Italian Job, czyli Di Canio i Ravanelli na zakręcie

redakcja

Autor:redakcja

23 września 2013, 16:21 • 2 min czytania

Wiele razy pisaliśmy o tym, że lubimy tak charakterystyczne postacie, wiele razy w tym sezonie przyglądaliśmy się ich pracy, ale teraz czas już zejść na ziemię. Paolo Di Canio właśnie wyleciał z Sunderlandu, a Fabrizio Ravanelii zajmuje z Ajaccio miejsce w strefie spadkowej i za chwilę też pewnie zacznie rozglądać się za nową pracą. Dwa miesiące temu obaj opowiadali o nowych celach, o zaufaniu zarządu – cóż, dzisiaj można się tylko z tego pośmiać. Dwaj wielkie piłkarskie nazwiska ewidentnie znalazły się na zakręcie.
Z Di Canio sprawa jest prosta – już przed sezonem pisaliśmy, że jest faworytem do pierwszego zwolnienia w Premier League, ale nie sądziliśmy, że wydarzy się to tak szybko. Przecież Anglia słynie z zaufania, z mającego ręce i nogi budowania zespołu, a w ciągu ostatnich pięciu sezonów ani razu nie wywalono trenera już miesiąc po rozpoczęciu rozgrywek.

Reklama

Cztery porażki, jeden remis – można byłoby jeszcze to przełknąć, gdyby ten zespół rokował. Ale pod wodzą Di Canio takich szans nie ma. – Nigdy nie zmienię mojego reżimu. Jestem sobą – powiedział jakiś czas temu i to zdanie mówi chyba wszystko. Trener, który w Swindon potrafił pobić się z piłkarzem albo wprost powiedzieć mu, że jest najgorszy na świecie. Szkoleniowiec zakazujący zawodnikom keczupu, majonezu, korzystania z telefonów w szatni itd. Twarda ręka, której piłkarze mieli już po prostu dość, a Lee Cattermole miał mu nawet powiedzieć to wprost.

Niektórzy mogą powiedzieć teraz, że zwolnili go piłkarze. Szczerze? Nie wydaje nam się. Di Canio zgubił styl bycia, zasady, które m.in Steve Bruce nazwał staroświeckimi i przede wszystkim to, że nie miał wyników. Sprowadził 16 piłkarzy za 27 milionów funtów i nie potrafił nawet wygrać jednego meczu. Ł»aden szkoleniowiec z zagranicy nie miał w Sunderlandzie tak fatalnych wyników, żaden nie odchodził z tak niskim procentem zwycięstw (17 procent).

Reklama

Mamy więc początek sezonu, w którym dwaj bohaterowie z dzieciństwa, dwie jakże jaskrawe postacie dostały obuchem w łeb. Ravanelli jeszcze się trzyma, ale „LEquipe” pisze, że już wylądował na dywaniku i kolejne mecz będą meczami o wszystko. Ajaccio w sześciu meczach zanotowało tylko trzy remisy.

Prezes Alain Orsoni jeszcze niedawno mówił, że Ravanelli to hazard, ale hazard kontrolowany, bo przecież niedawno z takiego samego pułapu startowali i Deschamps, i Blanc. Teraz chyba by tego nie powtórzył. Działaczom raz, że nie podobają się wyniki, dwa – coraz mocniej krytykują faszerowanie piłkarzy nadmiarem suplementów. Ostatnio w kadrze aż ośmiu piłkarzy miało kontuzję. Ravanelli na wszystko ma wytłumaczenie, ale jeśli przegra w środę z Lyonem, nikt go już nie będzie chciał słuchać.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama