czy wtedy flirt z kontratakiem przerodzi się w dłuższą znajomość, a Xavi przestanie naśladować Wałęsę…?

RAFAف LEBIEDZIŁƒSKI
z Hiszpanii

Twitter: @rafa_lebiedz24

Najnowsze

Niemcy

Polak trafił w drugim meczu z rzędu. Jego zespół się odrodził

redakcja
0
Polak trafił w drugim meczu z rzędu. Jego zespół się odrodził
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama