Początkowo nawet po sto tysięcy osób na najważniejszych spotkaniach. W późniejszej fazie mecze przerywane wybuchami bomb. Trenerzy, którzy regularnie tracili zawodników nie na rzecz kontuzji, ale na rzecz armii. Jakkolwiek myślałbyś, że podczas wojny są setki ważniejszych spraw niż organizacja rozgrywek futbolowych, tak w nazistowskich Niemczech ostatnie spotkania toczyły się jeszcze nawet w kwietniu 1945 roku. Ostatni mecz, pomiędzy Bayernem Monachium a TSV 1860, został rozegrany na trzy tygodnie przed kapitulacją.
Zacznijmy jednak od 1933. Wtedy to Kicker opublikował obwieszczenie jednego z notabli DFB, niemieckiego związku futbolowego: „Wszyscy członkowie żydowskiej rasy, oraz osoby związane z marksistowskim ruchem, nie mogą zajmować ważnych pozycji w klubach i organizacjach sportowych”. To była tylko zapowiedź nowego początku, bowiem wkrótce zdyskredytowano WSZYSTKICH zawodników, rozwiązano wszystkie kluby. Musiano od nowa starać się o licencję, a piłkarz aby ją otrzymać, musiał mieć rekomendację dwóch powszechnie zaufanych osób, właściwego pochodzenia i poglądów. Wiele klubów nie dało rady powstać z popiołów, w konsekwencji czego ich liczba zmniejszyła się z 600 do ledwie 170. Paradoksalnie wpłynęło to pozytywnie na rodzime rozgrywki, bowiem znacząco wzrósł poziom, było wiele naprawdę mocnych drużyn. Mecze były emocjonujące, stały się wydarzeniami dla całego regionu. Kolejną decyzją DFB było utworzenie rozgrywek centralnych, zamiast – jak było do tej pory – dziesiątek pomniejszych turniejów regionalnych. Tak zrodziła się Gauliga.
Liga miała mieć wielkie znaczenie w trakcie wojny, ale póki ta nie wybuchła, oczkiem w głowie Hitlera była kadra. Reprezentacja nazistowskich Niemiec była organem tyleż sportowym, co dyplomatycznym. Przykładowo w 1935 roku rozegrała towarzyski mecz w Londynie z Anglią – czy ktoś ma wątpliwości, że wynik był tutaj drugorzędny, a liczył się sam fakt odbycia takiego spotkania? Był to przejaw dobrej woli. Normowania stosunków. Przy okazji było wiele możliwości do zakulisowych rozmów. W 1936 podczas olimpiady w Berlinie Hitler chciał, by niemieccy sportowcy na każdym polu pokazali siłę nie tyle kraju, co rasy, a więc by uzasadnili wiarę w jego przekonania. Ćwierćfinałowe spotkanie pomiędzy Niemcami a Norwegią było pierwszym meczem piłkarskim, na którym wódz pojawił się osobiście.
W obecności 55 tysięcy widzów na Postadion Niemcy jednak przegrali z Norwegią 0:2. Adolf na własne oczy obserwował sromotną klęskę swojego kraju, bynajmniej nie ostatnią. Następnego dnia na tę samą murawę wybiegły jedenastki Polski i Wielkiej Brytanii. Absurdalne, że właśnie te reprezentacje spotkały się w sercu Berlina na spotkanie piłkarskie, biorąc pod uwagę wydarzenia, które miały odbyć się niebawem. Awans do strefy medalowej wywalczyli Polacy wygrywając 5:4, odnosząc wielki triumf w Berlinie. Futbolowo pokazując reprezentacji Niemiec plecy i nawet jeśli ostatecznie nie przywieźli medalu, to turniej był dla nich sukcesem. Kadra Niemiec nie zrehabilitowała się dwa lata później na mistrzostwach świata we Francji, gdzie przy gigantycznych gwizdach, ciągłych wyzwiskach ze strony trybun, przegrała już w pierwszej rundzie ze Szwajcarami. Zbliżała się wojna, mecze międzypaństwowe naturalnie przestały być rozgrywane, ale liga w samych Niemczech kwitła.
To niesamowite, że do prawie samego końca wojny tak dbano, by rozgrywki piłkarskie toczyły się na tyle normalnym tokiem, na ile to było możliwe. Futbol był postrzegany jako bardzo wartościowy. Po pierwsze, jako podnoszący morale ludności. Dający ludziom zajęcie, rozrywkę, odrywający od z roku na rok coraz trudniejszych warunków życiowych. Dlatego też Gauliga wraz z postępem wojny stawała się dla władzy coraz ważniejsza. Z czasem, gdy Niemcy podbijali kolejne terytoria, do ligi dołączały też kluby z innych krajów; dlatego choćby Rapid Wiedeń ma w swojej historii jedno mistrzostwo Niemiec. Jeszcze w 1944 finał ligi oglądało 70 tysięcy ludzi. Skala organizacji takiego wydarzenia, szczególnie biorąc pod uwagę w jak trudnej sytuacji były już w tym roku Niemcy, tylko pokazuje wielkie znaczenie piłki, a także iż faktycznie ludzie żyli futbolem. Spragnieni byli normalności, a chodzenie na mecze było jej namiastką? Być może. W 1945 rozpoczął się ostatni sezon.
Grano na zrujnowanych stadionach, wiele z nich po bombardowaniach. Podróże były coraz trudniejsze, dlatego zaprzestano rozgrywek centralnych, wrócono tylko do regionalnych. Wyniki były coraz bardziej jednostronne, bowiem tylko niektóre zespoły zachowały jako takie kadry – rekordem było zwycięstwo 32L0 pomiędzy Germanią Mudersbach a FV Engen. Wreszcie nadszedł 23 kwietnia, wspomniany mecz pomiędzy Bayernem i TSV. Bayern przez cały okres nazistowski był jednym z najbardziej uciskanych zespołów przez władze centralne. To był klub, który uchodził wręcz w kręgach Hitlera za „żydowski”, bowiem w Monachium ludzie nie raz i nie dwa ryzykowali wiele, by poprzez działalność klubową uratować Ł»ydów. Bayern jednak miał bardzo silną pozycję w lokalnej społeczności, dlatego mimo wszystko centrala musiała go akceptować. Mścili się na tyle, na ile mogli, choćby wysyłając piłkarzy Bayernu na najdalsze, najgorsze fronty. Zawsze z kadrą klubową na mecze podróżowało też gestapo. Dla odmiany TSV był klubem wspieranym przez nazistów, miał być przeciwwagą dla Bayernu, z czasem przekonać lokalną społeczność do siebie i zmarginalizować rywala zza miedzy. Dlatego też tak niezwykłe jest, że to właśnie te dwa zespoły rozegrały ostatni mecz w historii Gauligi, ostatni mecz w historii III Rzeszy. Klub wspierany przez hitlerowców kontra klub będący w największej do nich opozycji. Wynik?
3:2. Zwycięstwo Bayernu. Symboliczne? Nie mogło być bardziej.