No to mają legioniści swoją wojenkę… UEFA uderza mocniej niż zwykle!

redakcja

Autor:redakcja

19 września 2013, 14:20 • 4 min czytania

Podejrzewamy, że kiedy tylko do siedziby Legii Warszawa wpływa jakiekolwiek pismo z UEFA, Bogusław Leśnodorski dostaje nagłej, niekontrolowanej wysypki, a jego sekretarka czym prędzej prosi o wolne, żeby tylko nie pokazywać się prezesowi na oczy. Sami pisząc o racach i zamykanych sektorach, powoli czujemy się jakbyśmy zjadali własny ogon. Bo ile można? Ciągle ta sama historia. Najpierw parę świecidełek na trybunach, później pisemko z UEFA informujące uprzejmie o karze. Za każdym razem ten sam schemat. Za każdym – równie duża głupota. Nawet nie chcemy się na ten temat powtarzać. Ctrl+C, Ctrl+V.
Tuż przed meczem ze Steauą pisaliśmy tak:

No to mają legioniści swoją wojenkę… UEFA uderza mocniej niż zwykle!
Reklama

„Czy warto umierać za race? Jakkolwiek pytanie brzmi idiotyczne, zadawane jest całkiem serio, ponieważ są na tym świecie osoby, które święcie wierzą, że owszem – warto! Zalęgła się bowiem w ich głowach durna myśl, że race to uosobienie niezależności, niepokorności i wszystkiego czego należy szukać na trybunach piłkarskich. Dodatkowo też raca jest ich zdaniem nieodłącznym elementem widowiska, nawet czasami ważniejszym niż strzał w okienko. Będą więc odpalali, zresztą w ramach protestu czy też walki z UEFA, która „nie będzie nam mówić, jak się kibicuje”. Cóż, właśnie niektórym powiedziała: przed telewizorami.

Raca – trochę dymu, trochę czerwonego światła. Nic specjalnie godnego uwagi. U nas jednak symbol. W normalnym towarzystwie cała rozmowa trwałaby dziesięć sekund:

Reklama

– Nie odpalajcie rac, bo są zabronione.
– W porządku.

Ale nie, u nas tym bardziej odpalić trzeba. Europejskim władzom piłkarskim to w sumie bardzo pasuje, Polacy są – tak to niestety trzeba określić – dojnymi i głupiutkimi krowami, które zapewniają stały dopływ gotówki na konta UEFA. Bo jakże może skończyć się cała ta walka o race na stadionach? Otóż skończyć może się zawsze na dwa sposoby – albo klub musi zapłacić karę finansową, albo zostaje zamknięta trybuna (plus kara finansowa). W żadnych z tych wariantów nie cierpi UEFA, wręcz przeciwnie”.

Jak się okazuje, historia może się skończyć jeszcze na trzeci sposób: KARÄ„ FINANSOWÄ„ I ZAMKNIĘCIEM CAفEGO STADIONU. Otóż właśnie dzisiaj Legia otrzymała najnowszą interpretację ostatnich incydentów, czyli przede wszystkim racowiska podczas meczu ze Steauą w Warszawie (do tego pewnie dołączono jeszcze w pakiecie kilka innych historii, typu flaga niedozwolonej treści, ale racowisko było z pewnością wisienką na torcie). Spektaklu oczywiście bardzo efektownego, o którym pisało się nie tylko w Polsce, ale i w Europie. Ale, do kurwy nędzy, jednak zabronionego, czego w Polsce nikt do wiadomości przyjąć nie zamierza. W UEFA oczywiście myślą o tym w prosty sposób: „w to mi graj! Róbcie tak dalej, a my będziemy na was zarabiać. Przecież nie zależy nam na waszych zyskach ani dobrej frekwencji”. Tym razem europejska federacja zarobi całkiem godnie.

Stadion Legii zostanie zamknięty w całości na mecz z Apollonem.
Ponadto Legia zapłaci gigantyczną karę w wysokości 150 tysięcy euro.

Do tego dochodzi jeszcze opcja zamknięcia stadionu na kolejne spotkanie. Póki co jest to kara tylko w zawieszeniu, ale jakoś jesteśmy spokojni, że kibice z Warszawy zdążą zamanifestować swoje niezadowolenie postępowaniem UEFA i do tego zamknięcia też doprowadzić. Myślicie, że dadzą radę? Albo inaczej: jest ktoś, kto jeszcze w to wątpi?

Oczywiście, można się zżymać, że kara jest absurdalnie wysoka, że nie tylko w Polsce odpala się race i wiesza transparenty na płotach, a jednak nie wszystkich w Europie UEFA piętnuje w równie zdecydowany sposób. Problem w tym, że dla federacji postępowanie Polaczków ma konkretne znamiona – znamiona RECYDYWY. Przecież co mecz to jakaś afera. Jasne, nikt na tych nieszczęsnych racach nie cierpi, nikt pewnie nawet się nie poparzył, zdecydowanej większości się to podoba, ale jednak gdzieś w tle jest jeszcze PRAWO. A prawo niestety zakłada, że tego robić nie można. Za małe z nas siurki, żeby z tym polemizować, nie my będziemy decydować czy można.

Kibice Legii właśnie w bardzo efektowny sposób puścili z dymem 150 tysięcy euro – roczny kontrakt bardzo przyzwoitego piłkarza. A do tego wpływy z prestiżowego spotkania, na który pewnie przyszedłby komplet. Nawet nie chcemy liczyć, jaka to suma, ale na pewno dałoby się za nią zatrudnić poważniejszego piłkarza niż pierwszego lepszego Tomasza Brzyskiego.

No to mają legioniści swoją wojenkę. Do następnego razu! Przecież na pewno nastąpi. Faza grupowa Ligi Europy jest długa!

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama