W Krakowie jak zwykle: dwunasty zawodnik postanowił uświadomić wszystkim obecnym na stadionie, kim jest Wisła (udzielając odpowiedzi widocznej powyżej). I jak można się było spodziewać, od początku robił to natarczywie i z zadziwiającą konsekwencją. Zaryzykujemy stwierdzenie, że gdyby jakakolwiek ekstraklasowa drużyna wykazywała się na boisku taką zaciętością, jaką we wzajemnym obrzucaniu się bluzgami prezentują za każdym razem kibice Cracovii i Wisły, to masakrowałaby rywali tnąc równo z murawą.
Gdyby ktoś zupełnie zielony w ligowych klimatach po dzisiejszych derbach Krakowa zapytał nas czy dla przeciętnego kibica było bezpiecznie, odpowiedzielibyśmy – tak, w stu procentach. Ale z drugiej strony – miło i przyjemnie wcale nie było. Jak zwykle.
Niby nic złego się nie stało. Ł»adnych bójek, żadnych ofiar, żadnego skandalu. Nic o czym TVN24 mógłby trąbić w każdym wydaniu. Nawet załoga tych, na oko, kilkudziesięciu radiowozów dookoła stadionu w zdecydowanej większości spędziła mecz bezrobotna. Tyle że to wyłącznie kwestia przyjętych standardów. Jeśli uznamy, że wzajemne obrzucanie kurwami z częstotliwością niespotykaną prawdopodobnie w jakimkolwiek miejscu niezwiązanym ze sportem, to norma – OK, było spokojnie. Tak, właściwie… normalnie.
Mimo wszystko uprzedzimy, to nie będzie najpiękniejszy tekst w historii Weszło, wolny od wulgaryzmów i pełen poetyckich cytatów. No co zrobić, tam na stadionie też nikt nie czytał poezji z podziałem na role.
Jakoś tak chwilę przed meczem przypomniały nam się te wszystkie gadki mądrych głów z telewizji o tym jak to w Polsce nie można pójść na stadion z całą rodziną, zabrać dzieci i dobrze się bawić. Generalnie – to bzdura. W ośmiu przypadkach na dziesięć można to zrobić i nie tylko nikomu włos z głowy nie spadnie, ale i malec nie wróci do domu spaczony chamstwem. Obawiamy się jednak, że derby Krakowa znalazłyby się wśród tych dwóch przypadków, kiedy nie można.
Tak się akurat złożyło, że chwilę przed meczem byliśmy świadkami scenki na przystanku miejskiej komunikacji, na którym trzy niewyrośnięte panienki zdążyły soczyście nawrzucać jakiejś starszej kobiecinie, która zupełnie bez sensu próbowała zdyscyplinować gówniary – bo przecież ona, Bogu ducha winna, jedzie akurat do wnuczka i nie chce słuchać darcia japy. Problem w tym, że pindy niestety jadą na stadion, mając inne zdanie niż babcia, więc generalnie „Wisła jebana jest” , a poza tym „pierdolnięci jesteśmy od lat…”.
Mniej więcej ten repertuar.
Przed samym stadionem krajobraz typowo krakowski. Sznurek radiowozów ciągnący się wzdłuż całych Błoń, czyli przez dobre kilkaset metrów. Radiowóz za radiowozem, policjant na policjancie. Na stadionu też całkiem gęsto. 700 kibiców Wisły w sektorze dla gości, wszyscy ubrani na czarno i z tylko jedną sektorówką (meczowa oprawa nie przeszła policyjnej kontroli, została zarekwirowana, a potem zniszczona). Festiwal „pozdrowień”, którymi ci przystrojeni w pasy próbują przekazać tym z białą gwiazdą, co o nich sądzą.
Aha, wcześniej jeszcze efektowny przemarsz fanów Wisły z Reymonta w solidnej asyście policji. Tu ciekawostka – kibice jakiś czas temu wpadli na pomysł, że w tym przedmeczowym przemarszu mogliby uczestniczyć także piłkarze, ale zawczasu wybito im to z głów, bo rzecz jasna nikomu w drużynie się to nie uśmiechało. Smuda też zaprotestował w swoim stylu: „no gdzie, jak pójdziemy to nas wszystkich powyrzynająâ€¦”.
Wracając do meczu – zupełnie obiektywnie, stadion Cracovii znacznie bardziej zachęca wszelkich troglodytów do awantur niż ten przy Reymonta. Mniejsza przestrzeń, niższe płoty. Sektor najzagorzalszych kibiców Cracovii wprawdzie po zupełnie przeciwnej stronie niż sektor dla gości, ale co derby to część sympatyków gospodarzy robi wyjątek i przenosi się w pobliże tego drugiego. W efekcie mamy jakieś 20 metrów bufora, kordon ochrony, ciągłą „napinkę” między kibicami jednych i drugich, i wzajemne przerzucanie się petardami.
Mecz oczywiście rozpoczął hymn Cracovii – hymn, który naprawdę bardzo lubimy i uważamy, że niewiele klubów (o ile którykolwiek) w Ekstraklasie może się pochwalić czymś lepszym, a który to jednocześnie podczas spotkań derbowych brzmi jeszcze inaczej niż zwykle. Fraza „nigdy nie zejdę na psy” głośniej niż zwykle. Milion razy głośniej niż „kochałem cię w okręgówce i w pierwszej lidze teżâ€¦” i temu podobne fragmenty.
Generalnie, kibicom Cracovii musimy oddać, że obserwacja ich poczynań, szczególnie w pierwszej połowie, była dziś naprawdę pouczającym zajęciem. Szybko zorientowaliśmy się, że intonowane nieraz hasło „Tylko Pasy, tylko Cracovia!” dopingu w tym dniu najwyraźniej nie dotyczy, bo najgłośniejszy sektor gospodarzy dopiero koło dziesiątej minuty postanowił zaryzykować i przez jakieś trzydzieści sekund nieśmiało wesprzeć swój zespół. W międzyczasie mieliśmy za to pełen repertuar bluzgów (wybaczcie, odnotowywaliśmy to tylko przez pierwsze trzydzieści minut, później daliśmy spokój, dla dobra ogółu):
„Jazda z kurwami, Cracovio jazda z kurwami…”
„Wisła starą kurwą jest, jebać jebać GTS…”
„Wisła krakowska starą kurwą jest”
„Małecki chuj ci na imię…”
„Gola, gola, gola, strzelcie kurwom gola”.
„Buda, buda, buda, łańcuch, pies, oto stara kurwa – GTS”
„Gwiazda biała, znak pedała”.
Uprzedzaliśmy, że nie będzie cytowania poezji…
Ale idąc dalej: jako że dwie kolejki temu na trybunach stadionu Wisły zawisła oprawa z hasłem „Trenuj sporty walki”, derbowa sektorówka Cracovii została przyozdobiona niezwykle sprytnym i wyszukanym „trenuj sprint wieśniaku”. Przez chwilę zastanawialiśmy się nawet jak to jest z tym wieśniakiem, kiedy to derby – krakus gra przecież z krakusem, ale w sumie szybko daliśmy spokój, nie próbując doszukiwać się w tym jakiejkolwiek logiki. Nie warto.
Oczywiście, żeby być sprawiedliwym – na doping pozytywny, pod adresem własnej drużyny, kibice Cracovii też od czasu do czasu potrafili się zdobyć, ale proporcje tego „contra” i tego „pro” przynajmniej w pierwszej połowie była… bez komentarza. No i jeszcze jedno – piszemy o Cracovii, a nie o Wiśle tylko z jednego, prostego powodu: proporcje kibiców zgromadzonych na stadionie (95% biletów dla gospodarzy, 5% biletów dla gości), a także umiejscowienie sektora wiślaków w naturalny sposób zmuszały nas do słuchania tych pierwszych, choć drudzy też z pewnością dłużni nie byli. Oczywiście wtedy, kiedy chciało im się krzyknąć, bo nie mamy wątpliwości, że wśród fanów Wisły, którzy weszli na stadion, nie było wielu „wokalistów”, tylko raczej chętni takich a nie innych wrażeń „sportowcy”. Było zresztą wśród nich paru takich, którzy (próbując sporadycznie, ale jednak…) przegrywali walkę z pleksi oddzielającym sektory – polegającą na skoku na ogrodzenia z pełnym impetem i równie sprężystym odbiciu od niewzruszonej ściany. W fizyce pewnie to się nawet jakoś fachowo nazywa. W każdym razie, nikt nie miał zamiaru ustąpić – ani ścianka, ani skaczący.
Co ciekawe, pod względem dopingu kibiców Cracovii druga połowa była bez porównania lepsza niż pierwsza. Jakby coraz ciekawiej grający piłkarze zachęcili tych siedzących wyżej do większego zaangażowania się w to, co dzieje się na murawie, a nie w to, jak obrzucić błotem tych w czarnych bluzach, siedzących naprzeciw. Tak, druga połowa to momentami moc pozytywnego dopingu. Mieszanka rozczarowania i wściekłości – kiedy nie chciał wpaść gol wyrównujący, radości – po trafieniu Nowaka i takiej pozytywnej zachęty, żeby… „dobić tę kurwę”. No cóż, nikt nie mówi, że było idealnie. Ale przynajmniej nie tak syfiasto jak wcześniej.
Całość idealnie podsumował jeden obrazek zaraz po meczu. Widok faceta, który na swoje nieszczęście wyskoczył z sektora (bodajże z sektora Wisły) na murawę, po czym został wściekle spacyfikowany przez czterech ochroniarzy i odtransportowany do radiowozu – na kilka różnych sposobów: najpierw niesiony w powietrzu, później ciągnięty za nogi po trawie.
Na koniec jeszcze trochę wzajemnej napinki „sektor na sektor”, kilka spięć z ochroną, małe gazowanie i w zasadzie można było wracać do domu. Kolejne derby na wiosnę! Kto zahartowany w ligowych bojach, tego nic specjalnie nie zdziwi. Ale kto chciałby zrobić atrakcyjną reklamę futbolu i atmosfery meczowej co bardziej wrażliwej mamie / babci / wujkowi / dziewczynie / kochance, niech lepiej poszuka innego terminu.





