Wojtkowiak niezły na lewej obronie, a TSV stawia trudne warunki BVB

redakcja

Autor:redakcja

24 września 2013, 22:34 • 3 min czytania

Za każdym razem, gdy Borussia przyjeżdża na Allianz Arena, można się spodziewać wyjątkowego spotkania. Takiego, o którym będą mówić całe Niemcy. Dziś jednak stadion był rozświetlony na niebiesko, a to oznacza, że BVB odwiedzało TSV, nie Bayern. Prędko Dortmund nie będzie miał znowu 75% posiadania piłki na monachijskiej murawie.
Niektórzy trenerzy lubią zarządzić taką oto gierkę: jedna trzecia boiska do gry, część ciągle atakuje, drudzy tylko się bronią. Dokładnie taką treningową sesję obserwowaliśmy dzisiaj w Monachium. Równie dobrze na połowie Borussii mogłyby właśnie wypasać się gęsi, mógłby odbywać się koncert, jarmark – obojętnie, piłka nie przeszkodziłaby częściej, niż raz na dwadzieścia minut. Wicemistrz Niemiec gniótł rywali tak, jak tylko da się gnieść. Nie pozwalał drugoligowcowi wymienić choćby kilku podań. Zmuszał ich do ciągłej obrony na trzydziestym metrze, czasem w swoim polu karnym koledzy Wojtkowiaka bronili się i w ósemkę. Sęk w tym, że skutecznie.

Wojtkowiak niezły na lewej obronie, a TSV stawia trudne warunki BVB
Reklama

Właśnie, Wojtkowiak. Nie wiemy gdzie był wieczorem Fornalik, ale wiemy gdzie powinien być: na Allianz Arena. Nie ma słabiej obsadzonej pozycji w kadrze niż lewa obrona, a dziś właśnie były lechita grał tam przeciwko jednej z najlepszych drużyn Europy. Gdzie lepiej można by sprawdzić jego umiejętności, zobaczyć, czy byłby alternatywą dla aktualnie występujących w reprezentacji parodystów, niż w takim spotkaniu? Dodatkowym smaczkiem był fakt, że na niego grał Błaszczykowski.

Występ Wojtkowiaka jest trudny do ocenienia. Z jednej strony – przyjechało BVB, atakowało non stop przez dziewięćdziesiąt minut, a większość akcji szło właśnie jego stroną. Mimo to w regulaminowym czasie gry nie padły bramki, więc komu z to składać gratulacje, jeśli nie obrońcom TSV, w tym naszemu rodakowi? Z drugiej strony jednak mieliśmy wrażenie, że oglądamy momentami kopię Boenischa. Niestety Wojtkowiak również potrafił pokryć na radar, dać rywalowi sporo miejsca, pozwolić mu na dośrodkowanie. Poniżej zdjęcie tego, jak w jednej sytuacji „pilnował” Kuby.

Reklama

Image and video hosting by TinyPic

Ostatecznie zespół z drugiej Bundesligi pękł dopiero w dogrywce, po rzucie karnym. Jedenastkę pewnie zamienił na gola Aubameyang. TSV ruszył wtedy do przodu, i po chwili przekonaliśmy się co by się stało, gdyby to był otwarty mecz: momentalnie monachijski zespół został skarcony. Bramka padła po kontrze, Wojtkowiak wówczas był na polu karnym gości, czyhając na główkę po rzucie wolnym. Generalnie więc nie zawalił nic przeciwko ekipie z Champions League, przez dwadzieścia minut dogrywki grał też na wypoczętego Aubameyanga i mimo stu minut w nogach też specjalnie nie odstawał. Choć chwilami był nieco elektryczny, to jednak jeśli mielibyśmy powiedzieć, czy swoją postawą raczej oddalił się od gry w kadrze, czy przybliżył… wybralibyśmy to drugie. Głównie przez posuchę na tej pozycji oraz to, że mamy dość oglądania Wawrzyniaka i Boenischa, ale zawsze.

Pozostali Polacy nie zachwycili. Jasne, Kuba robił sporo wiatru, ale przeciwko zespołowi z drugiej klasy rozgrywkowej to mało. W takich meczach oczekuje się od niego jednak czegoś więcej. Lewandowski natomiast w drugiej połowie zmarnował dwustuprocentową sytuację: pusta bramka, on cztery metry przed nią. Postanowił jednak przyjmować, zamiast strzelać, piłka odskoczyła mu i skończyło się niczym.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama