Mroczkowski chciał Sobola, Ewerthon mógł trafić do Polski, Kuszczak dostaje oferty, a Lenczyk komentuje derby

redakcja

Autor:redakcja

20 września 2013, 07:44 • 8 min czytania

W dzisiejszej prasie warto zajrzeć do „Faktu”, gdzie znajdziecie krótką, ale ciekawą rozmowę z Tomaszem Kuszczakiem oraz do „Dziennika Polskiego”, gdzie Orest Lenczyk skomentował nadchodzące derby Krakowa.
FAKT

Mroczkowski chciał Sobola, Ewerthon mógł trafić do Polski, Kuszczak dostaje oferty, a Lenczyk komentuje derby
Reklama

Były piłkarz BVB, Ewerthon chce grać w Polsce.

– Ewerthon przebywa teraz w Brazylii. Nie ma podpisanego żadnego kontraktu, więc w każdej chwili może związać się umową z nowym klubem. Tak, mogę potwierdzić, że jest zainteresowany grą w Polsce. Zapewniam, że jest w dobrej formie i jeszcze nie jednej drużynie pomoże. Nie chce przy tym zarabiać kroci. Chodzi o zarobki na poziomie 2.Bundesligi czyli w granicach 10-15 tys. euro – mówi Faktowi Karl-Heinz Bohn, niemiecki menedżer Ewerthona.

Reklama

Rozmowa z Tomaszem Kuszczakiem.

Podpisze pan nowy kontrakt z Brighton?
– Nie wykluczam takiej opcji. Były już takie zapytania. Jedyna rzecz, której mi brakuje to awans do Premier League. Wierzę, że uda się w tym sezonie. Już byliśmy bardzo blisko. Chcę być częścią tego projektu. Czuję się tu dobrze. Gram regularnie i myślę, że spisuję się bardzo dobrze. Muszę przyznać, że się tu zadomowiłem. Nie widzę przyczyny, dla której miałbym tu nie zostać. Na razie czekamy, bo jeszcze nie było żadnych rozmów. Jeśli propozycja ze strony klubu się pojawi, na pewno usiądę do negocjacji.

Miał pan inne propozycje latem?
– Były zapytania z Turcji i Rosji, ale nie podejmowałem konkretnych rozmów. Dyskutowałem o tym z rodziną i stwierdziliśmy, że nie chcemy się wyprowadzać. Zmiana kraju nie wchodziła w grę – chyba, że pojawiłaby się jakaś bajeczna oferta. Propozycje mnie jednak nie przekonały. Zostałem w Brighton i chcę dograć tu sezon do końca. Jest plan, żeby awansować. Ten cel napędza mnie do pracy.

RZECZPOSPOLITA

Tekst o stratach finansowych generowanych przez kibiców.

Statystyki policyjne zebrane przez „Rz” szokują. Od 1999 roku do obsługi meczów skierowano aż 2,5 mln policjantów. Kolejne 373 tys. eskortowało kibiców, zarówno jadących samochodami, jak i koleją.

Koszty? Zabezpieczanie meczów to blisko 256 mln zł, a konwojowanie ponad 36 mln zł. Z roku na rok wydatki rosną. W 1999 roku wydano na ten cel 12,5 mln zł, pięć lat później ponad 15 mln zł, a po kolejnych pięciu latach już ponad 20 mln zł, by w 2011 dojść do 28 mln zł.
W tym roku wydano 
już ponad 20 mln zł. A rachunek za 13 lat przekracza 330 mln zł.

DZIENNIK POLSKI

Wywiad z Orestem Lenczykiem.

– A propos Klicha, to ma Pan cichą satysfakcję, że go wciągnął za uszy do ekstraklasy?
– Bez przesady. Nigdy nie szukam swoich zasług, tym bardziej że Mateusz jest synem trenera i wybitnej sportsmenki. Rodzice wiedzieli, co robią. Pamiętam, jak starałem się o niego, kiedy pracowałem w Śląsku Wrocław. W pewnym momencie było wszystko na dobrej drodze, ale pieniądze zdecydowały, że pojechał do Wolfsburga. Później, gdy okazało się, że szkoła trenera Magatha nie bardzo mu służy, to nawet zjawił się we Wrocławiu na rozmowach. Dwóch menedżerów z nim przyjechało, takich łobuzów. Nie wyszło. Ale cieszę się, że trafił do Holandii, że regularnie gra. To, że odnalazł się w reprezentacji, to też zasługa Marka Wleciałowskiego, drugiego trenera kadry, który ze mną pracował w Cracovii i znał Klicha bardzo dobrze.

(…)

– A może uroki emerytury są takie, że Pan już nie chce wracać do pracy?
– Marnej, nauczycielskiej emerytury. Nie byłem policjantem, nie byłem żołnierzem, nie byłem górnikiem, mam 1800 złotych na miesiąc.

– A oszczędności?
– Ja mam troje dzieci, czwórkę wnuków. O jakich oszczędnościach mówimy? [śmiech]

GAZETA WYBORCZA

Tekst o Polakach i obcokrajowcach w Widzewie.

Mroczkowski zdradził też, że latem chciał sprowadzić do drużyny doświadczonych polskich zawodników, m.in. Łukasza Surmę i Radosława Sobolewskiego, ale ze względu na limit płacowy (Widzew nie może płacić pensji wyższej niż 5 tys. zł) sprawa upadła. – Kilku młodych Polaków też mieliśmy na oku, ale wypożyczać też nie możemy. To na kogo mamy stawiać jak nie na obcokrajowców? Ale i tak zatrudniamy młodych zawodników z zagranicy, którzy mają nadzieję się u nas wypromować, i to daje nam nadzieję, że dadzą z siebie wszystko – dodaje.

Właściwie jedynym młodym zawodnikiem z Polski, który ma dziś pewne miejsce w składzie Widzewa, jest 18-letni Patryk Stępiński. – To sygnał dla jego kolegów, że miejsce w wyjściowej jedenastce można jednak wywalczyć, że obcokrajowcy nie muszą go zabierać – mówi Mroczkowski. – Patryk gra, bo jest lepszy od innych na swojej pozycji, zapracował na to.

Prezydent Dutkiewicz chce przechytrzyć Solorza.

Co dalej? Po zlicytowaniu Śląsk już bez żadnych zobowiązań, czyli długów, stałby się tylko własnością miasta. Problem tylko w tym, czy klub zarejestrowany w nowej spółce Wojskowy Klub Sportowy Śląsk Wrocław SA otrzymałby licencję na grę w ekstraklasie. Oficjalnie władze miasta i reprezentujący je mecenas Jacek Masiota zapewniają, że spółka dostanie licencję. Jednak nieoficjalnie mają pewne wątpliwości.

– PZPN i Ekstraklasa to państwo w państwie. Tam może zapaść każda decyzja. Dlatego w najczarniejszym scenariuszu zakładamy, że nowa spółka nie dostanie jednak licencji na występy w ekstraklasie. Ale to nas nie przeraża, gdyż jesteśmy zdeterminowani, aby przejąć Śląsk i odbudować go już bez Solorza – twierdzi przedstawiciel miasta.

Co stanie się ze Śląskiem, gdy nie będzie miał licencji na grę w ekstraklasie? Najprawdopodobniej zacznie rywalizację od III ligi. Po minionym sezonie zbankrutowała Polonia Warszawa i gra teraz w IV lidze, ale w przypadku wrocławskiego klubu może być nieco lepiej.

– Jeśli Śląsk straci licencję na ekstraklasę, to dołączymy go do III ligi – mówi Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Rozmowa z Bogusławem Leśnodorskim o karach.

– Przede wszystkim, to nie kara za odpalenie rac na meczu rewanżowym ze Steauą Bukareszt – zaznacza sternik mistrzów Polski. Chodzi o flagę Wild Boys, która zawisła na meczach z TNS i Molde FK w ramach eliminacji do Ligi Mistrzów. Czcionka napisu na tej fladze była taka sama, jak stosowana przez nazistowskie Niemcy. Dlatego organizacja FARE raportowała do UEFA. Legia musiała rewanż ze Steauą grać bez swojej trybuny ultras, Ł»ylety. – Karę dostaliśmy już po meczu z Molde, ale nie dotyczyła ona tego spotkania. Według przepisów UEFA, zawiśnięcie tej flagi na kolejnym meczu, to recydywa. A w takim przypadku z automatuzamykany jest cały stadion. Tak nas potraktowano. Niedawno rozmawialiśmy z przedstawicielami europejskiej federacji piłkarskiej, wyjaśnialiśmy, ale na niewiele to się zdało

Kruche finanse Lecha.

– Przychody z biletów i karnetów, od sponsorów oraz za prawa telewizyjne wystarczają tylko do pokrycia części wydatków. I to nie tylko nasz problem, ale większości drużyn w ekstraklasie. Co roku byliśmy pod kreską. Świetny rok 2010 posłużył do spłacenia lat poprzednich. 13 mln zł, które mieliśmy na górce, zainwestowaliśmy wówczas w zimowym oknie transferowym. Pozyskaliśmy piłkarzy, niektórym przedłużyliśmy kontrakty. I daliśmy się ponieść bardzo dobrym perspektywom, że teraz już będzie tylko lepiej – opowiada Klimczak. – Tyle tylko, że potem nie zrealizowaliśmy celów sportowych i właśnie dlatego dopadła nas zadyszka, która ciągnie się do dzisiaj – wyjaśnia.

Ten cel sportowy to oczywiście brak awansu do fazy grupowej Ligi Europy już trzeci rok z rzędu. Co prawda, nigdy wpływy z UEFA nie są zakładane w budżecie poznańskiego klubu, ale ich brak nie pozwala na odzyskanie płynności finansowej.

Ekstraklasa przeciwko limitom obcokrajowców.

– Z jednej strony limity w najwyższych ligach mogą okazać się korzystne dla wszystkich klubów, które chcą inwestować w młodych polskich wychowanków. Lech co roku wprowadza przynajmniej dwóch młodzieżowców do I drużyny. Owszem, sprowadzamy obcokrajowców, ale przede wszystkim stawiamy na zawodników wyszkolonych w Akademii Lecha – mówi wiceprezes Lecha i syn właściciela klubu Piotr Rutkowski: – Zastanawiamy się jednak, co z rezerwami Lecha, które grają w III lidze. Rezerwy to prawie wyłącznie wychowankowie, ale czasem występują w nich zawodnicy I zespołu np. wracający do zdrowia po kontuzjach, w tym obcokrajowcy. Mielibyśmy ich wykluczyć z tych meczów?

W lidze są też prezesi, którym pomysł Bońka się jednoznacznie podoba. – W klubie mamy tylko jednego obcokrajowca, żadnego spoza Unii i nie jest to przypadek – mówi prezes Ruchu Chorzów Dariusz Smagorowicz. – Pieniądze, które wydajemy na cudzoziemców, mogłyby trafić do kieszeni polskich piłkarzy, którzy nie grają, no bo są obcokrajowcy – dowodzi szef Ruchu.

Tekst o Arkadiuszu Głowackim.

Głowacki zaznacza, że do 23. roku życia nie miał żadnych kłopotów ze zdrowiem. – Późniejsze kontuzje wynikają z błędów trenerów i moich. Wiem, że to trudne, ale w grupie 25 piłkarzy jednostki potrzebujące szczególnego prowadzenia powinny być specjalnie nadzorowane pod kątem przygotowania fizycznego. Nie miałem problemów u trenerów, którzy pozwalali mi pracować indywidualnie. Bardzo pomógł mi doktor Jerzy Wielkoszyński. Po kolejnej kontuzji byłem zdesperowany, zagubiłem się, nie wiedziałem, co robić. Ktoś podpowiedział mi nazwisko doktora. Pracowałem z nim już wcześniej w Wiśle, kiedy trenerem był Orest Lenczyk i ten czas był dla mnie dobry, owocny. Trafiłem do Wielkoszyńskiego po latach. Lepiej późno niż wcale – tłumaczył Głowacki.

Kontuzje stanęły na przeszkodzie jego wcześniejszego wyjazdu z polskiej ligi. Udało mu się dopiero w wieku 31 lat, chętni znaleźli się w Trabzonie. – Wcześniej za dużo było tych urazów, przestojów. Gdy ktoś mnie oglądał, brakowało meczów w sezonie. Pewnie skauci mówili sobie: „Poczekajmy, zobaczymy, jak będzie w następnym”. I znów łapałem kontuzje. W tej sytuacji trudno było się wypromować – uważa Głowacki.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama