Jak w tytule: bez wstydu, ale i bez punktów. Zero zaskoczenia, że Legia przegrała w Rzymie z Lazio, w sumie dziwne by było, gdyby wygrała. Chociaż przyznać trzeba, że moment na sprawienie niespodzianki był wymarzony: zbliżające się spotkanie derbowe z Romą sprawiło, że przeciwnicy zagrali nie tylko w nie najmocniejszym składzie, ale dodatkowo na pół gwizdka. Z tego względu właśnie – szkoda, że zespół Jana Urbana nie zrobił więcej i w drugiej połowie w ofensywie w zasadzie nie istniał. Bezradność z przodu bardzo rzucała się w oczy. Bramkarz gospodarzy w drugiej połowie – chociaż Legia bardzo długo goniła wynik – nie miał nic do roboty.
Bardzo przyjemny mecz dla Lazio. Spokojny, niezbyt wyczerpujący, zakończony zwycięstwem odniesionym minimalnym nakładem sił. Legia miała moment, gdy mogła podpiąć rzymian do prądu – gdy Jakub Kosecki znalazł się w sytuacji sam na sam po fantastycznym podaniu Miroslava Radovicia. Niestety, „Kosa” uderzył w środek. To była pierwsza i już ostatnia groźna akcja, później zdarzało się chwilę utrzymać przy piłce czy nawet wywalczyć kilka stałych fragmentów gry, ale strach już zawodnikom Lazio nie zajrzał w oczy ani razu.
Bardzo solidna gra w obronie nie wystarczyła, bo przód nie funkcjonował. Do przerwy dobrze grał Dominik Furman, później troszkę przygasł, ale wciąż trzeba ocenić go pozytywnie. Vrdoljak – zwyczajowo – słaby, kiepsko prezentował się Broź. Zupełnie nieprzekonujący też Ojamaa i niewidoczny, bezproduktywny Marek Saganowski. Jakub Kosecki odczuł, jak się gra, gdy mierzysz się nie z patafianem z polskiej ligi, tylko z silnym i szybkim gościem z Serie A. Jako zespół, Legia była porządna, ale indywidualnie bez szału. Najlepsi chyba dwaj środkowi obrońcy, zwłaszcza Jakub Rzeźniczak znajduje się w świetnej formie, w zasadzie nie popełnia błędów. Sęk w tym, że gdy Lazio na moment przyspieszyło, to szybko strzeliło gola, a później pozamykało wszystkie sektory boiska.
Mecz bez historii. Zagrali. Jedni wzięli co chcieli i pojechali do domów, bez zachodzenia pod prysznic. Drudzy zrobili co mogli, ale wracają bez punktów. Lazio tak czy siak jest faworytem grupy, a gra idzie o to, kto zajmie drugie miejsce – Legia czy Trabzonspor.